sobota, 15 kwietnia 2023

9.2 "They can say anything they want cause they don't know us."

Wraz z początkiem dnia pojawił się lekki wiatr, który wzmógł fale na wodzie. Z błogim uśmiechem przysłuchiwałam się jak w charakterystyczny dla siebie sposób szumią, wystawiając twarz wprost do porannego słońca. Bajamar oraz cała Teneryfa powoli budziły się do życia. W oddali słychać było odgłosy samochodów oraz pojedyncze ludzkie głosy. Na wodzie pojawiły się pierwsze jachty i kutry rybackie. Życie toczyło się swoim zwyczajnym rytmem, a jednak czułam, że coś się zmieniło. Oparta plecami o nagą klatkę piersiową Pedro, ze stopami zakopanymi w ciepłym złocistym piasku, obserwowałam otoczenie dostrzegając szczegóły na które zapewne nie zwróciłabym uwagi w innych okolicznościach. Dziś wszystko miało wyraźniejszy kolor. Intensywniejszy zapach.
Na sobie miałam białą koszulę chłopaka, która bez problemu mogłaby służyć za moją nową sukienkę sięgającą w pół uda. Szczególnie że ta, która nią faktycznie była, nie nadawała się w tej chwili do założenia. Pedro był w lepszej sytuacji bo w samochodzie woził swoje zapasowe dresy, mając zamiar je założyć gdy tylko postanowimy wrócić do jego rodzinnej miejscowości.
Ale mi było tu dobrze. Mimo, że nie spałam całą noc.
- Jak się czujesz? - spytał gładząc dłonią mój brzuch. - Nic Cię nie boli?
- Jak sądzisz? Czy określenie "czuję się jak kobieta" będzie w moim przypadku najbardziej trafne? - zerknęłam na niego kątem oka. Zaśmiał się pod nosem w odpowiedzi. - Mam trochę obolałe mięśnie, ale to bardzo przyjemny ból. Po za tym marzę o kawie z dobrym ciastkiem. - rozmarzyłam się. - Albo z pączkiem!
- Da się to załatwić. - rozbawiony oplótł ramionami moją talię, a głowę ułożył delikatnie na mojej.
- Pedro? - zaczęłam niepewnie bawiąc się rzemykiem na jego nadgarstku. - A ty? Jak ty się czujesz? Nie rozczarowałam Cię? - znów na niego zerknęłam, ale tym razem lekko speszona. Wpatrywał się we mnie zdezorientowany, aby na koniec parsknąć śmiechem.
- Ty jak sobie coś ubzdurasz w tej babskiej głowie ... - pokręcił swoją własną z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. - Chcesz prawdy? Proszę bardzo. Jestem ogromnie usatysfakcjonowany, że zdążyłaś przede mną bo uwierz mi, ale byłem na granicy wytrzymałości. - jego usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu, a ja się zarumieniłam. - Tak na mnie działasz ... kobieto. - podkreślił. - Moje męskie ego skoczyło po dzisiejszej nocy na najwyższy poziom.
- Cóż, miało do tego prawo. - przyznałam cicho.
- Ok, sprawę twoich wyimaginowanych kobiecych kompleksów mamy za sobą. - trzepnęłam go oburzona w udo na te słowa, ale kompletnie się tym nie przejął. - Dostałaś świeżutkie wydanie Club del Deportista?
- Daniela odebrała moją pocztę, więc zapewne jest pomiędzy innymi listami i paczkami. - wzruszyłam ramionami. - Twój tata kupił jeden egzemplarz i pokazał mi go powierzchownie. Nie miałam okazji, aby dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć. Wyglądamy w miarę przyzwoicie?
- Ty wyglądasz bosko jak zawsze. Złożysz mi swój autograf na zdjęciu? - błysnął swoimi zębami.
- Bardzo śmieszne.
- Nie żartuję. Jestem twoim największym fanem!
- Więc powinieneś mi wsunąć do kieszeni karteczkę ze swoim numerem albo nazwą Instagrama. - odwróciłam twarz, aby spojrzeć mu w oczy. Rozgryzł w mig moją aluzję. - Przyznaj, że zawsze obczajasz ich konta.
- Czy my właśnie wkraczamy na grząski grunt? - przymrużył swoje powieki. Na jego ustach błąkał się cwaniacki uśmieszek. - To pytanie pułapka. Cokolwiek nie powiem i tak będzie źle.
- Ok, nie ważne. Mam to gdzieś. - wzruszyłam ramionami.
- No jasne! - parsknął przytulając mnie mocniej. - Wszystkie karteczki lądują w koszu. Chyba, że dorwie się do nich Gavi bo uwielbia się ze mnie ponabijać, a siebie oczywiście dowartościować. Twierdzi, że te ładniejsze lecą tylko na niego. - przewrócił oczami.
- Tak mi przykro, że tobą zainteresowane są tylko okularnice. - zachichotałam rozbawiona.
- Jeśli chodzi o Ciebie to Gavi stwierdził, tonem psychiatry z wieloletnim stażem, że problem leży w twojej głowie i nie bez przyczyny nosisz okulary. - mruknął oburzony, a ja zaśmiałam się w głos. - Cieszę się, że chociaż ty rozumiesz jego poczucie humoru.
- Potrafię się z siebie śmiać. - zauważyłam. - To co z tą kawą?
- Chodź przylepie. - podniósł się z koca i wyciągnął ku mnie swoją ciepłą dłoń, a gdy tylko stanęłam na nogach, przyciągnął mnie do siebie i pocałował. - Polecę z tobą wieczorem do Madrytu. - oznajmił niespodziewanie gdy tylko odsunęliśmy swoje usta od siebie. Wpatrywałam się w niego zdezorientowana. - Mam dwa dni wolnego, a twój ojciec prosił o rozmowę ze mną.
- Nie musisz się z tym spieszyć. - zapewniłam.
- To nie chodzi o pośpiech. - założył kosmyk moich włosów za ucho. - Ty już znasz moją rodzinę i przyjaciół. Czuję się trochę jak tchórz, a wcale się nie boję stanąć przed twoimi rodzicami.
- Ta twoja męska duma. - zacmokałam.
- Te twoje wyimaginowane kompleksy. - odpowiedział w tym samym tonie.

