piątek, 7 stycznia 2022

3. "You made me see the sky was way deeper"

Weekend w moim wykonaniu ciągnął się w nieskończoność. Samotnie snułam się po domu z telefonem w tylnej kieszeni oczekując kolejnej wiadomości od Pedro na którą mogłabym odpowiedzieć. Milczał od kilku godzin, wcześniej informując mnie, że nie może korzystać z owego urządzenia w pracy. Rozumiałam to i szanowałam. Spokoju jednak nie dawał mi fakt iż chłopak nie chciał się podzielić szczegółami dotyczącymi swojego zatrudnienia. Czyżby wstydził się tego co robił? Stella dolała oliwy do ognia stwierdzeniem iż najprawdopodobniej zajmuje się przemytem co w tych rejonach nie byłoby niczym dziwnym. Chłopak miał na sobie markowe sportowe ubrania oraz był posiadaczem jednego z najdroższych modeli telefonów, więc nie mógł posiadać zwykłej dorywczej pracy. Przez chwilę dumałam nad tą wizją jednak ostatecznie zdenerwowałam się na młodszą siostrę, która bardziej zaczęła mi mieszać w głowie. Pedro nie był typem oszusta i kryminalisty. A może tylko ja sobie to wmawiałam? Faktem było, że coś przede mną ukrywał. Jego reakcje były nad wyraz oczywiste. Jęknęłam głucho przecierając twarz dłońmi. Zbyt dużo czasu poświęcałam nad rozmyślaniem o tym chłopaku. Mogłam udać się ze Stellą na mecz lokalnej drużyny UD Las Palmas, przynajmniej zajęłabym myśli czymś innym. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Mecz powinien już dobiec końca. Chwyciłam telefon wybierając numer młodszej siostry.
- Słucham?! - krzyknęła do słuchawki. W tle słyszałam innych ludzi. Prawdopodobnie Stella nadal znajdowała się na zatłoczonych trybunach.
- Przyjechać po Ciebie? - spytałam mnąc serwetkę w dłoniach. - Pomyślałam, że może mogłybyśmy zjeść coś na mieście.
- Umm, nie obraź się, ale umówiłyśmy się z dziewczynami, że po meczu wpadniemy do restauracji obok. Wrócę przed 21, obiecuję! Monica jeszcze musi dorwać się do Gonzaleza i wziąć od niego autograf. To jej Crush. - z tonu jej głosu wywnioskowałam, że przewróciła oczami. - Za miesiąc odchodzi do Barcy, więc Monica twierdzi, że musi mu dać ostatnią szansę na poznanie miłości swojego życia. Czyli jej oczywiście.
- Miałyście mecz oglądać, a nie wyrywać piłkarzy.
- Ja nie wyrywam! - pisnęła.
- Biedny ten Gonzalez. - zaśmiałam się. - Tylko wstydu nie naróbcie. Widzę Cię o 21 w domu, jasne? Ani minuty dłużej. - zarządziłam, po czym się rozłączyłam. Odłożyłam telefon na blat stołu. Zawibrował sekundę później. Moje usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu, a serce mocniej zabiło na napis na wyświetlaczu. "Pedro". Dziwnie podekscytowana nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Myślałaś o mnie. - usłyszałam rozbawiony głos zanim w ogóle się odezwałam. Moje policzki pokrył gorący rumieniec. - Wiem to bo zbyt mocno dzwoniło mi w uszach.
- Jesteś zbyt pewny siebie. - mruknęłam. - W uszach dzwoni gdy Cię ktoś obgaduje, więc wybacz, ale to nie byłam ja.
- Czyli Twoja osoba skoncentrowała się jedynie do rozmyślania.
- Skończyłeś już pracę? - zmieniłam niewygodny temat co go rozbawiło. - Mam nadzieję, że dzwonisz w konkretnej sprawie, a nie po to, aby się ze mnie ponabijać. - rzuciłam aluzją. Obiecał, że po weekendzie się spotkamy, a ja czekałam na to jak dziecko na cukierki
- Nigdy w życiu. - wiedziałam, że się uśmiecha. Czułam to. - Chciałem zapytać czy nie dałabyś się jutro porwać. Zaplanowałem dla Ciebie wycieczkę dlatego byłoby dobrze gdybyś ubrała wygodne buty. Strój kąpielowy też możesz zabrać bo nigdy nic nie wiadomo. W końcu to Gran Canaria.
- Wygodne buty na spacer po mieście?
- Kto powiedział, że będziemy chodzić po mieście?

