Obudziła mnie irytująca suchość w gardle i okropne gorąco ogarniające moje ciało. Miałam wrażenie, że koszulka w której spałam była cała mokra i się do mnie klei. Uchyliłam niechętnie ociężałe powieki. Ból przeciął moją głowę aż syknęłam pod nosem. Cholera, przecież nie wypiłam wczoraj dużo, aby męczyć się dzisiaj z nieoczekiwanym kacem.
Wtuliłam się w poduszkę, która okazała się nią nie być. Mój policzek otarł się o ludzką skórę. Czując w nozdrzach znajomy zapach nie mogłam się nie uśmiechnąć. Czyli to nie był jeden z pięknych snów ...
- Ktoś mi się tu budzi. - usłyszałam nad uchem mój ulubiony głos. Usta chłopaka spoczęły na mojej skroni. Zamarł, a jego ciało się spięło, co mnie lekko zdziwiło. Poczułam jak przykłada dłoń do mojego czoła. - Martina, jesteś cała rozpalona.
- Dziwisz mi się? - wychrypiałam. - Leżę w ramionach gorącego Kanaryjczyka.
- Masz gorączkę. - zauważył zaniepokojony. Gorączkę? To stąd ten ból mięśni i kości przy każdym nawet najmniejszym ruchu? - Cholera. Poczekaj. - odsunął się, aby wyjść z łóżka. Zimny dreszcz owiał moje ramiona. Nasunęłam pościel po sam nos. - Może Sira ma termometr.
Zostałam sama w pomieszczeniu. Pedro miał rację. Miałam gorączkę. Dotarło to do mnie gdy na dobre się rozbudziłam. Z jękiem bólu usiadłam na łóżku owijając się pościelą niczym kokonem. Zamglonym wzrokiem spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który wskazywał godzinę za kwadrans dziesiąta. Za dwie godziny miałam pociąg do Madrytu, a jeszcze nie zaczęłam się pakować. Z niechęcią spojrzałam na otwartą walizkę w kącie pokoju.
- Nie zbliżaj się do mnie. - mruknęłam gdy Pedro wrócił z termometrem w dłoniach. - Nie ryzykuj, że się zarazisz. - wyciągnęłam dłoń po przyniesiony przez niego przedmiot. Brunet jednak nic sobie nie zrobił z moich słów, a jedynie usiadł blisko i przyłożył termometr do mojego czoła. - Pedro. - jęknęłam.
- Cśśś. - syknął skupiony. - Zaraz dostaniesz coś na przeziębienie.
- Nie możesz być chory. - marudziłam nadal.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale obydwoje staliśmy na tym deszczu, więc jeśli mam się rozchorować to nie przez ciebie. - spojrzał ze zmarszczonym brwiami na rezultat. - Masz prawie 39 stopni. - zaklął pod nosem. - Dasz radę się ubrać?
- Tak, ale muszę się jeszcze spakować.
- Zajmiemy się tym z Carlotą. - pogładził mój policzek. - Martina, nie możesz w takim stanie wsiąść do pociągu. Twoja twarz wygląda jak biała kartka papieru. Wolałbym, abyś została w Barcelonie.
- Nie mogę. - mruknęłam.
- Oczywiście, że możesz. - do pomieszczenia wparowała Carlota z kubkiem malinowej herbaty w ręce i tabletką. - Wyglądasz okropnie, a ja nie chcę spędzić trzech godzin drogi w strachu, że mi zemdlejesz.
- Więc postanowione. - poparł ją Pedro zanim zdążyłam uchylić usta. - Zabieram Cię do siebie, a po drodze odwieziemy Carlotę na dworzec kolejowy.
Poddałam się. Nie miałam nawet siły, aby się z nimi kłócić. Posłusznie połknęłam tabletkę i popijając gorącą herbatę obserwowałam jak obydwoje pakują moją walizkę. Carlota podała mi leginsy oraz bluzę, abym mogła się ubrać, po czym związała moje włosy w niechlujnego koka. Czułam się i zapewne wyglądałam jakby przejechała mnie ciężarówka. Pedro po zawiązaniu moich trampek upewnił się nawet czy dam radę o własnych siłach dojść do samochodu.
- Traktujecie mnie jak obłożnie chorą. - zirytowałam się.
- Jak księżniczkę. - brunet błysnął swoimi zębami.
