poniedziałek, 19 grudnia 2022

7. "You taught me how to say white lies."

 - Jak to zostaniesz dłużej w Las Palmas? Sama? - czoło mojego ojca przecięła zmarszczka. Typowo, jak na niego przystało, był zaskoczony i zaniepokojony jednocześnie. Z kolei mimika mamy wyrażała zaciekawienie. Przez chwilę miałam wrażenie jakbym dostrzegła pełen zrozumienia błysk w jej oczach. - Nie wiem czy jest to dobry pomysł. Czy któryś z Twoich przyjaciół do Ciebie dołączy? Może Daniela?
- Nie tato, nikt nie dołączy. Wspominałam wam o nowo poznanych ludziach i zaangażowaniu w organizację. Chciałabym móc im jeszcze pomóc. To wszystko. - zagryzłam dolną wargę. Kłamałam jak z nut patrząc wprost w ich oczy. Oczywiście nie byłoby to wcale takie łatwe gdybyśmy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu. Dzięki rozmowie przez Skype'a mogłam trochę nagiąć rzeczywistość i ukryć nerwowe odruchy, które w normalnych warunkach błyskawicznie by odszyfrowali. - To tylko tydzień i wracam.
- Byłbym spokojniejszy gdybym ich poznał.
- Oh, już nie przesadzaj. - wtrąciła się mama. - To żadna tajna organizacja, a jedynie grupka ludzi, która dba o środowisko. Po za tym, Martina jest już dorosła. Sami ją wysłaliśmy, aby pilnowała Stelli. Lepiej zajmij się przygotowaniami do dzisiejszego wieczoru. Rodzice Beltrana przychodzą na kolację.
- Wolałbym zbierać z Martiną śmiecie z plaży ... - mruknął niczym obrażony trzylatek rozbawiając mnie. - No dobrze. Tydzień, ale ani jednego dnia dłużej. Powiedz Stelli, że odbiorę ją z lotniska, dobrze? - zasalutowałam z uśmiechem. - Uważaj na siebie i jakby coś to dzwoń.
- I pilnuj się. Pamiętaj, że Ci ufamy. - mama posłała mi porozumiewawcze spojrzenie, które wywołało rumieńce na moich policzkach. Z ulgą zamknęłam laptopa wypuszczając z ust świst powietrza. W tym samym momencie do domu wparowała wściekła Stella. Wyczułam jej nastrój gdy tylko sportowa torba odbiła się z impetem od ściany.
- Nie rozumiem dlaczego się tak złościsz. - jej śladem podążała Ines, koleżanka z drużyny, która zamknęła za nimi frontowe drzwi. - Szkoda nerwów na takiego pajaca. Bądź co bądź przystojnego.
- Mówisz o tym idiocie z krzywymi nogami? - Stella prychnęła nerwowo. Weszła do kuchni nawet nie zwracając na mnie uwagi. Butelka z wodą była ważniejsza. Ines usiadła obok mnie wzruszając ramionami chcąc odpowiedzieć w ten sposób na nieme pytanie. Twarz mojej młodszej siostry wręcz płonęła ze złości.
- Chcę wiedzieć co się stało?
- Właściwie to nie wiem ... wszystko było wręcz obiecujące ... - Ines przerwała gdy Stella posłała jej wściekłe spojrzenie. Zdezorientowana przenosiłam wzrok z jednej na drugą. - Chciał, abyś zwróciła na niego uwagę. Wiesz jacy są faceci ...
- Nie interesują mnie faceci. - syknęła Stella.
- Dziwnie to okazywałaś wpatrując się w niego.
- Halo! Ja tu jestem! - przerwałam ich wymianę zdań unosząc w górę ręce. Chciałam w ten sposób powstrzymać siostrę od rzucenia w koleżankę pierwszą lepszą rzeczą, która znalazłaby się pod jej ręką. - Stella? Co się stało?
- Taki jeden się stał. - szepnęła Ines.
- Nikt się nie stał. Po prostu ścięłam się z jednym kolesiem, ok? - szesnastolatka usiadła na przeciwko mnie z nieciekawą miną. - Idiota śmiał ocenić moje umiejętności. Za kogo się on uważa w ogóle? - mruknęła ściskając w dłoniach plastikową butelkę.
