środa, 2 marca 2022

4. "Because of the many sweet kisses you gave me ... "

Życie potrafiło przewrócić się do góry nogami w ciągu jednej krótkiej sekundy. W ciągu jednej chwili. Z powodu jednego spojrzenia. Zniewalającego śmiechu. Niewinnego dotyku. Słodkiego pocałunku. Jeszcze wczoraj byłam inną Martiną. Po przebudzeniu czułam zmianę jaką przeszło moje wnętrze z powodu rozwijającego się w nim uczucia. Moje kroki stały się lekkie. Twarz promienna. Uśmiech szerszy. Nie miałam powodów do narzekań. Chciałam tylko tańczyć i śpiewać. Stella spoglądała na mnie podejrzliwie podczas królewskiego śniadania jakie jej zaserwowałam i to wszystko z powodu rozpierającej mnie pozytywnej energii. W milczeniu przyglądała się jak wymieniałam z Pedro wiadomości tekstowe. Po dopiciu szklanki soku opuściła bez słowa kuchnię, po czym wróciła z opakowaniem wiadomych tabletek, które położyła obok mnie posyłając przy tym znaczące spojrzenie. Zanim zdążyłam zerwać się za smarkulą, z pierwszą lepszą rzeczą pod ręką, szczęściara zdążyła zamknąć się na cztery spusty w łazience.
- Żeby czasami Tobie nie były potrzebne! - zadudniłam w drzwi. Zimne dreszcze owiały moje ramiona gdy dotarł do mnie sens wypowiedzianych słów. Miałam ochotę uderzyć dłonią we własne czoło. Stella była zbyt młoda na takie rzeczy, a ja miałam jej przecież pilnować!
Dzień nie zapowiadał się zbyt ekscytująco. Wręcz nudnie i samotnie. Nie miałam jednak zamiarów poddawać się pesymistycznym myślom. Ułożyłam się wygodnie na leżaku nad basenem oddając się we władanie gorących promieni słonecznych. Mój odcień skóry nadal pozostawiał wiele do życzenia. "Choć jemu to nie przeszkadzało" przemknęło mi przez myśl. Mój puls mimowolnie przyspieszył. Przymknęłam powieki rozmyślając o chłopaku, który niespodziewanie stał się ważną cząstką mojego życia. Akceptował mnie mimo wielu wad, które w sobie dostrzegałam. To było to, o czym marzyła każda dziewczyna. Bycie idealną dla tego jedynego. Nigdy nie miałam wygórowanych oczekiwań wobec potencjalnego kandydata na mojego chłopaka. Chciałam jedynie czuć się szczęśliwą i kochaną. Wiedziałam, że dla mnie znajomość z Pedro nie była jedynie wakacyjnym romansem. Nie chciałam planować ani rozmyślać o tym co będzie za miesiąc bądź w jakim miejscu będziemy się znajdować. Chciałam egzystować z dnia na dzień czerpiąc jak najwięcej z tego co los mi podarował.
Instynktownie wyczułam przeszkodę, która stanęła promieniom słonecznym w drodze do mojego ciała. Lekki chłód spowodował gęsią skórkę. Uniosłam jedną z powiek, o mało co nie dostając ataku serca. W trybie automatycznym wyciągnęłam słuchawki z uszu i ciężko dysząc wpatrywałam się w Danielę, której towarzyszyło dwóch młodych mężczyzn. Jednym z nich był Beltran - mój rzekomo przyszły szwagier. Drugi osobnik pozostawał dla mnie zagadką. Wpatrywał się we mnie uważnie powodując zawstydzenie.
- Chcecie mnie zabić? - wydyszałam.
- Wołaliśmy Cię. - Daniela niewinnie rozłożyła swoje ręce. W odpowiedzi  posłałam jej mordercze spojrzenie. Zarzuciłam na siebie zwiewną sukienkę i nerwowo poprawiłam włosy. - Zostaniemy dwa dni. Mam dobre nowiny! - klasnęła podekscytowana w dłonie.
