środa, 20 kwietnia 2022

5. "I learned to take the seconds out of time ..."

Strój jednoczęściowy czy bikini? Kolor czarny czy biały? A może z motywem kwiatowym? Westchnęłam zrezygnowana przyglądając się krytycznie swojemu ciału w dziesiątym stroju z kolei. A może w dwunastym? Przestałam liczyć prawdopodobnie po piątym. Zdecydowanie miałam ich za dużo w szafie co w tej chwili doprowadzało mnie do migreny. Chciałam wyglądać ładnie, odpowiednio, a przede wszystkim ukryć swoje niedoskonałości. Nie chciałam, aby znajomi Pedro pukali się z niedowierzaniem w czoła z powodu jego wyboru. Ugh, miałam już z tym skończyć. Obiecałam mu. Mam cholernie zgrabne ciało! To jego słowa, które miałam sobie wryć do tej upartej głowy. Byłam chudzielcem z małymi piersiami, ale dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Podobałam mu się taka jaka byłam. Taka go pociągałam. Bo chyba tak było, prawda? Zarumieniłam się co odnotowałam w lustrzanym odbiciu. Postanowiłam nie paradować przed jego znajomymi zbyt roznegliżowana. Grill nad basenem wydawał się być dość ciekawym pomysłem, ale to nie była plaża, ani amerykański film dla nastolatków. Dlatego też zdecydowałam się na dwuczęściowy strój w czarnym kolorze, a do tego jeansowe spodenki z którymi nie zamierzałam się rozstawać bez potrzeby. Całość dopełniał krótki ciemny top i rzymianki na stopy. Wiążąc włosy w wysokiego kucyka stwierdziłam, że w tym wydaniu mogę się pokazać ludziom na oczy. Zadowolona opuściłam łazienkę wpadając na przechodzącą obok osobę.
- Oh, przepraszam! - odskoczyłam od Federico.
- Miałem właśnie zamiar zapukać.
- Zasiedziałam się, prawda?
- Nic nie szkodzi. W końcu to Twój dom. - uśmiechnął się przyjaźnie co odwzajemniłam. Poczułam wyrzuty sumienia. Uciekałam przed nim niczym przysłowiowy diabeł przed święconą wodą, a przecież to nie jego wina, że Beltran miał nie po kolei w głowie. - Więc ... mogę? - wskazał drzwi od łazienki.
- Tak! - odskoczyłam w bok. - Javier? Może masz ochotę wypić ze mną kawę na tarasie? Te śpiochy zejdą na dół zapewne w samo południe. - skinęłam głową w stronę piętra. Chłopak z chęcią przystał na moje zaproszenie. Nucąc pod nosem przygotowałam dwa kubki z intensywnie pachnącą życiodajną cieczą, a z szafki wyciągnęłam herbatniki. Ułożyłam wszystko na tacy i ostrożnie zaniosłam na taras gdzie czekał na mnie nowy znajomy.
- Dziękuję. - odebrał ode mnie kubek.
- Przepraszam, że musiałeś być świadkiem moich sporów z siostrą i Beltranem. - zaczęłam chcąc choć trochę usprawiedliwić moje chłodne zachowanie. - Razem tworzą tornado, które dość często doprowadza mnie do szału. Długo znasz się z tym błaznem?
- Rozumiem Cię. - upił łyk kawy. - Jesteś już dorosła i masz swoje własne życie.  Swoich znajomych i plany z nimi związane. Nikt nie lubi być ograniczany czy stawiany przed faktem dokonanym. Ale z drugiej strony dla Danieli zawsze będziesz młodszą siostrą, którą trzeba prowadzić za rękę. Nie wierzę, że nie masz podobnych opiekuńczych odczuć względem Stelli. - wbił we mnie uważny wzrok. Skinęłam nieznacznie głową w odpowiedzi. - A Beltran? Uwierz mi bądź nie, ale on również tak Cię postrzega. Wczoraj pół wieczoru stał w oknie i czekał kiedy wrócisz. - zaśmiał się. - Zastanawiał się czy dobrze zrobił pozwalając Ci wsiąść na motor i czy to jest w ogóle bezpieczne.