*

Pedro nie ułatwił mi sprawy. Za słowem "wycieczka" kryło się mnóstwo pułapek. Był tylko facetem, więc nie rozumiał, że my kobiety, zanim coś na siebie założymy, musimy mieć cały plan przedstawiony szczegółowo. Wygodne buty? Też mi coś! Było ich wiele w zależności od sytuacji, więc skąd mogłam wiedzieć że wybiorę te odpowiednie? Oczywiście nie chciałam zachowywać się jak typowa niezdecydowana baba, która nie ma w co się ubrać! Po prostu mi zależało. Tylko tyle i aż tyle. Ostatecznie postawiłam na strój kąpielowy na który zarzuciłam białą bokserkę i szorty. Na stopy wsunęłam wygodne adidasy, po czym udałam się w stronę umówionego miejsca. Las Palmas de Gran Canaria niewątpliwie było mieszanką kultury hiszpańskiej z afrykańską, chińską i indyjską. Najbardziej można było to odczuć w najstarszej części tego miasta czyli w dzielnicy Vegueta. To właśnie tam miał czekać na mnie Pedro. Idąc wąskimi brukowanymi uliczkami nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, który zdradziecko lśnił na moich ustach. Byłam w tym miejscu wielokrotnie jednak to właśnie dzisiaj wszystko było bardziej intensywniejsze. Kolory, zapachy, dźwięki. Miałam wrażenie, jakbym odkryła to miejsce na nowo. Nie mogłam oderwać wzroku od pięknych kolorowych kamienic, które chlubiły się swoimi wyszukanymi fasadami. Pod jedną z nich stał Pedro, oparty plecami o ścianę ze wzrokiem skupionym w telefonie.
- Czeka pan na kogoś? - zagadnęłam. Podniósł głowę racząc mnie swoim zniewalającym uśmiechem. - Mówiłeś, że nie będziemy spacerować po mieście. - założyłam ręce na piersi.
- Bo nie będziemy. - zarzucił na ramię plecak. - Stąd jest najbliżej do postoju autobusowego. Obiecałem Ci wycieczkę, więc szykuj się na powrót do czasów szkolnych. - ręką wskazał mi kierunek. Uchyliłam usta chcąc coś powiedzieć jednak chłopak mi przerwał. - Wiem, wiem. To nie będzie zbyt daleki powrót do przeszłości. I również wiem, że masz prawo jazdy, ale wtedy nie byłoby zabawy. A ja nie mogę pozwolić, aby kobieta mnie woziła.
- To aż taki wstyd czy po prostu boisz się wsiąść do samochodu gdy ja jestem za kierownicą? - spytałam gdy szliśmy ramię w ramię w kierunku naszego autobusowego przeznaczenia. Pedro uśmiechnął się pod nosem. Wiedziałam, że się ze mną drażni. - Ej! Dobrze jeżdżę! Tylko opony nie potrafię zmienić.
- Jak chcesz to Cię nauczę.
- Byłoby świetnie.