*


- Kolejnego dnia obudziłam się we własnym łóżku, we własnym mieszkaniu na ostatnim piętrze. Rozciągnęłam się niczym zadowolony kociak czując same pozytywne emocje. Z uśmiechem odwróciłam głowę na drugą połowę łóżka, która ku mojemu zaskoczeniu była pusta. Podparłam się na łokciach skanując sypialnie zaspanym spojrzeniem.
- Pedro?! - zawołałam w głąb mieszkania, ale odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Zerknęłam na elektryczny zegarek stojący na nocnym stoliku, który wskazywał godzinę 10.
Ani to pora biegania, ani zakupów, po za tym wyjście z mieszkania równało się z natychmiastowym ryzykiem rozpoznania. Już cała podróż z Teneryfy do stolicy Hiszpanii była niezwykle stresująca. Miałam wrażenie, że każda mijana przez nas osoba, przyglądała nam się uważnie, a w pogotowiu przygotowany miała telefon, aby uwiecznić nasze złączone dłonie. Wątpiłam, aby kaptur na głowie chłopaka był dobrym kamuflażem, skoro nie było w Hiszpanii osoby, która by go nie znała.
Z drugiej strony osobiście poznałam Gavirę po chodach, czego nie zrobiło całe lotnisko w Barcelonie, więc istniała szansa, że przemknęliśmy przez tłum niezauważeni.
Niechętnie opuściłam ciepłe łóżko, aby na boso przemierzyć całe mieszkanie w poszukiwaniu bruneta. Tak jak sądziłam byłam sama w czterech ścianach. Chciałam chwycić do rąk telefon gdy w oczy rzuciła mi się żółta karteczka na samym środku szklanego stolika.


"Jestem u twoich rodziców. Przepraszam, ale chciałem z nimi porozmawiać w 'sześć oczu'. Nie bądź zła. Kocham Cię."