- Raczej jak czarownicę. Pożyczyć Ci moje okulary? - prychnęłam zakładając kaptur na głowę. Chłopak ze śmiechem wyciągnął ku mnie dłonie i postawił do pionu.
W trójkę zeszliśmy na dół gdzie czekali na nas zaniepokojeni Ferran z Sirą. Zapewniłam, że jeszcze nie umieram, ale nie mam zamiaru wylewnie się z nimi żegnać. Brunetka obiecała, że odwiedzi mnie w mieszkaniu Pedro, abym nie czuła się samotnie gdy ten będzie musiał jechać do ośrodka szkoleniowego.
Chłopak otworzył przede mną przednie drzwi od samochodu. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się nad czymś intensywnie.
- No nie wiem. Ty ze mną nigdy jeździć nie chciałeś. - zaczęłam się z nim droczyć mimo że zimne dreszcze były co raz bardziej irytujące na mojej skórze. Nie mogłam się jednak powstrzymać.
- Ale ostatecznie wsiadłem i żyję do dzisiaj.
- Przecież dobrze jeżdżę! - chciałam lekko unieść głos, ale wyszedł z tego bliżej niezidentyfikowany odgłos. - Skąd w ogóle wziął się tutaj ten samochód?
- Przylepie, wsiadaj. - Pedro skinął głową na przednie siedzenie, które zajęłam. Zapięłam pasy i objęłam się ramionami lekko je pocierając. Chłopak błyskawicznie włączył ogrzewanie. - Samochód czekał na mnie zamknięty w garażu. Obiecałem Ferran'owi, że odwiozę niedobitków, więc wcześniej go tu umiejscowiłem, aby nie wzbudzać w Ansu podejrzeń. - odpalił silnik.
- Piłkarze nie powinni jeździć w Audi czy w innych Mercedesach? - spytała siedząca z tyłu Carlota.
- Za dużo spalin. Niektórzy są na tyle mądrzy, aby dbać o środowisko. - wtrąciłam się zanim Pedro uchylił usta. Odwróciłam ku niemu głowę i się uśmiechnęłam. - Cieszę się, że odnalazłam tego chłopaka z Las Palmas, który na chwilę mi się zagubił. - szepnęłam, aby tylko on to usłyszał. W odpowiedzi uniósł kąciki swoich ust i położył dłoń na moim kolanie, aby lekko go uścisnąć.
Z fascynacją obserwowałam jak prowadzi samochód. Jego ruchy były płynne, twarz skupiona, choć cała postawa wyluzowana. Robił to lepiej ode mnie, tego byłam pewna. Na każdym czerwonym świetle spoglądał na mnie i posyłał swój nieziemski uśmiech, który wywoływał łaskotanie w moim podbrzuszu. Odpływałam. I to dosłownie. Nie wiem w którym momencie zasnęłam.
Przebudziłam się czując, że jestem przez kogoś niesiona.
- Co się jej stało? - usłyszałam zaniepokojony znajomy męski głos.
Fernando?
- Ma gorączkę. - szepnął Pedro nad moją głową. Czyli to on bawił się w rycerza na białym koniu. - Otwórz drzwi do mojej sypialni.
Poczułam jak z największą ostrożnością kładzie mnie na łóżku. Otworzyłam powieki i rozejrzałam się po nieznajomym pomieszczeniu przesiąkniętym zapachem perfum Pedro.
- Hej. Jesteśmy już u mnie.
- Carlota? - wydukałam.
- Nie chciała Cię budzić. - uśmiechnął się rozsuwając moją bluzę. - Melduję, że odwiozłem twoją koleżankę pod samo wejście na dworzec. - pomógł mi się rozebrać i nakrył pościelą w kolorze granatu, która była cudowna w dotyku. Z błogim uśmiechem wtuliłam się w poduszkę. - Śpij dalej. To najlepsze na gorączkę.
- Przepraszam za kłopot. - szepnęłam sennie.
- Nie jesteś żadnym kłopotem. - z czułością przeczesał moje włosy. - Szczerze mówiąc, twoje przeziębienie jest mi jedynie na rękę. - wyczułam, że się uśmiecha, ale nie miałam sił unieść już powiek. - Cieszę się, że spodobała Ci się ta pościel bo od dzisiaj należy też do ciebie. Tak jak i połowa tego łóżka. - wyszeptał mi do ucha.