Moja ostatnia podróż autobusem była prawdopodobnie szkolną wycieczką do Segovii dwa lata wstecz. Pamiętałam gorąc z powodu zepsutej po kilku kilometrach klimatyzacji, głośny śmiech, wszechobecny fałsz gdy z radia poleciały pierwsze takty przereklamowanego "Despacito", plotki, zwierzenia ... radość i wolność. Dziś czułam to samo choć obyło się bez samozwańczego karaoke. Pedro nadal nie chciał mi wyznać dokąd tak na prawdę się wybieramy. Nie rozmyślałam o tym zbyt długo bo po chwili zajął mnie rozmową.
- Pochodzę z Teneryfy, a dokładnie z miasta Tegueste. - zaskoczył mnie po chwili. - W Las Palmas mieszkam od dwóch lat z moim bratem. Tutaj się uczę i pracuję ... a raczej szkolę.
- Nie zrozum mnie źle. - poprosiłam zagryzając dolną wargę.  - Ale ... czy Ty robisz coś nielegalnego? Jesteś przemytnikiem czy coś w tym stylu? - Pedro spojrzał na mnie zdezorientowany, a kąciki jego ust niebezpiecznie zadrżały. Po chwili odchylił swoją głowę, aby wybuchnąć głośnym śmiechem. Siedzące przed nami staruszki odwróciły się oburzone, a ja poczułam rumieńce na policzkach. - Nie było pytania. - mruknęłam.
- Wysiądziemy to wszystko Ci opowiem, obiecuję. Ale też mam pytanie. Czy gdybym był przemytnikiem ... wydałabyś mnie? - jego próby zamaskowania kolejnej salwy śmiechu były wprost żałosne. Nabijał się ze mnie bezczelnie.
- Ugh, zamknij się.
- Wezmę to za tak. - trącił mnie łokciem. - Wolisz morze czy góry?
- Hmm moja portugalska połowa odpowie, że morze. Ale ta szwedzka preferuje góry. A Ty?
- Jestem w 100% Kanaryjczykiem, więc morze. Zabiliby mnie gdybym odpowiedział inaczej. - zaśmiał się. - Ale uwielbiam naturę stąd nasza wycieczka. - wskazał palcem na widok za szybą. Odwróciłam głowę. - Wąwóz Guayadeque to podobno jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie można znaleźć na Gran Canarii. - dodał. Przytaknęłam bezwładnie wpatrzona w połacie zieleni pośród stromych zboczy i krętych dróg. - Trasa ma piętnaście kilometrów, więc wybieraj ... rower czy nogi?
- To wyzwanie?
- Nie wiem jaką masz kondycję.
- Więc musisz się sam przekonać. - skoczyłam na równe nogi gdy tylko autobus się zatrzymał. Pedro pokręcił z rozbawieniem głową udając się moimi śladami. Na parkingu niespodziewanie założył na moją głowę czapkę z daszkiem. Błyskawicznie się skrzywiłam. W odpowiedzi otrzymałam jego porozumiewawcze spojrzenie w stronę gorącego słońca. Poddałam się.
Wąwóz Guayadeque był niewątpliwie skarbem natury przez który w przeszłości przepływała szeroka i  rwąca rzeka łącząca się z Oceanem, pozostawiając po sobie wiele ciekawych formacji skalnych. Na jej brzegach mieszkańcy wyspy założyli osadę, a w wulkanicznych skałach wykuwali swoje domostwa. Do dziś zachowało się wiele oryginalnych domów, które usytuowane były wysoko na zboczu wąwozu. A co mnie najbardziej zaskoczyło, wciąż one zamieszkane.