 

 
Bębniąc paznokciami o kierownicę mojego samochodu zastanawiałam się jakie narzędzie tortur mam wybrać, aby wybić brunetowi głupie pomysły z głowy. Wiedziałam, że chciał mi się odwdzięczyć pięknym za nadobne. Doskonale zdawał sobie sprawę, że denerwuję się jego spotkaniem z moim kochanym tatusiem i wolałabym przy tym być, ale nie! Musiał się zemścić za to, że przeze mnie prawie osiwiał przed dwudziestką gdy zawzięcie milczałam ignorując jego połączenia.
- Ruszcie się, do cholery! - syknęłam pod nosem. Korek w centrum Madrytu, choć nad wyraz irytujący, był zjawiskiem jak najbardziej normalnym w tych godzinach. Był czymś, czego niestety nie mogłam uniknąć w drodze do mojego rodzinnego domu, gdzie obecnie chciałabym się znajdować.
Nie żebym podejrzewała ojca o zabójstwo z premedytacją, ale byłam osobą praktyczną i zawsze wolałam dmuchać na zimne.
Z ulgą minęłam bramę z nazwą "La Moraleja" wjeżdżając do znajomej dzielnicy. Mój telefon się rozdzwonił, a na jego ekranie migał nieznajomy mi numer. Odebrałam od razu wciskając funkcję głośnomówiącą.
- Słucham?
- Martina Svedin? - usłyszałam po drugiej stronie stanowczy, aczkolwiek sympatyczny kobiecy głos. Przytaknęłam zwalniając na widok domu. Ze schowka wyciągnęłam automatyczny pilot, którym uruchomiłam bramę. - Nazywam się Maribel Sanchez. Jestem redaktorką naczelną magazynu Vanity Fair Spain.
- Oh, tak myślałam, że skądś znam pani nazwisko. - zatrzymałam się na podjeździe. - W czym mogę pomóc? - pierwszą moją myślą była sesja zdjęciowa na którą nie miałam w tym momencie ani czasu ani ochoty.
- Dzwonię osobiście z propozycją ekskluzywnego wywiadu. - skrzywiłam się. Po chwili jednak zdziwiło mnie, że kobieta ma mój numer i nie skierowała owej propozycji najpierw do agenta mojej matki, który zajmował się także moimi interesami. - Oczywiście nie musi się to odbyć w najbliższym czasie. Poczekamy, aż będziecie państwo na to gotowi.
- My, to znaczy kto? - odpięłam pasy marszcząc swoje brwi.
- Mam na myśli panią i Pedri'ego Gonzalez'a.
- Ja i Pedri? - zdziwiłam się jeszcze bardziej. - Dlaczego mielibyśmy kolejny raz wspólnie wystąpić w sesji zdjęciowej? Przecież on nie jest modelem. - zaśmiałam się nerwowo.
Odkąd w kioskach pojawiło się najświeższe wydanie Club del Deportista, powiadomienia pragnęły wręcz rozsadzić mój telefon. Byłam na ustach chyba wszystkich fanek Gonzaleza. Nie czytałam ich komentarzy, choć Carlota zapewniła, że nasza sesja została przez większość odebrana dość pozytywnie.
Tsaa ... bo nie wiedziały wszystkiego.
- Moja propozycja jest raczej zapewnieniem sobie pierwszeństwa. - kobieta uważnie dobierała każde słowo dezorientując mnie jeszcze bardziej. - Jak doskonale pani wie, nasz magazyn nie interesuje się plotkami, a prawdą. Nie jesteśmy gazetą pokroju Hola Espana czy Semana.
- Ja nadal nie rozumiem. - mruknęłam.
- Chcielibyśmy oddać wam głos gdy będziecie gotowi oficjalnie potwierdzić swój związek, który wywołał burzę w internecie. - oznajmiła, a mnie wbiło dosłownie w oparcie siedzenia. - Proszę zapisać sobie numer z którego dzwonię. To mój prywatny. Gdyby się państwo zdecydowali przerwać milczenie, nasz profesjonalny zespół będzie czekał z otwartymi rękoma. Zapewniamy również uszanowanie prywatności, którym nie mogą się pochwalić inne gazety.
- Dziękuję. - wydukałam będąc nadal w szoku, po czym zakończyłam rozmowę z kobietą grzecznościowymi słowami. Z szybkością światła wpisałam w telefonie odpowiednie frazy i wytrzeszczyłam oczy na widok amatorskich zdjęć samozwańczego paparazzi, który zrobił nam zdjęcia na Teneryfie. Kupowaliśmy na nich kawę i wracaliśmy objęci do samochodu nie szczędząc sobie pocałunków. Obawiałam się nakrycia podczas naszej podróży do Madrytu, a okazała się być bezpieczniejsza niż rodzinne miasto Pedro.
Nie rozumiałam jednak ... dlaczego? Kim był człowiek, który zrobił nam takie świństwo? Jaki miał w tym cel? Dlaczego bez zgody obdarł nas z prywatności? Rozumiałam paparazzi, to była ich praca. Ale anonimowa osoba?
Powlokłam się w stronę domu z ciężkimi niczym ołów nogami. Już zapomniałam o tym, że byłam zirytowana dziecinnym zachowaniem Pedro. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka przywitana od progu żywą dyskusją w salonie. Zaciekawiona skierowałam swoje kroki w jej stronę, po czym stanęłam w progu i oparłam się bokiem o ścianę obserwując całą scenę.
Stella siedziała obok Pedro na kanapie i uważnie patrzyła jak kreśli niezrozumiałe dla mnie wzory na kartce papieru. Obok na fotelu siedział tata i co chwilę mu żywo podpowiadał. Cała trójka miała pochylone głowy nad stolikiem.