*
Dosłownie przespałam całe dwa dni z przerwami na faszerowanie mnie lekarstwami przed Pedro oraz jedzeniem przez Fernando. Z tym drugim był większy problem bo z powodu braku mojego apetytu wszystko rosło mi w ustach i smakowało niczym papier. Nie chciałam jednak sprawiać przykrości bratu mojego chłopaka, który był bardzo dobrym kucharzem, i starałam się przełykać kolejne kęsy. Zresztą, Pedro pilnował mnie uważnie podczas tej czynności niczym strażnik więzienny. Do tego poił co chwilę wodą jak wielbłąda, który miał przed sobą długą drogę przez pustynie. Nie wspominając o tym, że sprawdzał mi temperaturę co dwie godziny. Był uroczy swoją opiekuńczością, ale co za dużo to nie zdrowo.
Odetchnęłam z ulgą gdy obaj musieli wyjść z mieszkania.
Daniela oczywiście zrozumiała moją nieobecność w Madrycie i zapewniła, że możemy nasze plany przesunąć o tydzień. Cieszyła się moim szczęściem i stwierdziła, że dość szybko stanę na nogi przy takiej opiece, jaką otrzymałam. Z rodzicami było gorzej. Tata nawet chciał wynająć dla mnie prywatny samolot, ale zapewniłam, że nic poważnego mi się nie dzieje i niepotrzebnie panikuje. Byli oni pewni, że nadal jestem u Ferrana i Siry bo rozmowę o Pedro wolałam zachować na inne okoliczności.
Miałam całe mieszkanie dla siebie. Nadal byłam osłabiona, ale prysznic zdziałał cuda. Nawet odzyskałam siły, aby nałożyć korektor i podkład na twarz, ale wyglądać nieco żywiej. Z uśmiechem usiadłam na kanapie przykryta kocem i laptopem Pedro na kolanach, którego pozwolił mi używać. Skoro byłam uziemiona miałam okazję, aby trochę się pouczyć. Zalogowałam się na moją pocztę gdzie dostarczono mi materiały z kolejnego tematu i w skupieniu zaczęłam je analizować.
Nie wiem ile czasu minęło, ale z nauki wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zaskoczona odłożyłam laptopa na stoliku i udałam się w stronę drzwi wejściowych. Pedro powinien być za nie całą godzinę, a Fernando wieczorem. Nie mówili, że ktoś ma ich odwiedzić.
Kto więc był niespodziewanym gościem?
Uchyliłam drzwi i wyjrzałam na klatkę. W progu stała Lieke nerwowo bawiąca się swoimi palcami. Posłała mi speszony uśmiech gdy nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały.
- Cześć.
- Cześć. - odpowiedziałam. - Nie ma Pedri'ego. Byliście umówieni?
- Nie, nie. - pokręciła głową. - Ja właściwie to przyszłam do ciebie. Pedri wspomniał, że jesteś tu sama i przeziębiona, więc postanowiłam wpaść. Mieszkam piętro niżej. - wskazała palcem na podłogę, a ja uniosłam zaskoczona brwi. Nie miałam o tym pojęcia. - W ten sposób się poznaliśmy. No i jeździmy razem na treningi, a raczej to on mnie zabiera. - zaśmiała się nerwowo. Nie przypominała tej pewnej siebie dziewczyny, którą miałam okazję spotkać trzy razy w swoim życiu. - Mogę wejść?
- Jasne. - odsunęłam się i wpuściłam ją do środka. - Napijesz się czegoś? - zapytałam z grzeczności.
- Nie trzeba. - machnęła niedbale ręką. - Przeszkodziłam Ci w czymś? - zerknęła na otwartego laptopa na którego ekranie widniały różne tabelki.
- To tylko z nudów. - zamknęłam wieko. - Usiądź. - wskazałam na fotel. Miałam wrażenie, że dziewczyna zna to mieszkanie lepiej ode mnie, ale taktownie zachowywała się jak gość, który jest tu po raz pierwszy. - Co Cię tak na prawdę do mnie sprowadza? - spytałam na przeciwko niej. - Pedri Cię o to poprosił? Kazał sprawdzić czy żyję?