- Był zazdrosny. Zresztą, to nie ja kierowałam tylko Pedro. - wzruszyłam ramionami. - A po za tym Beltran go nie zna, więc niech się nie wymądrza.
- Więc może powinnaś ich sobie przedstawić? - zasugerował. - Im bardziej ukrywasz tego chłopaka tym gorsze wizje pojawiają się w głowie Beltrana.
- Szczerze? - zniżyłam głos do szeptu. - Boję się, że Pedro ucieknie gdzie pieprz rośnie gdy go pozna. - śmiech Javiera przeciął prawdopodobnie pół wyspy. - Dopiero zaczęliśmy się spotykać. Najpierw niech pozna moje zalety. Wady będę mu ujawniać stopniowo. Beltran i jego niewyparzony język należą do jednych z nich.
- Związek polega na akceptacji swoich wad.
- Jesteś ekspertem w tej dziedzinie? - odbiłam piłeczkę.
- Jestem romantykiem i artystą.
- Czym się zajmujesz?
- Jestem fotografem. Odpowiadając na pytanie, które mi wcześniej zadałaś ... właśnie w ten sposób poznałem Beltrana. Podczas sesji zdjęciowej Danieli.  Zaprzyjaźniliśmy się dość szybko. Twoja siostra uwielbia gdy to ja ją fotografuję. Mówi, że jestem ekspertem od zakrywania wad. Jakby jeszcze było co zakrywać w jej przypadku. - machnął niedbale dłonią.
- Nie mów tego głośno.
- Podobno Ty również pozujesz.
- Okazjonalnie. Mama twierdzi, że mam fotogeniczną twarz. Nie wiążę z tym przyszłości aczkolwiek pozwala mi to w byciu niezależną. Na studiach będzie to zbawienne bo nie będę musiała szukać dorywczej pracy.
- Twoja mama zna się na rzeczy. - przyjrzał mi się dokładnie. - Z chęcią porobiłbym Ci zdjęcia. - zarumieniłam się na te słowa co Javier z rozbawieniem odnotował. - Mówię to jako profesjonalny fotograf, a nie tani podrywacz. - uniósł ręce w geście poddania. - Beltran w roli swatki jest fatalny, prawda?
- Ja ... umm ...
- Spokojnie. - zaśmiał się. - Nie szukam w tym momencie dziewczyny. Szczególnie te zajęte nie są dla mnie interesujące. Choć Beltran miał rację co do Ciebie.
- Co takiego Ci powiedział?!
- To zostanie pomiędzy mną, a nim. Ale uwierz, że ma on o Tobie bardzo dobre zdanie. - w tym samym momencie na taras wyszedł mój zaspany szwagier drapiąc się po rozczochranej głowie. Przyjrzał się uważnie naszej dwójce unosząc brwi ku górze. Na jego usta wpłynął dwuznaczny uśmieszek. Przewróciłam oczami informując męskie towarzystwo, że wychodzę i nie wiem kiedy wrócę.

Jadąc taksówką pod wskazany przez Pedro adres poczułam jak pocą mi się dłonie. Denerwowałam się. Bałam się oceny, ale i gafy którą mogłabym palnąć w towarzystwie jego znajomych. Zdawałam sobie sprawę, że będę w centrum zainteresowania ponieważ jako jedyna będę nowością w towarzystwie. Stresowałam się tą sytuacją choć byłam raczej towarzyską osobą. Z lekkim ociągnięciem stanęłam przed furtką z numerem 16. W dzielnicy w której mieszkał Pedro i jego brat domy otoczone były murami po których pięły się różnokolorowe rośliny i kwiaty. Miejsce to miało swój specyficzny typowo hiszpański klimat. Nacisnęłam guzik domofonu. Ze wstrzymanym oddechem oczekiwałam jakiegokolwiek ruchu czy też odgłosu. Usłyszałam głośmy plusk wody oraz rozbawione męskie wrzaski, po których nastąpiło trzaśnięcie drzwiami. Następne były szybkie kroki zbliżające się do furtki. Jedno szarpnięcie wystarczyło, abym stanęła twarzą w twarz z uśmiechniętym Pedro. Na sobie miał jedynie błękitne spodenki. Cały ociekał wodą.