- Zostanę ciocią? - mruknęłam przenosząc wzrok na Beltrana. - Czy w Twoich sferach wypada zaliczyć wpadkę przed ślubem? Czy nie zostanie nazwane to skandalem? - uwielbiałam dokuczać ukochanemu Danieli z powodu jego arystokratycznego pochodzenia. Na szczęście Beltran nie miał przysłowiowego "kołka w tyłku" i dość często odbijał mi pałeczkę. Bycie dalekim kuzynem samego króla Hiszpanii nie czyniło z niego snoba. Większość swojego czasu poświęcał pracy modela uniezależniając się od wpływowej i bogatej rodziny. Od czasu do czasu bywał na dworze królewskim, co z kolei wprawiało naszą matkę w zachwyt. Tata nie podzielał tego entuzjazmu. Czasami miałam wrażenie, że patrzy na biednego Beltrana wilczym wzrokiem. Jeden fałszywy ruch, a raczej jedna łza Danieli, a po arystokracie nie byłoby co zbierać.
- Moje drugie imię to skandal, ale Twoja siostra to tradycjonalistka. Najpierw musi zaplanować ślub swoich marzeń.
- Nie dziw jej się. Nasz ojciec zareagowałby większym oburzeniem niż cała arystokracja tego świata. On nadal ma nadzieję, że do ślubu pójdziemy jako dziewice. Ciekawe czy z mamą tacy święci byli. - zachichotałam trącając Danielę łokciem.
- Mam rozumieć, że otworzyłaś pudełeczko. - mruknęła.
- Nie umiesz się bawić. - założyłam ręce na piersi.
- Umiem, ale ciekawi mnie czy Ty również. Albo raczej ... czy zaczęłaś już się bawić. - wbiła we mnie porozumiewawcze spojrzenie. Dostrzegłam jednak cień troski lśniący w jej oczach.
- Chcę wiedzieć o czym mówicie?
- Nie! - odpowiedziałyśmy równo.
- Widzisz Javier? - Beltran zwrócił się do obserwującego nas w milczeniu chłopaka. - Mówiłem Ci, że to siostry z piekła rodem. To jest właśnie Martina. - wskazał na mnie ręką. - Młodsza siostra Danieli, o której Ci tyle wspominałem. - poruszał zabawnie brwiami. Poczułam jak podnosi mi się ciśnienie. Tylko nie to. - To Javier, poznaliśmy się podczas kampanii perfum.
- Miło Cię poznać. - chłopak wyciągnął ku mnie dłoń, którą z lekko wymuszonym uśmiechem uścisnęłam. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Na swoją obronę mam zapewnienie, że to ta dwójka zabrała mnie tu ze sobą. - wskazał na parę, która nic sobie nie robiła z jego słów czy mojego wściekłego spojrzenia.
- Znam ich doskonale, więc nie mam do Ciebie pretensji. Choć oczywiście mogli mnie poinformować o waszym przyjeździe. - syknęłam w ich stronę. - Zakupy zrobicie sobie sami. Ja tu robię za nianię, a nie gospodynię domu. - uniosłam głowę i tańczącym krokiem udałam się w stronę drzwi tarasowych.
- A słyszałem, że podrywem! - zawołał za mną Beltran. - Chcę go poznać zanim ...
- Zapomnij! Nie jesteś moim bratem.
- Ale Daniela jest Twoją siostrą!
- Nie chcesz wiedzieć co Daniela mi zasugerowała w związku z tym chłopakiem. - posłałam mu słodki uśmieszek zanim zniknęłam w salonie. Nadopiekuńczość Beltrana czasami bywała irytująca, aczkolwiek była urocza.

Ostatecznie i tak wylądowałam w kuchni w towarzystwie Danieli i Stelli wspólnie szykując kolację dla naszej piątki. Sprawnie cięłam pomidory wsłuchując się w to co miała nam do powiedzenia moja starsza siostra. W międzyczasie skarżyłam się Pedro na równouprawnienie, które zostało zachwiane tego wieczoru w postaci leżących na kanapie Beltrana i Javiera.
- Wspólna kampania z mamą? Ja też?! - Stella podskoczyła podekscytowana na swoim krześle.
- Tak. Dość niedawno wpadła na ten pomysł, ale nie chciała niczego zapeszać. Powiedziała, że to byłoby spełnienie jej marzeń. Ona i my w wiosennej kampanii promującej biżuterię zaprojektowaną przez nią samą. Martina? - zwróciła się bezpośrednio do mnie. - Co o tym sądzisz?
- Sądzę, że źle mieszasz tą sałatkę. - skrytykowałam ją. - Zagłodzisz Beltrana w przyszłości. Albo samą siebie.
- Wynajmę kucharkę. - przewróciła oczami.