- No dobra ... a co jak przeciwniczka przejrzy moje zamiary?
- Nie przejrzy jeśli wykorzystasz zmyłkę o której Ci mówiłem. - Pedro posłał mojej młodszej siostrze pokrzepiający uśmiech. - Przećwiczymy ją w najbliższym możliwym czasie bo praktyka jest ważniejsza od teorii. Sam osobiście nie lubię słuchać o schematach. Wolę je po prostu przećwiczyć.
- O Boże, ja też!
- Więc się dogadamy.
- To może w ogrodzie przed obiadem? - tata zatarł dłonie. - Bo zostaniesz u nas na obiad, prawda?
- Obiecałem to pańskiej żonie.
- To ja biegnę po piłkę! - zawołała Stella zrywając się kanapy. Sekundę później stanęła jak wryta na mój widok. - Oh, Martina.
- Tak, Martina. - burknęłam pod nosem. - Przeszkadzam? Bo widzę, że zapomnieliście o moim istnieniu. - założyłam ręce na piersi.
- Bzdury opowiadasz księżniczko. - zaśmiał się tata. - Przez cały czas o tobie rozmawialiśmy.
- Pedro, możemy porozmawiać? - zwróciłam się do bruneta, który uważnie mnie obserwował. - Na "osobności"? - zironizowałam. Kiwnął głową i udał się w ślad za mną na piętro, a następnie do mojego pokoju, który nic się nie zmienił odkąd się z niego wyprowadziłam.
- Nie rozumiem dlaczego jesteś zła. - zaczął gdy zamknęłam za nami drzwi. - Chcę mieć jak najlepsze relacje z twoją rodziną.
- Nie o to jestem zła. - prychnęłam. - Jestem zła o te wszystkie tajemnice! - Pedro parsknął pod nosem i sam założył ręce na piersi. Ok, byłam hipokrytką w tym momencie. - Jestem zła bo obcy ludzie wpieprzają się do mojego życia i nie szanują mojej prywatności! Jestem zła bo nie jestem pieprzoną Julią, a ty nie jesteś pieprzonym Romeo, choć w tym momencie jacyś skończeni idioci bez własnego życia próbują nas dopasować do tych ról! A po za tym zbliża mi się okres i mam ochotę wszystkich wokół udusić! - tupnęłam nogą.
- Mnie też?
- Nie. - jęknęłam, a moje ramiona opadły. - Ale taka właśnie jestem w tym okresie miesiąca. - machnęłam rękoma czując jak łzy napływają do moich oczu. - Przewrażliwiona, płaczliwa i sfrustrowana. I wiecznie głodna. Psychiczna!
- Czyli jak ja po przegranym meczu. - przyciągnął mnie do siebie i mocno objął. - Chyba wiem co wprowadziło Cię w ten nastrój. - wyszeptał z ustami przy mojej skroni. - Widziałaś zdjęcia? - skinęłam głową w odpowiedzi napawając się zapachem jego perfum. - Wiem kto to zrobił.
- Słucham? - uniosłam głowę.
- Giana. - mruknął z niesmakiem. - Pochwaliła się tym osobiście Fernando.
- Ale ... dlaczego?
- Ciebie z nieznanego powodu nie lubi, a do mnie ma żal, że się od niej odwróciłem. No i jest jeszcze mój brat, który zranił jej uczucia. - słuchałam go uważnie gdy gładził uspokajająco moje plecy. - Jeśli miała to być jakaś forma zemsty z jej strony to jej się nie udała bo nie damy jej tej satysfakcji. - przyłożył swoje czoło do mojego. - Przecież nie robimy nic złego. Kochamy się i jesteśmy ze sobą szczęśliwi.
- Twoje fanki chcą mnie powiesić. - jęknęłam.
- Przesadzasz. Mają jeszcze Gavi'ego. - zaśmiał się.
- Gavi też się kiedyś zakocha.
- Oh, zaznaczę ten szczególny dzień różowym długopisem w kalendarzu. O ile kiedykolwiek nadejdzie bo do miłości trzeba najpierw dojrzeć. A w tym przypadku obaj z Fernando mogą podać sobie dłonie.
- Nie zgadzam się. - pokręciłam głową. - Uważam, że nie spotkali jeszcze odpowiednich osób do pokochania. Po za tym, Gavi pomógł nam wrócić do siebie. - przypomniałam mu. - Dlaczego miałby nam pomóc skoro nie wierzyłby w miłość?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - Pedro się zamyślił. - Ze względu na naszą przyjaźń?
- Przyjaźń to również forma miłości. Czasami nawet trwalsza.
- Czyli uważasz, że Gavi w jakiś pokręcony i dziwny sposób mnie kocha? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Owszem, ale miłością braterską. - zaśmiałam się na widok jego miny. - Odwzajemniasz to uczucie. Droczycie się ze sobą, ale i tak skoczyłbyś za nim w ogień.
- Po prostu trzeba go mieć na oku.
- Oj Pedro.
- Wiem, wiem. Masz rację. - pocałował mój nos. - Nie przejmuj się już tym wszystkim. Pogadają i przestaną. A teraz mam dla Ciebie propozycję. - położył dłonie na moich biodrach. - Zaparzysz sobie kawę i poplotkujesz z mamą na tarasie, a ja trochę zaimponuje twojemu ojcu w ogrodzie. Obiecałem Stelli nauczyć ją kilka trików.
- To mi powinieneś imponować. - zmarszczyłam nos.
- Wieczorem. - szepnął mi do ucha wywołując dreszcz ekscytacji przecinający mój kręgosłup.