- Oh, nie, nie. - zapewniła. - Owszem, martwi się o ciebie, ale nawet nie ma pojęcia, że tu jestem. Właściwie ... - zagryzła dolną wargę swoich ust i przez chwilę szukała odpowiednich słów. - Chciałam wyjaśnić kilka kwestii. Po pierwsze, ja nie miałam pojęcia, że to ty jesteś tą słynną dziewczyną z Las Palmas. Jeśli ... jeśli zachowałam się nietaktownie ...
- Spokojnie. Pedri mi wszystko wyjaśnił. - zapewniłam ją.
- No tak. - mruknęła. - Ale mimo wszystko jest mi bardzo głupio. Pedri to mój przyjaciel. Jest dla mnie jak starszy brat. Nie chciałabym, abyś poczuła się zagrożona z mojej strony. Zapewniam Cię, że on świata po za tobą nie widzi. W końcu nie raz wypłakiwał mi się na ramieniu, więc swoje na ten temat wiem.
- Boisz się, że stracisz jego przyjaźń, prawda? - spytałam. Lieke jedynie westchnęła. - Spokojnie. Nie mam nic przeciwko waszej relacji. Wiem, że jest on dla ciebie wielkim wsparciem.
- Pedri jest pierwszą osobą, która mnie zrozumiała. Która mnie zaakceptowała. - szepnęła. - Mówił Ci jak się poznaliśmy?
- Mówił tylko o ... - zacięłam się. - Mam nadzieję, że nie masz do niego żalu?
- Nie. Jeśli on Ci ufa to ja również. Zresztą, lepiej żebyś wiedziała. - uśmiechnęła się lecz po chwili spoważniała. - Poznaliśmy się na klatce schodowej. Pedri wracał z imprezy u jednego z chłopaków, a ja siedziałam zapłakana na schodach. Źle zrozumiałam intencje pewnej dziewczyny. Otworzyłam się po raz pierwszy i w zamian dostałam zniesmaczone spojrzenie. On mnie wysłuchał. Pozwolił, abym wypłakała się w jego koszulę. Po raz pierwszy ktoś mnie zaakceptował i zapewnił, że nie jest to nic złego.
- Bo nie jest. - zauważyłam. - Każdy ma prawo do szczęścia i miłości. Trafiłaś po prostu na złą osobę, ale to nie znaczy, że kiedyś nie spotkasz tej odpowiedniej.
- W mojej drużynie jest kilka dziewczyn, które mają podobną orientację i w ogóle tego nie ukrywają. Zazdroszczę im bo moja rodzina ... oni tego nie rozumieją. - pokręciła głową. W jej oczach zabłysły łzy. - Przez nich nie potrafię się odważyć na coming out. Gdy moja matka przeczytała plotki o mnie i Pedri'm ... była taka szczęśliwa! Mimo, że doskonale wiedziała, że to fake. Wiesz co mi powiedziała? Że dzięki temu nikt mnie nie posądzi o zbereźne rzeczy. - prychnęła.
- Lieke ... tak mi przykro. - chwyciłam ją za dłoń. - Może powinnaś jeszcze raz z nią porozmawiać?
- To nie ma sensu. Próbowałam już nie raz.
- Może zabrzmi to brutalnie, ale powinnaś myśleć przede wszystkim o swoim szczęściu. Podobno masz odebrać nagrodę dla najlepszej piłkarki w Europie? - Lieke pokiwała w potwierdzeniu głową. - Nie daj sobie wmówić, że coś jest z tobą nie tak. Jesteś jedną z najlepszych piłkarek na świecie, atrakcyjną młodą kobietą i wspaniałą przyjaciółką. Wiesz ile dziewczyn by się ustawiło do ciebie w kolejce gdyby wiedziały, że wolisz płeć żeńską?
- Nie mów Pedri'emu, że tak mi słodzisz. - poprosiła, po czym obydwie wybuchłyśmy śmiechem. - Nie rozumiem co on miał w głowie gdy postanowił z tobą zerwać. - pokręciła głową. - Powinien nosić Cię teraz na rękach.
- Nosi. - zapewniłam. - Lieke, jest jeszcze jedna kwestia. Chodzi o moją siostrę i ten nieszczęsny faul ...
- Oh, daj spokój. - zaśmiała się. - Bolało, ale rozumiem. Gdybym wiedziała, że ty to ty i że jesteś na tym meczu to w życiu nie odważyłabym się zadedykować temu podrabianemu Romeo bramek, które mu obiecałam. Twoja siostra jest twardą zawodniczką i ciężko jest grać przeciwko niej. Nie rozumiem dlaczego nie wystawiono jej od pierwszej minuty.