- Chodzi o to ... - zaczęła Ines widząc moją minę. - Dzisiaj gościnnie pojawiła się drużyna juniorów z miejscowej drużyny. Przyszli obejrzeć nasz sparing. I jeden z nich nie spuszczał wzroku ze Stelli. Ale to nie był krytyczny wzrok, przysięgam! - dziewczyna dla podkreślenia wagi swoich słów położyła dłoń na sercu. - Wpadła mu w oko, wiem co mówię. Zresztą, on jej też chociaż teraz się do tego nie przyzna. - Stella parsknęła nerwowym śmiechem na te rewelacje. - No i wiesz doskonale jacy są chłopcy. Robią z siebie idiotów żeby nam zaimponować. Gdy do niej podchodził byłam pewna, że zagada ją tak, aby wyciągnąć od niej numer. Ale oni zaczęli się nagle spierać! A wcześniej wzroku od siebie nie odrywali!
- Co Ci powiedział?
- Nie ważne.
- Stella? - nie chciałam odpuścić.
- Zapytał jak się nazywam. - młodsza siostra zacisnęła wargi podnosząc na mnie porozumiewawczy wzrok. Westchnęłam ciężko. - Kolejny fanatyczny nieuleczalny przypadek. Idę wziąć prysznic. - podniosła się gwałtownie, po czym zniknęła na schodach prowadzących na piętro.
- Przecież ładnie się nazywa. - Ines w przeciwieństwie do mnie nie rozumiała powagi sytuacji. - Na ten przykład moja ciotka nazywa się Guillermina. To jest dopiero piętno na całe życie!
- Niekiedy to inni nadają Ci piętno bez powodu.
- Jak to? - Ines zmarszczyła czoło w momencie gdy rozdzwonił się mój telefon. Ciepło rozlało się po moim sercu na widok numeru, który się do mnie dobijał. Przeprosiłam dziewczynę wychodząc na taras. Starannie zasunęłam za sobą szklane drzwi naciskając zieloną słuchawkę.
- Przed chwilą oficjalnie rozpocząłem urlop. - pochwalił się Pedro zanim zdążyłam się odezwać. - Mogę liczyć na panienki towarzystwo?
- Zmotywowałeś mnie do tego, abym nagięła rzeczywistość w rozmowie z rodzicami. - usiadłam na brzegu basenu mocząc stopy w wodzie. - Powiedziałam, że zostaję tu jeszcze tydzień, aby spróbować naprawić świat.
- Naprawiasz mój świat. - odparł chłopak.
- Niby jak? - zaśmiałam się.
- Nadajesz mu truskawkowy posmak.
- Tak, to wiele wyjaśnia. - przyznałam. - Wiesz, miałam nadzieję, że poznasz Stellę przed jej wieczornym odlotem, ale nie jest ona raczej w nastroju na męskie towarzystwo. - westchnęłam spoglądając na okno jej pokoju.
- Coś się stało?
- Jeden z chłopaków na treningu sprawił jej przykrość. Oczywiście ona udaje obojętną, ale bardzo ją to zabolało.
- Jak on się nazywa?
- On? Nie mam pojęcia. Zresztą, po co ... ?
- Mógłbym spokojnie zawrócić do Ośrodka i z nim porozmawiać. - podkreślił ostatnie słowo dając mi do zrozumienia, że wybije chłopakowi z głowy dokuczanie mojej siostrze. - Irytuje mnie takie zachowanie, więc nie ma problemu.
- To miłe, ale znając Stellę już sobie z nim poradziła. Coś innego ją zabolało, ale to temat na inny czas.
- Ale jutro się zobaczymy?
- Przecież obiecałam, że dołączę do kolejnej akcji. Zabrałabym Cię po drodze, ale wiem że twoje męskie ego tego nie zniesie. - drażniłam się z nim. W odpowiedzi otrzymałam tylko ciężkie westchnienie. - Mogę Cię chociaż zaprosić na obiad?
- Nie musisz dla mnie gotować.
- Chcę ugotować obiad dla NAS. - podkreśliłam. - Nie odbieraj mi proszę tej przyjemności. Możesz mi nawet pomóc. A potem możemy leniuchować na kanapie.
- Hmm ... brzmi kusząco.