- Jesteś!
- Wyskoczyłeś spod prysznica? - oderwałam wzrok od jego nagiej klatki piersiowej. Szlag! Zauważył to. - Mogłam wpaść później. - odchrząknęłam poprawiając kosmyk włosów.
- Wpadłem do basenu. To znaczy ... mój brat mnie do niego pchnął. Zresztą ... nie ważne! - chwycił mnie za dłonie i pewnym ruchem przysunął do siebie. Zaśmiałam się strzepując z jego ramienia kropelki wody. Poczułam ogromną chęć dotknięcia jego umięśnionego torsu jednak moja silna wola okazała się być w tym momencie błogosławieństwem. - Tęskniłem. - szepnął opierając swoje czoło o moje posyłając przy tym spojrzenie pełne czułości.
- Odwiozłeś mnie o trzeciej nad ranem, a teraz jest południe. - droczyłam się przesuwając palcem po jego policzku. - Nie wspominając o tym, że przez ponad pół godziny nie chciałeś mnie wypuścić ze swoich ramion, a to przecież mnie nazwałeś przylepem.
- Bo jesteś nim. - jego usta dotknęły mojej skroni. Sprawiał, że traciłam stabilny grunt pod stopami. Rozpływałam się pod jego wpływem. Niewinny dotyk opuszkami palców wywoływał napięcie elektryczne pomiędzy nami. Nie sądziłam, że jest to w ogóle możliwe. - Uzależniłem się od truskawek i jest to tylko i wyłącznie Twoja wina.
- Jakoś nie czuję się winna. - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Mogłabyś chociaż podać mi kolejną dawkę.
- Przecież wykupiłeś sobie pełny pakiet z którego możesz korzystać w każdej wolnej chwili. - droczyłam się z nim dalej. Pedro pokręcił rozbawiony głową, po czym nachylił się, aby ucałować moje usta. Westchnęłam błogo. Te osiem godzin bez niego to zdecydowanie za długo.
- Zaraz odlecicie gołąbeczki, a ja wcześniej chciałbym poznać tą unikatową dziewczynę, która nabrała się na niewinną twarz mojego młodszego braciszka. - usłyszałam rozbawiony głos za plecami. Odsunęłam się niechętnie od Pedro kątem oka dostrzegając jak posyła swojemu bratu mordercze spojrzenie ze środkowym palcem w pakiecie. Jeśli Beltran zamierzał robić takie samo przedstawienie to prędzej go zabije niż przedstawię Pedro. - Oj nie złość się. Wiesz, że jestem podekscytowany.
- Zamknij się już.
- Jestem Fernando. - starszy chłopak podał mi swoją dłoń. Oddałam gest wymawiając swoje imię. - Wiem, wiem ... Pedro cały czas je powtarza.
- Boże, zamknij tą jadaczkę bo robisz mu wstyd i całej naszej rodzinie. - obok pojawiła się młodsza blondynka ze zniesmaczoną miną. - Wszystko powiem cioci. Nie zwracaj na niego uwagi. Jest zazdrosny bo okazuje się, że to młody brat lepiej sobie radzi z kobietami. Lucia jestem. Kuzynka tych dwóch. - skinęła głową na braci. - Zapewniam, że nasza rodzina jest normalna, choć zdarzają się wyjątki. - odchrząknęła.