- Życzę Ci, aby zawsze było was na nią stać. - wyrwałam jej miskę i sama zajęłam się za dokładanie i mieszanie składników. - A jeśli mamie na tym zależy to mogę wziąć w tym udział, chociaż nadal twierdzę, że nie jestem osobą, która nadaje się do takich rzeczy. Stella? Gdzie są oliwki?
- Powinnaś zostać szefem kuchni. Twoja podzielność uwagi jest wprost godna podziwu. Dodatkowo rozstawiasz ludzi po kątach.
- Brzmisz jak Beltran, który wychwala moje rzekome umiejętności ponad niebiosa podsuwając moją skromną osobę Javierowi na srebrnej tacy. - prychnęłam. - Jest najbardziej upierdliwą swatką na świecie. I kompletnie się z tym nie kryje! Zaczyna mnie mdlić gdy tylko otwiera usta.
- Oh, wiesz jaki on jest. - Daniela jedynie machnęła ręką. - Mama poznała Javiera i stwierdziła, że mógłby Ci się spodobać. Beltran tylko to podłapał. Mówiłam mu, że kogoś poznałaś, ale wizja dogodzenia teściowej jest silniejsza.
- Jak to mama tak stwierdziła?
- Jest przystojny, wykształcony, z dobrego domu, zamożny ... - zaczęła wyliczać na palcach. - Po prostu powiedziała, że bardzo by do Ciebie pasował. Javier jest bardzo sympatyczny, ale nic na siłę. Powiedz lepiej jak tam sprawy z Pedro. Kiedy nas sobie przedstawisz? - ugryzła marchewkę z cwanym wyrazem twarzy. Westchnęłam ciężko. Uchyliłam usta, aby odpowiedzieć jednak dźwięk silnika mi w tym przeszkodził. Synchronicznie we trzy spojrzałyśmy w stronę okna.
- Co to? Motor? - Stella wyjrzała na zewnątrz. Mój telefon zawibrował. Zerknęłam na wyświetlacz dostrzegając, że Pedro próbuje się ze mną skontaktować. Nacisnęłam zieloną słuchawkę podchodząc do sióstr.
- Pedro, mogę za chwilę oddzwonić? - zapytałam wyglądając przez okno. Na podjeździe stał motocykl z zapalonym silnikiem, a siedzący na nim chłopak trzymał w dłoni telefon. Zmarszczyłam czoło na widok znajomej sylwetki. - Zaraz ... czy ...
- Myślałem, że Cię porwę, ale skoro jesteś zajęta ... - wyczułam, że się ze mną droczy. Moje serce zabiło mocno, a w brzuchu poczułam przyjemne skurcze. - Nie będę przeszkadzał.
- Nie! Już idę! - rozłączyłam się. - Ja uciekam! Będę później. - chwyciłam do ręki kardigan zostawiając za sobą zdezorientowane miny sióstr. W progu wpadłam na Beltrana.
- Czy to Suzuki?
- Nie, to Pedro!
- O motocykl pytałem! - zawołał za mną, ale w odpowiedzi otrzymał trzaśnięcie frontowymi drzwiami. Zbiegłam z kilku schodów, aby kilka sekund później stanąć jak wrytą na widok maszyny. Z okna nie wydawała się być taka imponująca. Pedro z szerokim uśmiechem podał mi kask, który chwyciłam w lekko drżące dłonie.
- Ty na tym potrafisz jeździć?
- Nie, przepchałem to tylko tutaj. - zaśmiał się.
- A chociaż ... możesz? Jesteś nieletni.
- Przemytnik Ci nie przeszkadzał. - założył moje włosy za uszy. Pozwoliłam chłopakowi założyć sobie na głowę kask co zrobił z największą ostrożnością. Rozczulał mnie każdym swoim gestem. - Nie zrobię Ci krzywdy. Będziesz się mnie mocno trzymać, dobrze? Nie będę jechał szybko, obiecuję.
- Nie wiem czy moja sukienka jest dobrym pomysłem.