- Możesz nawet zostać na noc ... jeśli chcesz. - zagryzłam dolną wargę oczekując w napięciu na jego odpowiedź. Moje policzki z niezrozumiałego powodu pokryły gorące rumieńce, a przecież nie miałam nic podejrzanego na myśli!
- Chcesz, abym został?
- Chcę.
- W takim razie obiecuję, że postaram się nie spalić twojej kuchni.

*


Plaża La Puntilla ciągnęła się na 850 metrów. Tyle wystarczyło ludziom z pobliskiego pola kempingowego, aby powoli zacząć zamieniać ją w małe wysypisko śmieci. Tu plastikowa butelka, tam opakowanie po cukierku. "Zagubione" odpady rzucały się w moje wrażliwe na to zjawisko oczy. Miejsce to było jedyne w swoim rodzaju ponieważ dostosowane było również dla osób niepełnosprawnych. Za serce chwycił mnie widok niepełnosprawnej kobiety podjeżdżającej na swoich wózku inwalidzkim do kosza na śmieci pozbywającej się w ten sposób opakowania po lodach. Swoim zachowaniem mogłaby zawstydzić nie jednego zdrowego człowieka. I nie tylko ona. Starszy pan chodzących o kulach zapropował swoją pomoc w zbieraniu śmieci na co oczywiście nie mogliśmy się zgodzić choć właśnie dzięki takim osobom wracała moja wiara w ludzkość. Swoimi przemyśleniami dzieliłam się z Dolores, która była moją dzisiejszą partnerką. Niezadowolony Pedro został zwerbowany przez Gianę pod pretekstem poważnej przyjacielskiej rozmowy. Nie byłam typem zazdrośnika, więc nie miałam nic przeciwko. W końcu później miał być tylko mój.
- Czułam, że coś się święci pod moim nosem! - zaśmiała się Dolores wiążąc kolejny pełny worek. - Ale nie ... on jest jeszcze za młody, ma czas! - przedrzeźniała Pedro. - Mówiłam mu, że miłości nie da się zaplanować i pojawia się ona w najmniej oczekiwanym momencie. Wystarczyło, że na was spojrzałam gdy pracowaliście ramię w ramię. Bardzo do siebie pasujecie.
- Znam osobę, która by się z tobą nie zgodziła.
- Oh, nie przejmuj się Gianą. - machnęła niedbale ręką. - Jest zazdrosna. Boi się, że przez Ciebie będzie poświęcał jej mniej czasu.
- Ona nie daje mi powodów, aby ją polubić. Ani jednego! - poskarżyłam się. - Akceptowanie to jedyna możliwość na jaką mnie stać. Choć i to jest porównywalne ze zdobyciem największego szczytu! Ubzdurała sobie, że zainteresowałam się nim bo jest piłkarzem. A ja nawet nie miałam o tym pojęcia! Przecież on pomógł mi tylko z przebitą oponą bo niestety jestem typową nieporadną blondynką, która nie potrafi tego zrobić. - przewróciłam oczami.
- Kochanie szczyty to się zaczną gdy Pedro wyjedzie do Barcelony. Przy nich nieporozumienia z Gianą będą wydawać Ci się zabawną anegdotą.
- Niby dlaczego? - zmarszczyłam czoło.
- Bo stanie się bardziej rozpoznawalny? To przystojny chłopak, a wiesz jakie potrafią być niektóre dziewczyny.
- Myślisz, że zrobi furorę podczas spaceru na La Rambli? - zaśmiałam się pod nosem. Pedro był oczkiem w głowie Dolores, ale miałam wrażenie, że kobieta przesadzała w tym momencie. W Barcelonie przewijały się codziennie setki przystojnych mężczyzn, więc dlaczego nagle Pedro miałby stać się najbardziej wyjątkowy? Rozczulała mnie jej troska o niego. W  końcu miał przenieść się do jednego z najbardziej popularnych i wielkich miast na świecie, kto wie co tam na niego według niej czyhało. Odnotowałam jednak w głowie, że powinnam przeprowadzić z nim poważną rozmowę dotyczącą przeprowadzki do stolicy Katalonii. Koniec z tajemnicami i niedopowiedzeniami. Może i nasza relacja była wciąż świeża, ale była związkiem dwojga ludzi. Był moim chłopakiem, więc miałam prawo wiedzieć o takich rzeczach. W końcu na samą jego prośbę rozważałam dołączenie do niego.