- Żeby za wcześnie nie wyleciała?
- Musi Cię bardzo kochać.
- Jak to siostra. Ja bym za nią dała się zabić. - uśmiechnęłam się na wspomnienie mojego małego szałaputa.
Usłyszałyśmy jak drzwi wejściowe się otwierają. Przez próg przeszedł Pedri z torbą sportową na ramieniu mierzący nas zaskoczonym spojrzeniem.
- I jak po badaniach? - spytała Lieke.
- Dobrze? Mogę wrócić do treningów z drużyną. Koniec samotności na siłowni.
- To wspaniale! - uśmiechnęłam się.
- Ok, to ja spadam. - szatynka zerwała się ze swojego miejsca. - Umiliłam czas twojej ukochanej. Obiecałam jej, że od teraz będziesz ją nosił na rękach, więc się dostosuj. - trzepnęła go przez ramię i z bananem na ustach wyszła z mieszkania.
- Bardzo miła z niej dziewczyna. - zauważyłam.
- Tak. Jak milczy. - mruknął brunet podchodząc do mnie. Nachylił się i pocałował moje usta na powitanie. Zamruczałam zadowolona. - Nie sądziłem, że powrót do mieszkania może być aż tak przyjemny. Wystarczy świadomość, że na mnie czekasz.
- Nie słódź mi Gonzalez bo się rozpuszczę.
- Zażyłaś tabletki? - spytał. Przewróciłam ostentacyjnie oczami. - Martina! Chcesz dostać po tyłku? - miałam już odpyskować, ale przerwał mi w tym dźwięk jego telefonu. Zmarszczył czoło widząc nieznajomy numer, ale odebrał i poszedł do kuchni nalać sobie wody. Nie podsłuchiwałam bo nie miałam tego w zwyczaju. Złożyłam starannie koc na kostkę i odłożyłam na fotel, a laptopa wyniosłam do sypialni. W międzyczasie odpisałam na wiadomości od moich sióstr oraz Carloty. Mój telefon potrzebował energii, więc podpięłam go do ładowarki. W kuchni zapadła cisza, więc weszłam do niej z uśmiechem.
- Stało się coś? - spytałam dostrzegając Pedro wpatrującego się w okno. Milczał, a jego mięśnie były spięte. W dłoni ściskał swój telefon. - Ej. - położyłam dłoń na jego ramieniu. - Pedro, nie strasz mnie. O co chodzi?
- Za dwa tygodnie mam się stawić na gali w Paryżu i odebrać trofeum Kopy. - wyznał lekko drżącym głosem, a ja wstrzymałam oddech. Zauważyłam jak ta informacja wpłynęła na niego emocjonalnie. - Mam zachować tą wiadomość dla siebie.
- To wspaniale! - zaśmiałam się obejmując go. - Obiecuję nie pisnąć słowa. - udałam, że zamykam swoje usta kluczem i wyrzucam go za siebie. - Zasłużyłeś na to kochanie. Chociaż nie podoba mi się do końca fakt, że to dlatego aby nie myśleć o mnie. - zmarszczyłam teatralnie swój nos, aby go rozbawić, a przede wszystkim rozluźnić. - Nie wspominaj o tym w przemowie!
- W przemowie? - wydukał. - O Boże ...
- Hej, dasz sobie radę. - chwyciłam jego twarz w dłonie. - Kto jak nie ty?
*
Tydzień minął jak z bicza strzelił. Już jutro miałam wrócić do Madrytu, aby zająć się swoją pracą i przyjęciem zaręczynowym Danieli. Wcale nie napawało mnie to optymizmem. Nie miałam ochoty opuszczać Pedro, który znów mnie od siebie uzależnił. Nie żebym kiedykolwiek się z niego wyleczyła ...
Wspólnie uznaliśmy że na ten moment zachowany informację o naszym związku dla siebie oraz najbliższych i zaufanych nam osób. Nie chciałam, aby moja osoba, a raczej nazwisko, pchnęło w cień sukcesy chłopaka, które właśnie nadeszły. Trofeum Kopa i Złota Piłka dla młodego piłkarza, którą byłam pewna, że niedługo dotnie, były tego największymi dowodami. Wiedziałam, że chciałby abym towarzyszyła mu w Paryżu, ale na to było zbyt wcześnie. Za to inny pomysł zakiełkował w mojej głowie, ale żeby go zrealizować potrzebowałam pomocy osób, z którymi wizja rozmowy mnie przerażała. Musiałam się jednak przemóc. Dla Pedro.