Pedro zapomniał o dość ważnej rzeczy. Końcówka listopada w Madrycie nie była tak przyjemnie ciepła jak na Teneryfie. Oczywiście, to nie była jeszcze Szwecja, ale nie miałam zamiaru siedzieć opatulona kocem na tarasie, aby obserwować jak trójka zapalonych na punkcie piłki nożnej wariatów biega rozgrzana po ogrodzie. Wystarczy mi chorób i innych przeziębień na ten rok. Co nie oznacza, że nie obserwowałam ich przez zamknięte tarasowe drzwi. Uśmiech sam wpływał na moje usta gdy widziałam jak Pedro doskonale dogaduje się z moim ojcem i młodszą siostrą.
- To bardzo sympatyczny chłopak. - zauważyła mama stając obok mnie. - I bardzo przystojny. Zablokuj możliwość komentowania na twoich mediach społecznościowych na pewien czas. - poradziła. - Za moich czasów były to listy z pogróżkami.
- Czasami nie rozumiem ludzi. - westchnęłam.
- Skup się na sobie. Na was. Resztę zignoruj.
- Chciałabym być tak silna jak ty wtedy.
- Jesteś. - poczułam jak mama gładzi moje włosy. - Jesteś silna i mądra. Pedro Cię kocha, a to jest najważniejsze. Opowiedział nam całą waszą historię. Od samego początku. - oderwałam wzrok od ogrodu, aby przenieść go na matkę. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego dusiłaś to w sobie?
- Nie wiem ... - wyjąkałam zaskoczona. - Może chciałam zapomnieć, a mówienie o tym mi nie pomagało? Nigdy o tym nie myślałam. - pokręciłam głową. - Wiedziała tylko Daniela. Jesteś zła?
- Może troszkę zawiedziona.
- Mamo to nie ma z tobą nic wspólnego. To nie tak, że Ci nie ufałam. Po prostu sama myśl o tym mnie bolała ...
- Następnym razem pamiętaj, że jestem zawsze obok. - objęła mnie. - Zawsze Cię wysłucham i nigdy nie ocenię. Nie zamykaj się w sobie. Wiem, że z całej waszej trójki, ty najbardziej jesteś podobna do mojej części rodziny, ale my Szwedzi wcale nie jesteśmy aż tak bardzo zdystansowani.
Chwilę później do salonu wparowała pozostała trójka. Mama pokręciła z politowaniem głową na widok ojca, który był cały mokry i wykończony, ale szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Poinformował nas, że idzie wziąć prysznic i tyle go widzieliśmy. Stella pociągnęła Pedro do kuchni, aby napić się wody. Sama dopiłam swoją kawę i ruszyłam ich śladem. Przystanęłam przed wejściem słysząc przyciszony głos siostry.
- Czy aby na pewno ta cała Lieke nie jest zagrożeniem?
- Lieke jest tylko moją przyjaciółką. - Pedro upił łyk wody. - Nie musisz się martwić o Martinę, a tym bardziej nikogo z premedytacją faulować.
- To było jedynie ostrzeżenie. - odpowiedziała niewinnie. - Następnym razem tobie nogę podłożę.
- Nie będzie żadnego następnego razu. Rozumiem twój punkt widzenia, ale zapewniam Cię, że nigdy nie skrzywdzę twojej siostry. To godne podziwu, że stajecie w swojej obronie, ale Stella ... nie na boisku, dobrze? Możesz zaszkodzić sobie i swojej karierze.
- Wkurzyła mnie, ok? Ta cieszynka sprawiła Martinie przykrość.
- Wiem. - brunet westchnął ciężko i przeczesał swoje włosy. - Ale wszystko sobie wyjaśniliśmy, a ja mam nową cieszynkę. Specjalnie dla niej. W sumie to wymyśliłem ją już w Las Palmas i nie mogłem się doczekać kiedy ją zobaczy. - moje serce zabiło mocniej na te słowa, a w brzuchu podekscytowane motyle wzbiły się do lotu. - Wszystko jest dla niej. Nawet moje gole.