- Coś o tym wiem. - mruknęłam.
- Chodź. - Pedro splótł nasze dłonie i pociągnął w stronę ogrodu gdzie na samym środku umiejscowiony był duży basen. Trzy osoby zajmowały leżaki obok ciesząc się słońcem. Dwóch chłopaków i znajoma mi dziewczyna. Spięłam się na jej widok co Pedro momentalnie wyczuł. - Nie zwracaj na nią uwagi.
- Łatwo Ci mówić.
- Chłopaki to jest Martina. Mam nadzieję, że będziecie dla niej bardziej cywilizowani niż Fernando. To samo tyczy się Ciebie. - zwrócił się do Giany, która przewróciła oczami, po czym założyła na nos ciemne okulary totalnie mnie olewając. Cóż, lepsze to niż głupie komentarze. - To Adrian, a to Daniel.
- Miło mi. - uśmiechnęłam się niepewnie co odwzajemnili. Chłopak z imponującymi dredami, który był Danielem, wskazał wolny leżak obok siebie, dając mi znać, abym go zajęła. Usiadłam niepewnie pozwalając, aby Pedro oddalił się po szklankę wody dla mnie.
- Fernando tylko się zgrywa. Trzeba przywyknąć do jego poczucia humoru. Ich mama zawsze twierdziła, że to Pedri jest bardziej dojrzalszy i pierwszy przyprowadzi dziewczynę. Miała rację. - Giana z impetem wstała z leżaka i ostentacyjnie opuściła towarzystwo. Zdezorientowana odprowadziłam ją wzrokiem.
- Dani! - Adrian syknął uderzając przyjaciela w ramię. - Przecież wiedziałeś, że ona tu jest!
- No i? Niech się obydwoje ogarną i może nareszcie wyjaśnią pomiędzy sobą kilka spraw.
- Mieliśmy się nie wtrącać.
- Owszem, ale ta gęsta atmosfera ma wpływ na nas wszystkich. - przysłuchiwałam się wymianie zdań chłopaków nie bardzo rozumiejąc o co w tym wszystkim chodzi. Powoli do mojej świadomości dolatywały sprzeczne informacje powodujące powiększający się ucisk w żołądku. Czyżby Pedro był powodem przez który Giana pałała do mnie niechęcią, której nawet nie próbowała ukryć? Nie, to byłoby niemożliwe. Nie mogło.
- Co się dzieje? - Pedro usiadł obok obejmując mnie w pasie. Zauważył moją pochmurną minę. - Giana? - zirytował się. Chłopaki nawet nie zwrócili na niego uwagi szepcząc pomiędzy sobą w napięciu. - Martina, co się stało? - odwrócił moją twarz ku sobie.
- Szczerze mówiąc to nie wiem.
- Co się stało? - powtórzył w napięciu.
- Czy Giana jest o mnie zazdrosna? - spytałam zaraz po tym jak streściłam mu całą sytuację, która wydarzyła się krótką chwilę temu. - Bo jeśli tak to nie powinno mnie tu być. Nie powinieneś jej tego robić ... - chciałam wstać, ale Pedro stanowczo mnie przytrzymał. Z jego twarzy zniknęło napięcie.
- Giana jest zazdrosna o to, że jesteśmy razem. To fakt. Ale to z powodu Fernando jest wściekła. Oni ... powiedzmy, że sami komplikują sobie sytuację. - westchnął.
- Giana i Twój brat?
- Tak. To przez niego chodzi naburmuszona.
- Boże ... mogłeś mnie na to przygotować. - syknęłam.
- To nie nas problem. Ich dziecinne zachowanie przestało mnie już interesować. Obydwoje znają moje zdanie na ten temat. Ja tam nie kalkulowałem i popatrz jak dobrze na tym wyszedłem. - wyszczerzył swoje ząbki. Poczułam ulgę, a mój humor błyskawicznie się poprawił. - Szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko po nie sięgnąć. No ... albo wymienić mu koło.