Siedzieliśmy wtuleni w siebie na kanapie oglądając film na Netflixie. Byliśmy nareszcie sami bo Fernando udał się ze znajomymi na imprezę. Nie przeszkadzała mi obecność starszego z braci Gonzalez, ale chciałam jak najwięcej czasu spędzić z samym Pedro. Zresztą, przy Fernando nie mogłam czuć się tak swobodnie jak chciałabym. Na przykład uwielbiałam chodzić pośród czterech ścian w samej bieliźnie o czym Pedro doskonale wiedział i ubolewał, że przez wścibskie oczy jego brata jest pozbawiony tego widoku.
Wtuliłam się w niego mocniej przesuwając nosem po szyi. Jego dłoń leniwie gładziła moje udo. Wcale nie byłam zainteresowana fabułą filmu. Jak mogłabym skoro drażnił mnie swoim dotykiem i samą swoją obecnością? Rok temu zdążyliśmy trochę poznać swoje ciała i ich reakcje, ale z powodu mojego przeziębienia nie było nawet mowy, aby po za grzecznymi pocałunkami wydarzyło się coś więcej.
- Kiedy Fernando wróci? - spytałam niewinnie.
- Pewnie w nocy albo na ranem. O ile w ogóle. - zaśmiał się brunet nie odrywając wzroku od ekranu. - Czemu pytasz? Stęskniłaś się za nim?
- Wprost przeciwnie. Mam Cię nareszcie tylko dla siebie. - niewinne wsunęłam dłoń pod jego podkoszulek i przejechałam paznokciami po żebrach. Pedro spiął się lekko i spojrzał na mnie kątem oka. - Inaczej to zapamiętałam. - wyznałam przejeżdżając palcem po jego wyrzeźbionym brzuchu.
- Dobrze się bawisz? - spytał znanym mi tekstem.
- Nie narzekam. - odpowiedziałam niewinnie. - Twój podkoszulek mi trochę przeszkadza w zabawie. - zauważyłam. Pedro oderwał plecy od kanapy i jednym ruchem zdjął go z siebie. - Zmężniało się trochę, co? - spojrzałam na jego umięśnione ramiona.
- Mówiłem już. Dużo czasu spędzałem na siłowni.
- I zapomniałeś o tym o czym chciałeś?
- O tobie? - szepnął. - Nie ma takiej siły na świecie.
Uśmiechnęłam się zadziornie gdy zrozumiałam, że podjął moje wyzwanie. Złączyliśmy swoje usta ze sobą. Pedro jednym sprawnym ruchem posadził mnie na swoich kolanach i wplótł swoją dłoń w moje włosy. Drugą zaczął bez zbędnych ceregieli rozpinać guziki od mojej koszulki. Pomogłam mu w tym ochoczo, tak samo jak z moimi spodenkami oraz jego dresowymi spodniami.
- Sypialnia. - wymruczałam pomiędzy namiętnymi pocałunkami, którymi mnie obdarowywał. Nasze ciężkie oddechy mieszały się ze sobą. Temperatura mojego ciała znów wzrosła, choć tym razem nie miało to nic wspólnego z gorączką. Byłam pewna, że jeszcze chwila, a wybuchnę.
- Jesteś pewna? - spytał odrywając się ode mnie na chwilę. Skinęłam pewnie głową. Poczułam jak mocniej chwyta mnie w pasie i wraz ze mną unosi się z kanapy. Oplotłam jego biodra nogami i z powrotem odnalazłam drogę do jego ust. Obijając się o ściany, bo ani na chwilę nie chcieliśmy oderwać swoich twarzy od siebie, znaleźliśmy się w sypialni Pedro. I mojej, zważając na jego słowa, którymi mnie uraczył. Poczułam na swoich plecach moją ulubioną satynową pościel. Z uśmiechem spojrzałam na chłopaka, który nade mną zawisł. - Moja piękna. - wyszeptał skanując moje ciało w samej bieliźnie.
- Peszysz mnie. - zachichotałam.