***



1 komentarz:

  1. To musiał być przepiękny poranek dla naszej dwójki zakochańców :) Oboje odmienieni, ale promienni i co najważniejsze szczęśliwi. Z tym uczuciem mogliby przenosić góry i nic nie byłoby im straszne, jestem o tym przekonana. Oczywiście nie mogło zabraknąć zabawnych przepychanek, ale takie droczenie się jest na porządku dziennym, Pedro ma swoją "okularnicę", więc niepotrzebne mu jakieś inne panny z Instagrama :D Ja tam wierzę w Gaviego!
    No i masz! Pedro wybrał się z Martiną do Madrytu i sam postanowił udać się do jej rodzinnego domu, by stanąć twarzą w twarz z przyszłym teściem ^^ Martinę to lekko zirytowało, a dodać do tego wścibski telefon, zdjęcia, które obiegły Internet oraz zbliżające się te dni... Istna mieszanka wybuchowa. Na całe szczęście Luis Figo w pełni zaakceptował wybranka Martiny, a Stella już mocno zdążyła go polubić :) Wiedział jak wkupić się w łaski rodziny, oj wiedział ^^
    Ja tak przeczuwałam, że to Giana za wszystkim stoi! Ugh, niech ona zostawi ich już w spokoju, bo po prostu... Dość już zła wyrządziła.
    Mama Martiny była lekko zawiedziona tym, że dziewczyna nie wyznała jej prawdy, ale na szczęście zrozumiała i dała ogromne matczyne wsparcie :)
    Słowa Pedro na końcu <3

    OdpowiedzUsuń