- Myślę, że nie będzie mu dane beztrosko spacerować.
- Obiecuję, że znajdzie na to czas. Już moja w tym głowa. Nie samą pracą człowiek żyje, prawda? - uśmiechnęłam się odchodząc od niej z pełnym workiem. Ciekawiło mnie czy mama Pedro również panikowała z powodu jego przeprowadzki. Był jej synem, więc miała większe prawo do bycia przewrażliwioną.
Dostrzegłam go już z daleka pijącego wodę przy furgonetce organizacji. Oderwał butelkę od swoich słodkich arbuzowych ust polewając głowę resztkami życiodajnej cieczy. Nieznośne krople spłynęły po jego twarzy na umięśnione ramiona i nagą klatkę piersiową. Mimowolnie przełknęłam ślinę. Przechodzące obok niego dziewczyny odwróciły z zaciekawieniem swoje głowy. W tym momencie byłam w stanie uwierzyć Dolores we wszystko, choć nie byłybyśmy podręcznikowym przykładem obiektywizmu. Przecież Pedro był chodzącym młodym Bogiem! Automatycznie porzuciłam swój worek podchodząc do niego. Zanim się zorientował chwyciłam jego policzki w swoje dłonie i wpiłam usta w jego własne. Wyczułam, że się śmieje, ale w ułamku sekundy oddał gorący pocałunek oplatając moją sylwetkę. Nasze języki połączył szalony taniec, a ucisk w moim podbrzuszu stał się wręcz nie do wytrzymania. Pojęcie napięcia seksualnego stało się dla mnie w tym momencie jak najbardziej zrozumiałe. Cholerna Daniela znowu miała rację.
- Mmm ... co to było? - Pedro przyłożył swoje czoło do mojego. Nasze przyspieszone oddechy zmieszały się ze sobą. Nie sądziłam iż połączenie truskawki z arbuzem może być tak ... smaczne.
- To trochę żałosne, ale jestem zazdrosna. - zmarszczyłam swój nos. - I stęskniona. I ... - chciałam również dodać, że wyglądał w tym momencie bardzo pociągająco, ale wolałam zachować to dla siebie. - I po prostu to wszystko się zmieszało.
- Zazdrosna? - zaśmiał się. - O co?
- Mówiłam też o tęsknocie jakbyś nie zauważył.
- Szczerze mówiąc na tej plaży dostrzegam tylko jednego ślicznego przylepa. - zsunął swoje dłonie na moje biodra. - Już Cię nie oddam Dolores. - poinformował mnie. - Zostajesz ze mną.
- Dobrze, ale muszę Cię z przykrością poinformować, że potrzebujesz okularów. - stanęłam na palcach, aby cmoknąć go prosto w nos. - Giana Ci pozwoli?
- Twierdzi, że owinęłaś sobie mnie wokół palca, więc niech chociaż raz ma rację. - wzruszył ramionami. Oburzona uchyliłam swoje usta, ale nawet nie wiedziałam co powiedzieć na te rewelacje. Przecież nie miałam nic przeciwko, aby wspólnie pracowali! - Nie przejmuj się. - objął mnie ramieniem. - Powiedziałem jej, że uwielbiam Twoje palce.

*


Dom bez Stelli wydawał się dziwnie pusty. W holu nie walały się meczowe korki, zlew świecił pustą bez stosu kubków i talerzy, a z jej pokoju nie dochodziły dźwięki znienawidzonego przeze mnie hip hopu. Gdy tylko zniknęła z moich oczu za lotniskową bramką poczułam ukucie tęsknoty i wyrzutów sumienia. Owszem, ucieszyła się gdy wspomniałam jej o moim tygodniu z Pedro, ale w jej oczach nadal lśnił blask zranienia niczym u niewinnej sarenki. Miałam nadzieję, że choć ją los pozbawi zetknięcia się z ludzkim fanatyzmem. Jakże byłam naiwna. Nie mogłam ją przed tym ochronić, ale sam fakt doprowadzałam mnie do furii. Były momenty, że żałowałam iż nie poprosiłam Pedro o "przysługę".