- Nie wydaje Ci się, że oni są bardziej szczęśliwsi od nas, mieszkających w miastach z dostępem do wszystkiego? Pomijając oczywiście fakt, że tacy ludzie jak ja wpatrują się w nich niczym w kosmitów. - mruknęłam zażenowana swoim zachowaniem. - To musi być krępujące. - odwróciłam się na pięcie. Pedro podał mi z uśmiechem butelkę z wodą, którą trzymał w plecaku.
- Chcesz odpocząć? Możemy usiąść.
- Nie jestem zmęczona, ale miło by było tu usiąść i trochę nacieszyć się tym widokiem.
- Więc zapraszam. - wskazał ręką na pobliską ławkę. - Wziąłem trochę jedzenia z domu, a Fernando nawet przygotował mi kanapki. - z triumfem wyciągnął z plecaka plastikowe opakowanie. - Fernando to mój starszy brat. - wyjaśnił widząc moją zdezorientowaną minę.
- Czyli mam wiele wspólnego z Twoim bratem. - zaśmiałam się. - Mmm ... pycha! - zachwyciłam się smakiem przegryzki. - Czy Twój brat ma dziewczynę? - zażartowałam. Uśmiech momentalnie zgasł na twarzy chłopaka. Odchrząknął kręcąc głową. - Żartuję, nie lecę na kanapki. - trąciłam go łokciem. - Sama potrafię gotować. Ale chyba coś mi obiecałeś.
- A tak. - westchnął. - Po prostu nie zrozum mnie źle. Nie lubię mówić tego co robię dopiero co poznanej osobie. - przerwał na chwilę. Cierpliwie czekałam na dalszą wypowiedź przeżuwając kanapkę. - Jestem piłkarzem lokalnej drużyny. To wystarczające, aby być w centrum zainteresowania dziewczyn. To uciążliwe i peszące gdy piszczą za Tobą i zaczepiają, abym zwrócił na nie uwagę. Widzą we mnie piłkarza, a nie zwykłego Pedri'ego. To doprowadza Gianę do szału. - na samo wspomnienie dziewczyny pałającej do mnie niechęcią poczułam lekką irytację. - Przyjaźnimy się od dziecka. Martwi się o mnie na swój sposób. Wykalkulowała sobie w swojej głowie, że przyszłaś nam pomóc bo gdzieś mnie wyczaiłaś. - zakrztusiłam się wodą gdy dotarł do mnie sens tych słów.
- Że co proszę?!
- Jest wyczulona z powodu kilku incydentów ...
- Nie obchodzi mnie to. - oburzyłam się. - Oczywiście rozumiem Twoje motywy, ale ona nie miała absolutnie żadnych podstaw, aby traktować mnie jak robaka. To dlatego ze mną rozmawiałeś? Aby jej udowodnić, że się myli?
- Od początku wiedziałem, że się myli. Przecież poznaliśmy się wcześniej ...
- Mogłam przebić oponę specjalnie. - zauważyłam.
- Martina ... nie bądź zła. Ani przez chwilę nie sądziłem, że możesz być taka jak moje fanki. - poczułam jak dotyka mojej dłoni. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku, jednak on źle to zinterpretował. Cofnął rękę. - Lubię Twoje towarzystwo. Już dawno z nikim tak swobodnie nie rozmawiałem i nie spędzałem miło czasu.
- Ja też, ale nie chcę być wrzucana do jednego worka z tego powodu. Nawet nie widziałam jak grasz. Myślałam, że jesteś przemytnikiem! - jęknęłam zażenowana wymachując rękoma. - I nie, nawet wtedy bym Cię nie wydała. - dodałam odpowiadając na jego pytanie sprzed godziny.
- Zobaczysz jeśli będziesz miała na to ochotę. Pod warunkiem, że ja zobaczę Ciebie w okularach. - kąciki jego ust zadrżały.
- Jednak nie jestem już ciekawa Twojej profesji. - przewróciłam teatralnie oczami. 