- Moje ciało zamortyzuje każdy podmuch. - wyciągnął ku mnie dłoń. Pewnie ją chwyciłam wspinając się na maszynę. Lekki strach zmieszał się z ekscytacją i adrenaliną. Objęłam sylwetkę chłopaka rękoma nie chcąc go zbyt mocno ściskać. Nie spodziewałam się jednak, że chwyci mnie pod kolanami i dosunie do siebie na maksymalną odległość. Choć słowo odległość nie miało tu prawa bytu, ponieważ pomiędzy nami nie było żadnej przestrzeni. Wtuliłam się w jego plecy, a moje uda objęły jego biodra. Przełknęłam ślinę na odczucie tej intymności pomiędzy nami. - Chwyć mocniej. Dobrze. Tak masz trzymać przez cały czas. - poinstruował mnie. - Gotowa? - silnik zawarczał. Przytaknęłam. Powoli wytoczył się na ulicę, po czym przyspieszył do racjonalnej prędkości. Moje włosy, wystające spod kasku, powiewały na wietrze niczym flaga. W nozdrzach czułam mieszankę morskiej bryzy z perfumami chłopaka. I świeżo skoszonej trawy. Tak, Pedro był tą wonią cały przesiąknięty. Byłam pewna, że gdyby dano mi do powąchania amortencję to wyczułabym właśnie te trzy rzeczy. Z błogim uśmiechem przymknęłam powieki oddając się moim pozostałbym zmysłom. Zapach i dotyk były w tym momencie wystarczające. Pod opuszkami palców wyczuwałam mięśnie na brzuchu chłopaka. Zarumieniłam się z powodu własnej śmiałości gdy ostrożnie zaczęłam je badać. Jego bliskość spowodowała ucisk w dole mojego podbrzusza. Czy istniała szansa, że ja oddziaływałam na niego w ten sam sposób?
- Gdzie jesteśmy? - spytałam gdy Pedro zajechał przed uroczą knajpką z dala od centrum.
- Wyrwałem Cię z kolacji, więc powinienem Ci zapewnić zastępcze jedzenie. - rzucił przez ramię. - Możesz już mnie puścić. - dodał z rozbawieniem w głowie jednak gładził moje ręce w taki sposób jakby za nic w świecie nie chciał, aby się rozplotły i już zawsze  obejmowały jego sylwetkę.
- Muszę? - jęknęłam.
- Nie, nie musisz. - zdjął kask uśmiechając się. - Jednak wolałbym mieć Cię z przodu. Ale jak wolisz. Mimo wszystko przyjemnie mieć takiego przylepa przy sobie.
- Ale nie weźmiesz tego przylepa ze sobą na boisko.
- Byłoby to raczej kłopotliwe.
- No dobrze. - westchnęłam odrywając się od niego niechętnie. Zdjęłam kask z głowy obserwując jak Pedro odstawia motor. Wrócił do mnie z uśmiechem i niepewnie położył dłonie na moich biodrach. Zarumieniłam się. Czułam, że również dla niego takie czułe gesty były nowością. - Masz rację. Tak lepiej. - szepnęłam. Jego wargi w subtelny sposób musnęły moje. Te słodkie usta były czymś za czym niesamowicie tęskniłam nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Chodź, musisz coś zjeść. - splótł nasze dłonie. Wspólnie weszliśmy do knajpki, ale ku mojemu zaskoczeniu nie zajęliśmy żadnego z wolnych stolików. Pedro poprowadził mnie prosto do wyjścia na taras gdzie czekało na nas miejsce z widokiem na port. Drewniana balustrada opleciona była różowym krzewem, którego zapach przyjemnie drażnił moje nozdrza. Wokół rozwieszone były lampiony, które oświetlały to urocze miejsce. Na bezchmurnym niebie lśnił księżyc w pełni w towarzystwie miliona gwiazd. Dokładnie tak jak wczorajszej nocy.
- A teraz mi powiedz ... skąd masz ten motor? - spytałam gdy złożyliśmy zamówienie. Z uśmiechem bawiłam się jego rzemykiem na nadgarstku. - I skąd ten pomysł, aby mnie porwać?
- To motor mojego przyjaciela. Przyznaję, trochę nagiąłem prawo, ale zawsze chciałem to zrobić. - zniżył głos do szeptu. - Po za tym wyczułem, że nie jesteś zadowolona ze swojego wieczoru, więc postanowiłem Ci go urozmaicić. Zawsze do usług. - puścił mi oczko.
- Rodzina czasami działa nam na nerwy, co? - mruknęłam. Nie byłam do końca z nim szczera, ale nie chciałam wspominać o moim szwagrze chcącym zeswatać mnie ze swoim przyjacielem. I mamie, która nieświadomie go do tego podkusiła.