- Nie bądź taka skromna. - puścił mi oczko. - Mamy bardzo dużo czasu. - ucałował z czułością moje usta. Zamruczałam zadowolona. Chłopak rozpoczął swoją ulubioną wędrówkę ustami po mojej twarzy, szyi i dekolcie. Zębami chwycił za ramiączko od mojego biustonosza i zsunął je z ramienia. To samo zrobił z drugim, a ja pod nim płonęłam. Niecierpliwie chwyciłam za zapięcie, które sprawnie odpięłam. Brunet zaśmiał się pod nosem.
- Cśśś! Pewnie śpią! - usłyszałam stłumione rozbawione głosy z korytarza. Pedro zirytowany odwrócił swoją twarz ku drzwiom, a mnie ogarnęła złość na Fernando. Przyprowadził do mieszkania panienkę, która w irytujący sposób chichotała w drodze do jego pokoju. Oczywiście w międzyczasie zrzucili coś z komody co narobiło ogromnego hałasu, a ich pobudziło do głośniejszego śmiechu. Z irytacją opadłam głową na poduszkę.
- Zabiję go. A potem wypierdolę z mojego mieszkania. - prychnął wściekły Pedro. Drzwi od pokoju Fernando trzasnęły. Zapadła cisza. Westchnęłam spoglądając na zarumienione policzki bruneta. Pogładziłam je czule i wpiłam się w jego usta. Nie ma mowy. Fernando w niczym nam nie przeszkodzi tej nocy. Dłoń Pedro zachęcająco zbliżyła się do mojej dolnej bielizny ...
W mieszkaniu rozbrzmiała stłumiona muzyka. Przez tego idiotę nie mogłam się skupić. Cała atmosfera zaczęła opadać co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. A gdyby tego było mało, usłyszeliśmy jak starszy z braci podchodzi do naszych drzwi i w nie puka.
- Pedri! - ni to był krzyk ni szept. Okryłam się pościelą, a Pedro klnąc pod nosem niczym przysłowiowy szewc ruszył w jego stronę. Dłonie niebezpiecznie zacisnął w mocne pięści. Szarpnął klamką i stanął z bratem twarzą w twarz. - Słuchaj młody, jestem w nagłej potrzebie. - Fernando zaczął tłumaczyć przyciszonym głosem co chwile spoglądając za siebie. - Nie masz może pożyczyć gumek?
- Że co ty chcesz? - byłam święcie przekonana, że Pedro zazgrzytał zębami.
- Prezerwatyw. - wypowiedział powoli, jakby tłumaczył dziecku do czego służy gumowa kaczuszka. - Wiem, że masz. Widziałem jak kupowałeś wczoraj. No chyba, że wiesz ... - poczułam jak moje policzki się rumienią na wydźwięk tych słów. ... - wykorzystaliście.
- Fernando? Idź spod tych drzwi zanim Cię zabiję. - sama wystraszyłam się zimnego tonu w jakim to wypowiedział. - To mój ostatni wieczór z Martiną. Nie wiem kiedy zobaczymy się następnym razem, a ty przyprowadzasz sobie jakąś cizie na bzykanko? Jeśli usłyszę chodź jeden dźwięk, wypierdolę was z mojego mieszkania obydwoje. I Ciebie i twoją tak zwaną nową dziewczynę.
- Chcesz zostać wujkiem?
- Nie wtrącam się w twoje życie i twoje wybory. Ale jeśli szukasz potencjalnej matki dla swojego dziecka to zmień miejsca do których chodzisz. Twoja ostatnia wybranka kleiła się do mnie rano gdy usłyszała co robię. - prychnął zniesmaczony. - Mogłeś sobie chociaż dzisiaj darować. - zamknął mu drzwi przed nosem, po czym westchnął ciężko przecierając twarz dłońmi.
Naciągnęłam na siebie podkoszulek, który leżał obok łóżka i usiadłam obejmując kolana ramionami. Cierpliwie czekałam aż wściekłość na brata wyparuje z Pedro. Potrzebował chwili dla siebie po której wsunął się pod pościel i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Przepraszam.
- To nie jest twoja wina. Takie są uroki dzielenia mieszkania z bratem. - zaśmiałam się. Jego twarz nadal wyrażała negatywne emocje. - Następnym razem, dobrze? Ja ... nie czuję komfortowo ...
- Wiem. Mnie też ta sytuacja zirytowała.