*

Do Las Palmas wróciliśmy gdy słońce powoli zaczynało ustępować księżycowi. Bolał mnie dosłownie każdy mięsień, a ubrania niemiłosiernie kleiły się do skóry. Dzisiejszy wysiłek pobudził w moim organizmie miliardy endorfin, które zatuszowały myśli o moim beznadziejnym wyglądzie. Leżałam bez sił na ciepłym piasku spoglądając w niebo. Byłam wolna i szczęśliwa.
- Dziękuję za miły dzień. - usłyszałam z boku głos Pedro. Jego wzrok był skupiony na pojawiających się na niebie pojedynczych gwiazdach. - Od dawna chciałem zobaczyć to miejsce, ale nie miałem odpowiedniego towarzysza.
- Cóż, nie musiałeś nieść mnie na plecach, więc chyba źle nie było. - zachichotałam pod nosem. - Na prawdę mogę przyjść na Twój mecz?
- Oczywiście. Mogę Cię nawet podszkolić w tym temacie.
- To Ty masz grać, a nie ja. Mówiłam Ci już, że mam zbyt krzywe nogi do gry w piłkę nożną.
- A ja mówiłem, że wszystko z nimi w porządku. Są zgrabne i bardzo ładne. - znów się zarumieniłam. Czy on na prawdę przyglądał się moim nogom? - Mogę Ci wytłumaczyć co to spalony.
- Wiem co to spalony.
- Stella?
- Nie, tata. - zaśmiałam się. - Nie posiada syna, więc musiał wpoić te zasady swoim trzech córkom. Najbardziej pojętna okazała się być ta najmłodsza. Jej kariera to spełnienie jego marzeń o posiadaniu dziecka, które kocha ten sport tak samo jak on. Jednak Stella nie chciała, aby jej tu towarzyszył.
- Dlaczego?
- Nie chciała, aby miał wpływ na cokolwiek ... - odwróciłam głowę w jego stronę. Nadal wpatrywał się w niebo, które miało dzisiaj wyjątkowo piękną barwę. - Powinnam już iść. Młoda na mnie czeka, a po za tym cały piasek się do mnie klei. - usiadłam otrzepując się.
- Masz strój kąpielowy pod spodem więc w czym problem? - uniósł swą brew. Przez kilka pierwszych sekund poczułam panikę na samą myśl iż miałabym się mu pokazać w takim wydaniu. Nigdy nie miałam z tym problemu na plaży. Do dzisiaj. - Nigdy nie kąpałaś się w morzu czy oceanie wieczorem? - spytał dostrzegając moje zawahanie. - Dużo straciłaś, ale to nic straconego. - jednym ruchem ściągnął z siebie podkoszulek. Zamurowało mnie. Pedro raczej nie należał do napakowanych chłopaków, jednak jego klatka piersiowa była doskonale urzeźbiona, a meszek ją przecinający pobudzał wyobraźnię. Przełknęłam ślinę czując suchość w gardle. W drodze do wody zsunął z siebie spodenki zostając w samych bokserkach. - Nie dołączysz? - spojrzał zdziwiony przez ramię. Wstałam odważnie z piasku choć moje nogi lekko drżały. Zdjęłam bokserkę i powoli pozbyłam się spodenek będąc świadomą tego, że chłopak uważnie mnie obserwuje. Powoli, krok po kroku, wchodziłam do wody, która przyjemnie chłodziła moje rozgrzane ciało. Parę sekund później uderzyła we mnie fala wody.
- Pedro! - pisnęłam wiedząc, że to jego sprawka. Odpowiedziałam mu tym samym jedynie nakręcając go do dalszych wygłupów. Dzięki niemu kompletnie zapomniałam o zawstydzeniu i nawet się nie spostrzegłam jak byłam pod wodą. Siłowaliśmy się ze śmiechem, choć za każdym razem byłam na straconej pozycji. - To nie sprawiedliwe! - jęknęłam gdy kolejny raz przytrzymał moje nadgarstki. - Jesteś silniejszy!
- Uwierz, nie używam nawet 5% mojej siły. - jego uśmiech stał się jeszcze szerszy o ile to w ogóle było możliwe. Zmrużyłam zirytowana oczy. - Wolałbym się poddać niż Cię przypadkowo skrzywdzić.
- Na prawdę? - uśmiechnęłam się słodko wyczuwając swoją szansę.
- Postaraj się bardziej. - przewrócił oczami.
- Może jakbym wyglądała w tym momencie jak syrena, a nie jak zmokła kura to miałabym większe szansę odwrócić Twoją uwagę. - zaśmiałam się. Poczułam jak ręce Pedro mocniej zaciskają się na moich nadgarstkach, a z twarzy znika uśmiech. Spoważniał przypatrując się mi uważnie. - O co chodzi?
- Dlaczego masz o sobie takie złe zdanie?
- Nie rozumiem. - odparłam zdezorientowana.