- Miałeś mnie nauczyć jak to się robi.
- Po co, skoro masz mnie?
- Nie będziesz zawsze obok.
- Inspirujesz mnie do tego, abym był.

Chwilę później atmosfera została rozluźniona. Widać towarzystwo było przyzwyczajone do napięcia pomiędzy Fernando i Gianą. Owa dwójka również zachowywała się dość naturalnie, a po ich zachowaniu można było wywnioskować, że w ogóle nie czuli się skrępowani. Brat Pedro zajął się obsługą grilla, a Giana rozmawiała wesoło przez telefon mocząc stopy w basenie. Co jakiś czas krzywiła się z powodu chłopaków, którzy co jakiś czas opryskiwali ją wodą wskakując na bombę do wody. Mi towarzyszyła Lucia, która okazała się być interesującą rozmówczynią. Była w tym samym wieku co Stella i jednym spojrzeniem potrafiła postawić do pionu swoich starszych kuzynów. Poprosiła, abym nawet nie próbowała zrozumieć tego co działo się pomiędzy Fernando i Gianą. Mieli do siebie słabość i nie raz przekroczyli barierę przyjaźni, ale nie zmotywowało ich to do spróbowania bycia razem. Miałam wrażenie, że dziewczyna nie miałaby nic przeciwko temu lecz jej duma nie pozwalała się do tego przyznać. Spoglądając na wesołego Pedro, któremu szeroki uśmiech ani na chwilę nie znikał z twarzy, mogłam jedynie jej współczuć. Ze śmiechem obserwowałam jego poczynania gdy bawiąc się w bramkarza łapał piłkę wpadając do basenu. Cała trójka miała niezły ubaw. Zerknęłam na Fernando, który samotnie stał przy grillu przewracając szaszłyki. Wykorzystując fakt, że Lucia udała się do łazienki, postanowiłam do niego podejść.
- Może Ci w czymś pomóc? - zagadnęłam.
- O nie, nie. Jesteś gościem. - pogroził mi w żartach sztućcem. - Twój Romeo wspominał, że lubisz gotować, ale choć sam potrafi jedynie zagotować wodę, to prędzej sam by się za to wziął niż pozwolił, abyś im usługiwała. A uwierz mi, Pedri w kuchni to katastrofa. - westchnął ciężko. - Ale ma inne zalety! - dodał szybko.
- Wspominał, że wasza mama jest szefem kuchni. - wzięłam do ręki nóż i wskazałam z niemym pytaniem na sałatę, która w połowie była pokrojona. Fernando przez chwilę się wahał. Ostatecznie skapitulował pod naporem mojego wzroku. - Widać odziedziczyłeś po niej talent. Bardzo ładnie pachnie. - wzięłam się z chęcią do krojenia.
- Dziękuję. U Ciebie to również dziedziczne?
- Mój dziadek świetnie gotuje. Przyrządzone przez niego ryby to po prostu bajka. Oczywiście jest amatorem, ale nie jeden kucharz uchyliłby przed nim czoła. Zawsze ubolewał nad brakiem talentu u  mamy, ale moja osoba zrekompensowała mu ten ubytek. Zawsze gdy przyjeżdżam do Szwecji to przez większość czasu nie wychodzimy z kuchni.
- Pedri ma dwie lewe ręce jeśli chodzi o gotowanie, ale za to nogi ma genialne. Zresztą ... sama widzisz. - skinął głową w stronę brata, który w mistrzowski sposób podbijał piłkę. Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć go w takiej sytuacji. Nie spodziewałam się, że był w tym aż tak dobry. Jego technika zrobiła na mnie wrażenie. - Od małego miał talent. Tata i dziadek bardzo dbali, aby go rozwijał. Mama jest jego największą fanką, ale i tak marudzi, że jej mały mistrz kiedyś padnie z głodu. Będzie zachwycona gdy Cię pozna. - uśmiechnął się.