- Taka chyba ich rola. - założył kosmyk moich włosów za ucho. - Jutro chciałbym Cię zabrać do siebie. Wraz z bratem robimy grilla dla znajomych nad basenem. Co Ty na to? Możesz zabrać ze sobą siostry i tego upierdliwego szwagra o którym wspominałaś. - zaśmiał się. - Zweryfikuję go.
- Powiedziałeś bratu, że przyprowadzisz znajomą?
- Powiedziałem mu, że przedstawię mu swoją dziewczynę. - jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, który odwzajemniłam. - Oczywiście uważa Cię za kompletną wariatkę, ale kto by go pytał o zdanie. - dodał rozbawiając mnie. Rozmowę przerwała nam kelnerka, która przyniosła nasze zamówienie. Na widok sałatki z kurczakiem poczułam ssanie w żołądku. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz coś jadłam. Prawdopodobnie w południe. - Chyba nie masz nic przeciwko, że Cię tak nazwałem?
- Jeśli nie skłamałeś to nie.
- Oczywiście, że nie. - nachylił się całując mój policzek. - Traktuję Cię bardzo poważnie i chcę żebyś miała tego pełną świadomość. Wystarczy, że się uśmiechniesz i masz nade mną pełną władzę.
- Dobrze wiedzieć. - trąciłam go żartobliwie łokciem. - I z chęcią spędzę jutrzejszy dzień z Tobą i Twoimi znajomymi. Ale sama. Stelli i tak nie będzie cały dzień, a Beltrana mam po dziurki w nosie. Może następnym razem. - dodałam. Pedro skinął głową nie pytając o nic więcej w tym kontekście. Dokończyliśmy kolację rozmawiając na inne błahe tematy, po czym postanowiliśmy wybrać się na spacer do portu. Noc nie była chłodna jednak miło było wtulić się w ramię chłopaka, który czule mnie obejmował.
- Tak sobie pomyślałem ... powiedziałaś mi, że uwielbiasz gotować i piec, prawda? - uniosłam głowę, aby spojrzeć na twarz chłopaka. - Może powinnaś podjąć studia w tym właśnie kierunku? Kucharz? Dietetyk? To też pomogłoby Ci w Twoich marzeniach. Na ten przykład w Barcelonie jest jedna z najlepszych szkół. - rzucił zagryzając wargę. - Wiem, bo mój brat tam się szkoli.
- W Barcelonie? Moi rodzice się tam poznali.
- Na prawdę?
- Tak. A Daniela się tam urodziła. - dodałam. - Ale dlaczego akurat Barcelonę masz na myśli?
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze to za kilka tygodni zamieszkam w Katalonii. I wiem, że są tam bardzo dobre Uczelnie. Więc gdybyś była zainteresowana to moglibyśmy się bardzo często widywać.
- Brzmi obiecująco. Przyznaję, masz dar przekonywania.
- Uważaj bo jeszcze nie wytoczyłem najcięższych dział. - "zagroził" zatrzymując się. W odpowiedzi uniosłam brwi spoglądając na niego z wyzwaniem. Po chwili jęknęłam czując jego usta lądujące na moich. Intensywność tego pocałunku różniła się od poprzednich. Było w nim wiele uczucia i pasji. Po niepewności nie pozostał nawet ślad. A gdy nasze języki po raz pierwszy się ze sobą spotkały, musiałam opleść rękoma jego kark, aby nie upaść przez miękkość w kolanach. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, aby odczuwać żar, jak i dreszcze na swoim ciele jednocześnie.
- Barcelona to w sumie pięknie miasto. - szepnęłam gdy odsunęliśmy się od siebie na kilka krótkich sekund, aby płuca mogły nabrać powietrza. - Poważnie się nad tym zastanowię. - Pedro nic nie odpowiedział. Przysunął mnie do siebie jeszcze bliżej, o ile w ogóle było to możliwe, i podarował serię słodkich pocałunków. Kocham arbuzy. Zdecydowanie je uwielbiam!

***


Mogłabym rzec "UFF"! Nareszcie napisałam ten rozdział do końca. Ale muszę przyznać, że w ostatnim czasie trudno skupić się na tak błahych sprawach mimo pomysłu, weny czy wolnego czasu. To trudne gdy myśli uciekają w stronę wschodu ... mam więc nadzieję, że to co "coś" powyżej choć na chwilę urozmaiciło wasz czas :)

#StayWithUkraine 💙💛