- Do kogo się porównujesz w myślach gdy bagatelizujesz swoje zalety? - uchyliłam usta, ale po chwili szybko je przymknęłam. Przed moimi oczami stanęły idealna Daniela i zdolna Stella. - Jesteś śliczna i masz cholernie zgrabne ciało. - zadrżałam. - Masz piękne oczy i żadne okulary tego nie zmienią. A gdy się śmiejesz to jakby wszystko wokół śmiało się wraz z Tobą. Zabijasz facetów samym spojrzeniem i uśmiechem. Nie widzisz tego jak oglądają się za Tobą? Ja dzisiaj zauważyłem. - nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w niego na wpół zaczarowana, a na wpół speszona. Paraliżował mnie swoim tajemniczym spojrzeniem. - Pachniesz truskawkami. - wyszeptał.
- Lubię truskawki.
- Ja też. - niebo nad jego głową rozjaśnione było milionem gwiazd. Na ich tle wyglądał niczym młody Bóg, a jego oczy lśniły jakby należały do gwiazdozbioru. Były dwoma bliźniaczymi planetami na których chciałabym się znaleźć. Nawet najwybitniejszy artysta miałby problem z uwiecznieniem piękna tego momentu. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tej chwili. Pedro puścił moje nadgarstki. One step closer. Poczułam jak jego usta dotykają moich warg. Wstrzymałam oddech. Znajomy dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. Przymknęłam powieki chcąc zatopić się w tej chwili i oddać pocałunek. - Przepraszam ... zagalopowałem się! - Pedro odskoczył powodując zimno owiewające moje ciało. Podrapał się nerwowo po głowie uciekając wzrokiem na boki.
- Ja ... nic się nie stało. - odchrząknęłam. Potarłam swoje ramiona. - Ja już na prawdę powinnam wrócić. - wskazałam w stronę plaży i nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w stronę swoich ubrań. Serce biło mi jak oszalałe. Przeklinałam swoją głupotę w myślach. Jak mogłam w ogóle do tego dopuścić?
- Odprowadzę Cię.
- Nie musisz tego robić. - zapewniłam go. - Poradzę sobie.
- Jest już późno. Będę spokojniejszy jeśli zobaczę jak wchodzisz do domu. - kiwnęłam w odpowiedzi głową. Założyliśmy na siebie ubrania, po czym ruszyliśmy w stronę osiedla na którym stał wynajęty przez moich rodziców dom. Cisza pomiędzy nami była irytująca jednak żadne z nas nie wiedziało jak ją przerwać. Kilka razy udało mi się otworzyć usta, jednak nic sensownego z nich się nie wymsknęło. Pedro szedł obok z rękoma w kieszeniach i lekko zgarbioną sylwetką. Bił się z myślami. Żałował, że dał się ponieść chwili? A może bał się, że wezmę go za chłopaka podrywającego turystki? Te stereotypy zaczynały mnie dziś doprowadzać do szału. Choć raz w życiu nie chciałam niczego analizować tylko po prostu dać się ponieść chwili. Może to było naiwne z mojej strony i zbyt szybkie, ale kiedy miałam cieszyć się życiem jak nie teraz?
- To tutaj. - zatrzymałam się przed furtką. W domu panowała ciemność, jedynie w pokoju Stelli świeciło się światło. - Dziękuję Ci za piękny dzień.
- Ja też dziękuję. - odwrócił wzrok. - Gdybyś chciała ...
- Chcę. - uśmiechnęłam się z powodu jego zakłopotania. - Zapomniałam czegoś. - dodałam zbliżając się do niego pewnie. Chwyciłam jego policzki w swoje dłonie i złączyłam nasze usta w pocałunku, który tak pragnęłam oddać kwadrans temu. Odsunęłam się kilka sekund później nie dając mu zareagować. - Przepraszam ... ja też się zagalopowałam. - zrobiłam krok w tył. Pedro jakby obudził się z letargu. Przyciągnął mnie do siebie jednym ruchem niszcząc pełne wątpliwości bariery, które pomiędzy nami stanęły dzisiejszego wieczora. 

Z szerokim uśmiechem opadłam na swoje łóżko. Nie wiedziałam co ten Kanaryjczyk ze mną zrobił, ale czułam, że nie jestem już tą samą Martiną, która tu przyjechała zaledwie dwa tygodnie temu. Byłam szczęśliwa. Zakochana. Naiwna? Wolałam się sparzyć niż żałować czegoś przez resztę życia. Dźwięk przyjścia wiadomości jedynie przyspieszył rytm mojego serca.

"Smakujesz truskawkami"
"A Ty arbuzową gumą do żucia"
"Mam problem. Zakochałem się w okularnicy"
"Masz podwójny problem. Ta okularnica również się w Tobie zakochała"

***

Witajcie w Nowym Roku! 🎉🎊