- Rozumiem, że to nie pierwszy raz? - skinęłam głową w stronę drzwi.
- Nie mam już do niego sił. - przetarł dłonią zmęczoną twarz. - Nie każę mu się zakochać czy znaleźć kobietę na całe życie, ale jego wybory są ... nie chcę nikogo obrazić, ale czasami mam wrażenie, że on je przyprowadza z agencji towarzyskiej. - prychnął. - Ferran wspomniał o domu na sprzedaż niedaleko nich. Co raz częściej zastanawiam się nad jego kupnem. Prywatna dzielnica, przestronny dom, ogród ... tylko samotność mnie przeraża. Zawsze był ze mną ten dupek zza ściany, ale powoli mam go po dziurki w nosie.
- Pora się usamodzielnić, co? - ułożyłam się na boku spoglądając uważnie na jego skupiony profil. Wzrok miał wbity w sufit, a szczękę lekko ściśniętą. - Mały Pedrito dorósł i pragnie swojej własnej przestrzeni. To normalne.
- Nie chcę żebyś wracała do Madrytu. - szepnął.
- Ja też nie chcę. - odpowiedziałam. Jego twarz odwróciła się ku mnie. Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że nie mam innego wyjścia i muszę jutro udać się do stolicy Hiszpanii. - Wrócę do ciebie. Obiecuję.
- Będę dzwonił codziennie rano i wieczorem.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się. Po chwili zagryzłam zadziornie dolną wargę chcąc nie wybuchnąć głośnym śmiechem. - Ale najpierw odwiedzę swojego lekarza. - czoło Pedro lekko się zmarszczyło. - Musi mi przepisać tabletki dzięki którym nigdy nie będziesz musiał prosić brata o przysługę ...
- Nie mów że ... słyszałaś? Wszystko?! - jęknął zażenowany, a jego policzki uroczo się zarumieniły. - Ja ... wolałem przygotować się na każdą ewentualność. - odchrząknął nerwowo.
- No i prawie Ci się udało. - zaśmiałam się chowając twarz w poduszce. Po chwili dołączył do mnie Pedro.
Tęskniłam za tą naszą swobodą.
- Daj mi proszę swoją rękę. - poprosił, a sam odsunął szufladkę od nocnej szafki. Z zaciekawieniem spojrzałam co robi. Ostrożnie chwycił za mój nadgarstek i zapiął na nim piękną bransoletkę z różowego złota. - Nigdy niczego Ci nie podarowałem. Nie zdążyłem ...
- Pedro, jest cudowna. - szepnęłam z zachwytem spoglądając na moją rękę. - Ale musiała być droga, a ja nie mam nic dla ciebie.
- Dałaś mi drugą szansę. - pogładził z czułością mój policzek. - To cenniejsze od złota.
***
Czy ja pod poprzednim rozdziałem pisałam, że mam nadzieję, że Martina się nie rozchoruje? No to mam! Myślała po przebudzeniu, że to obecność Pedro tak ją rozpala, co na pewno częściowo było prawdą, a tutaj gorączka. Zachciało się godzenia w deszczu i podczas burzy! :D Oczywiście, że w takim stanie nie mogła wrócić do Madrytu, bo Carlota zamartwiałaby się całą drogę, a Pedro... No tak, zacznijmy od tego, że w ogóle by jej w taką podróż nie puścił :D A jak się pięknie zaopiekował ukochaną! ;3 Co czasami działało Martinie na nerwy haha, ale jego troska jest urocza! Musiał się odpowiednio zająć swą ukochaną, skoro dopiero co ją odzyskał ;3
OdpowiedzUsuńRozmowa Martiny i Lieke przebiegła w bardzo serdecznej atmosferze, pomimo początkowej niezręczności. Piłkarka szczerze wyznała Martinie co czuje, a ona ładnymi słowami ją wsparła :) Musi być jej bardzo ciężko, zwłaszcza, że jej własna rodzina jej nie akceptuje, ale mam nadzieję, że niedługo los się do niej uśmiechnie :)
Ostatni romantyczny wieczór Martiny i Pedro oraz ich plany zniweczył Fernando, który wszystko popsuł! A miało być tak pięknie... Ale ponoć wyczekane smakuje najlepiej? I tego się trzymajmy! Choć wierzę, że Pedro długo nie będzie gniewał się na brata. A pomysł z własnym gniazdkiem jak najbardziej aprobuję :)