- Hej, stało się coś? - poczułam dłoń chłopaka na moim ramieniu. Ocknęłam się z moich myśli spoglądając na niego. Ubrany był w krótkie dresowe spodenki i biały podkoszulek, a z jego włosów kapały pojedyncze kropelki wody. - Mówiłem, że teraz mogę Ci pomóc. Potrzebowałem orzeźwiającego prysznica.
- Zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Mógłbyś ... - pociągnęłam drzwiczki szafki kuchennej, po czym zaklęłam siarczyście pod nosem. - Cholerny zawias. - kucnęłam, aby poprawić usterkę.
- Wiesz, że mogę to zrobić? - chłopak oparł się o blat ze swoim zniewalającym uśmiechem. - W łazience też by się przydało dokręcić jeden zawias. Masz tu jakieś klucze?
- Nie ma mowy. Jesteś gościem.
- Obydwie doskonale wiemy, że jestem Ci tutaj zbędny bo moje próby pomocy mogą skończyć się rozlewem mojej własnej krwi. - omiótł kuchnię uważnym wzrokiem. - Nie potrafię usiąść w jednym miejscu, więc z chęcią mogę pomóc Ci w czymś innym.
- Wiesz ... - zagryzłam dolną wargę bijąc się z myślami. - Tata mówi, że wymiana żarówki w samochodzie nie jest niczym trudnym, ale dla mnie ... potrafiłbyś? - spytałam niepewnie, na co Pedro jedynie się zaśmiał. - Pytam bo Beltran z takimi pierdołami jeździ do mechanika.
- Naprawię Ci wszystko cokolwiek chcesz. - objął mnie ramieniem i ucałował w skroń. - Zgaduje, że klucze znajdę w garażu? - spytał.
- Tak. Choć i tak mi głupio.
- Nie poznamy się nawzajem jedynie tuląc się do siebie na kanapie. Choć i to mam w planach. - wyszeptał mi do ucha, po czym zniknął z uśmiechem na korytarzu. Westchnęłam czując gorąc na moich policzkach.

Podczas naszej obiadokolacji przyglądałam się mu dość uważnie. Był zbyt idealny, aby być prawdziwy. Przystojny, dobrze wychowany, ze złotymi rękoma, któremu żadna usterka nie była straszna. Udzielał się charytatywnie i perfekcyjnie poświęcał się swojej pasji. Był męski, a zarazem troskliwy i pomocny. Gdzieś w otchłaniach mojej świadomości pojawiła się myśl, że ideały nie istnieją. W tym niestety musiałam zgodzić się z Gianą. Miłość była ślepa, o tym też wiedziałam. Ale nie było ani jednej rzeczy w Pedro, która by mnie irytowała. Nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że istniało jakieś dziwne napięcie pomiędzy nami i nie było ono z rodzaju tych przyjemnych. Coś przez co oddalałam myśli dotyczącej mojej dalszej edukacji i przyszłości.
- Pedro? - zagadnęłam gdy przestał zachwalać mój talent kulinarny. Spojrzał na mnie uważnie znad talerza. - Moglibyśmy porozmawiać o Barcelonie i tym czym dokładnie będziesz się tam zajmował?
- Oczywiście. - uśmiechnął się. - Ale zaplanowałem to inaczej. Chciałbym Cię zabrać do mojego rodzinnego domu i tam Ci wszystko wyjaśnić. A raczej opowiedzieć moją historię bo to właśnie tam rozpoczęło się marzenie pulchnego Pedritto.
- Nie jesteś już pulchnym Pedritto. - zaśmiałam się.
- Będę nim jeśli masz zamiar tak gotować. - wskazał na pusty talerz. - Fernando miał rację. Moja mama Cię pokocha od pierwszego wejrzenia. - puścił mi oczko. Westchnęłam ciężko czując lekki stres na samo wyobrażenie spotkania z jego rodzicielką. - Wiesz, ten mały Pedritto nadal jest we mnie i jego marzenie właśnie się spełnia. Jeśli chcesz go poznać i zobaczyć wszystko jego oczami to koniecznie musisz ze mną pojechać na Teneryfę.
- Oczywiście, że chcę. - zapewniłam spoglądając w jego oczy, które błyszczały radością niczym u małego dziecka.

***