- Mnie? - wydukałam odrywając wzrok od Pedro.
- No, a kogo? Wystarczy, że Lucia zda jej całą relację. Nie da spokoju temu zakochanego szczeniakowi dopóki Cię nie pozna.
- Myślę, że na to jest jeszcze za wcześnie. - speszyłam się. Wizja poznania rodziców Pedro wywołała we mnie falę stresu. Do dziś pamiętałam jak Daniela rozchorowała się przed wizytą w domu rodzinnym Beltrana. Relacja moja i Pedro była jeszcze zbyt świeża. Owszem, rozwinęła się z prędkością światła, ale chciałam dać nam czas na poznanie się nawzajem.
- Mogłabyś spróbować i powiedzieć mi czy czegoś jeszcze brakuje? - Fernando odkroił mały kawałek steku i mi podał. - Wszystkie smaki mi się pomieszały.
- Hmm ... dodałabym szczyptę imbiru.
- Rosa Cię pokocha. - Fernando poklepał mnie przyjaźnie po ramieniu, po czym zniknął za drzwiami tarasowymi w poszukiwaniu przyprawy, której nie miał akurat pod ręką. Z uśmiechem złączyłam wszystkie składniki na sałatkę dolewając oliwy z oliwek. Starannie wszystko wymieszałam.
- Jak tu nie pokochać takiej panny idealnej, prawda? - usłyszałam z boku złośliwy głos Giany. Dziewczyna porwała z półmiska cząstkę pomidora trącając mnie przy tym łokciem. - Mi oczu nie zamydlisz. Czuję, że coś ukrywasz. Nie spocznę póki tego nie odkryję i nie zobaczę tych wszystkich zdziwionych min. - zachichotała.
- Nikt nie jest idealny. Ja również nie jestem.
- Oczywiście, że nie.
- To, że rozmawiam przez sen wolałabym zostawić dla siebie. Ale skoro już musisz to wszem i wobec ogłosić to proszę bardzo. Może choć trochę wyluzujesz i dasz mi święty spokój. - posłałam jej uśmiech nie dając się wybić z równowagi. - Obgryzanie paznokci się nie liczy bo mam już ten epizod za sobą. - zastrzegłam.
- Jeszcze zobaczymy czyje będzie na wierzchu.
- Wiesz, że irytujesz Pedro takim zachowaniem i jedynie odpychasz go od siebie? Przyjaciele tak się nie zachowują.
- To jest Pedri. - prychnęła.
- Dla mnie to Pedro. Łączy mnie z nim coś innego i życzę Ci żebyś kiedyś to poczuła. Rozumiem Twoją frustrację, ale nie jestem workiem treningowym na którym będziesz się z tego powodu wyżywała. Nikt się nie wtrąca w Twoje życie miłosne, więc z łaski swojej w moje również się nie mieszaj.
- Giana, prosiłem Cię o coś. - poczułam jak Pedro staje za mną i obejmuje w pasie ręką. Oparłam się plecami o jego spięte ciało nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Ani na sekundę jej ironiczny wyraz twarzy się nie zmienił. - Nie można Cię spuścić z oczu nawet na sekundę.
- Wyluzuj PEDRI. - podkreśliła patrząc mi prosto w oczy. - Właśnie zaprzyjaźniałyśmy się z Martiną. Prosiłam tylko, aby nie złamała Twojego serduszka. - dodała. Opuściła nasze towarzystwo porywając jeszcze jedną cząstkę pomidora.
- Ciekawi mnie w jaki sposób się zaprzyjaźniliście. - mruknęłam odprowadzając ją wzrokiem. - Ma w ogóle jakieś zalety?
- Jak każdy zwierzaczek.
- Nawet sobie tak nie żartuj. - zaśmiałam się odwracając do niego przodem. - Miło, że mnie bronisz, ale poradziłabym sobie.
- Wiem, że jesteś odważną dziewczynką. - założył kosmyki moich włosów za uszy. - Ale ten dzień miał być udany i nie chcę, aby ktokolwiek go zepsuł. - cmoknął mój nos. - Powinienem był poświęcić Ci więcej czasu.
- Jest bardzo miło. No ... prawie. - przewróciłam oczami. - Fajnie jest zobaczyć Cię w naturalnym środowisku i nie czuć się w nim jak piąte koło u wozu. Ale ukraść Cię na kilka minut bym mogła. - zarzuciłam ręce na jego kark i pocałowałam. Odchrząknięcie Fernando przerwało nam zatracenie się w sobie. Pedro westchnął z irytacją, po czym niespodziewanie chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą w głąb domu. - Co Ty robisz? - zaśmiałam się gdy weszliśmy na schody. Znaleźliśmy się na półpiętrze, a kilka sekund później w jednym z pokoi. Nie zdążyłam się nawet rozejrzeć wokół. Zostałam oparta plecami o ścianę, a moje usta poczuły ukochany arbuzowy smak. Jęknęłam oddając pocałunek pełen nieznanego mi do tej pory żaru. Gdy jego nagi tors i moja skóra na brzuchu zetknęły się ze sobą, poczułam jak gorące potrafi być ludzkie ciało. Moje wręcz domagało się jego namiętnych pocałunków i niecierpliwego dotyku. Nie tylko na ustach. Burza emocji skumulowała się w moim podbrzuszu wręcz błagając o upust. O ulgę. Przeraziło mnie to, ale i ogromnie zawstydziło ponieważ chciałam o wiele więcej. Byłam jedną wielką sprzecznością. W mojej głowie jak neon pojawiły się irytujące wówczas słowa Danieli : "Musisz być przygotowana na każdą ewentualność". Lekko odepchnęłam zdezorientowanego Pedro.
- Co się stało?
- Powinniśmy zejść do reszty. - poprawiłam włosy.
- Zrobiłem coś nie tak? - zmartwił się.
- Nie. - dotknęłam lekko jego dłoni. - Ale ... nie jesteśmy sami. A po za tym ja nie mam zbyt wielkiego ... doświadczenia. - spuściłam wzrok zagryzając dolną wargę. - Szczerze mówiąc to nie mam żadnego. - dodałam szeptem. Pedro przez chwilę nic nie mówił, po czym objął mnie ostrożnie i ucałował czubek głowy.
- Przepraszam jeśli Cię przestraszyłem. Też jestem w tym nowy. Jeśli mi pozwolisz to chciałbym małymi krokami nauczyć się tego co sprawia Ci przyjemność. - pogładził z czułością mój policzek. - Uszanuję każdą granicę, którą postawisz pomiędzy nami.
- Chciałabym, aby nie było żadnej. Ale ...
- Potrzebujesz czasu. Rozumiem.
- Tylko nie traktuj mnie teraz jakbym była z porcelany, jasne? To nie tak, że mi się nie podobało. Problem w tym, że bardzo mi się podobało. - przewróciłam oczami. Pedro zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. Wyszliśmy z pokoju udając się powoli do reszty. - Nie czuję się komfortowo gdy ktoś jest za ścianą. A teraz jeszcze mi gorąco ...
- Potrzebujesz ochłodzenia? - jego brwi uniosły się ku górze. Nie zdążyłam zareagować, a już zostałam przez niego podniesiona. Zdezorientowana objęłam jego szyję. - Ty coś jesz w ogóle? Jesteś lekka jak piórko.
- Co Ty kombinujesz? - spytałam. Wyszliśmy do ogrodu. Ku zainteresowania i chichotów pozostałych niebezpiecznie zbliżyliśmy się do basenu. - Chyba nie chcesz ... Pedro, ani mi się waż! - pisnęłam mocniej go obejmując. Ale było za późno. Bezczelnie wskoczył do wody ze mną w ramionach.

Musieliśmy wyglądać komicznie jadąc rowerem przez pół miasta. Ja, ubrana w koszulkę lokalnej drużyny piłkarskiej sięgającej mi prawie do kolan, siedziałam na kierownicy zachodząc się ze śmiechu. Pedro kierował, a raczej próbował kierować naszym pojazdem. Robił to dość nieudolnie z powodu mojego wiercenia się. Postronnej osobie mogłoby się wydawać iż jest pod wpływem procentów, ale sam mi zaproponował, abym zajęła miejsce na niewygodnej kierownicy. Bolał mnie tyłek, ale nigdy wcześniej tak dobrze się nie bawiłam.
- Może lepiej będzie jak się przejdziemy? - zaproponowałam ocierając łzy z kącików oczu. Mało brakowało, a staranowalibyśmy kosz na śmieci. - Wolałabym, abyś nie nabawił się żadnej kontuzji. A i nie uśmiecha mi się płacić mandat za zniszczenie mienia. Chcesz wylądować u mojego ojca na dywaniku za sprowadzanie mnie na złą drogę?
- Powiem mu, że głupieję na Twój widok.
- Oh, czyli to moja wina?
- A musisz być taka ładna?
- A musisz być taki uparty?
- Powiedział największy uparciuch na świecie.
- Nie lubię Cię. - prychnęłam.
- Ja Ciebie też nie lubię. - mierzyliśmy się spojrzeniami walcząc sami ze sobą. Poddaliśmy się w jednym momencie wybuchając wspólnym śmiechem. - Chodź przylepie. Zostały nam dwie ulice, a na nogach to zawsze więcej czasu z Tobą.
- Czyżbyś kradł sekundy?
- Tylko gdy jestem z Tobą. No ... i kiedy moja drużyna wygrywa jedną bramką, a do końca meczu zostało kilka minut. A skoro jesteśmy przy temacie ... nie będziemy mogli się zobaczyć przez kilka następnych dni. - westchnął. - Mam mecz wyjazdowy i większość czasu spędzę w ośrodku treningowym.
- Rozumiem.
- Ale zadzwonię.
- Będę czekać. - posłałam mu uśmiech, który zniknął po chwili. Zimne dreszcze przebiegłby po moim kręgosłupie na dźwięk grzmotu w oddali. Zorientowałam się, że wzmógł się wiatr, a na horyzoncie pojawiła się ciemna burzowa chmura. Instynktownie objęłam się ramionami. W mojej kieszeni zawibrował telefon. Wyciągnęłam go lekko trzęsącą się dłonią i odebrałam połączenie. - Już idę. Będę za dwie minuty ... - wydukałam. - To Daniela. - poinformowałam Pedro. - Wracaj już proszę do domu bo nie zdążysz przed deszczem.
- Czemu zbladłaś? - zmarszczył swoje czoło.
- Trochę boję się burzy.
- Trochę? - zmierzył mnie uważnym wzrokiem, ale nic więcej nie dodał. Objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę domu.
- Powinieneś zostać i poczekać.
- Wiesz, że nie mogę. Ale nie martw się. Spokojnie zdążę i obiecuję zadzwonić jak tylko dotrę, dobrze? - westchnęłam ciężko walcząc sama ze sobą. Nie chciałam, aby wracał w taką pogodę. - O nie, nie ... - powstrzymał mnie gdy chciałam zdjąć z siebie koszulkę. - To prezent ode mnie.
- Jedź już. - poprosiłam. Nie spierał się dostrzegając mój wyraz twarzy. Pożegnaliśmy się krótkim całusem, po czym chwilę obserwowałam jak odjeżdża ulicą. Podskoczyłam czując dłonie na swoich ramionach. Zatroskany wzrok Danieli wzbudził we mnie poczucie winy.

***

Skrobałam, skrobałam aż wyskrobałam :)