sobota, 15 kwietnia 2023

6.2 "It's hard to believe there's no reason other than this love."

Po burzy wschodzi słońce.
A kto powiedział, że nie może być to księżyc w pełni otoczony miliardem świecących wokół siebie gwiazd? On również nadawał spokój oczyszczonemu przez nawałnicę otoczeniu. Dawał nadzieję.
Uwielbiałam pełnię. Miała w sobie coś magicznego, co niekoniecznie kojarzyło mi się z wilkołactwem. Była jasnością, która oświecała drogę zagubionym. Ludzie często tłumaczyli swoje gorsze humory czy bezsenność fazami księżyca obwiniając niewinną planetę o swoje ludzkie słabości. W końcu to takie typowe dla naszego gatunku. Mało kto odważył się spojrzeć pełni prosto w oczy. Dostrzec, jaka była piękna. Magiczna. Tajemnicza. Potężna ...
Burza też taka była, jednak ja dostrzegłam to dopiero dzisiaj. Obwiniałam ją o utratę jednej z najważniejszych osób w moim życiu, ale kim byliśmy, aby stawiać czoła sile żywiołu? Człowiek pragnął podporządkować sobie wszystko, nawet naturę. A skoro uważaliśmy się za najmądrzejszych, dlaczego sami pchaliśmy się w jej niebezpieczne ramiona? Sami kreowaliśmy niebezpieczne sytuacje za które później obwinialiśmy cały świat. Wszystko, tylko nie siebie.
Czy przestałam się jej bać? Nie umiałam tak do końca odpowiedzieć na to pytanie. Dziś nie zrobiła mi krzywdy, a jedynie pokazała, że zbyt mocno panikuję w jej obecności. Wiedziałam jednak, że nie powinnam więcej kusić losu. Stawiłam czoło swojej największej obawie, co okazało się być o wiele lepszą opcją niż dziesiątki terapii na które prowadzono mnie w czasach dzieciństwa. Obydwie postawiłyśmy na rozejm. Ukoiła mnie. Nauczyła podarować drugą szansę.
- Proszę, wypij do samego dna póki ciepła. - z uśmiechem odebrałam od Siry zielony kubek z malinową herbatą w środku. - Jeszcze tego nam brakuje, abyś się rozchorowała w Barcelonie. - zaśmiała się siadając obok mnie na brzegu łóżka.
- Nie jestem kostką cukru, nie rozpuszczę się od kilku kropel deszczu. - upiłam łyk czując jak przyjemna fala ciepła spływa po wnętrzu mojego ciała. - Możesz spokojnie zejść na dół i pilnować towarzystwa. Ja już raczej nie wyglądam wyjściowo. - wskazałam na siebie rozbawiona. Zmyty makijaż, wilgotne włosy i dresy. Taki outfit nie pasował na żadną imprezę.
- Myślę, że znalazłyby się osoby, którym by to w ogóle nie przeszkadzało. - mruknęła pod nosem spoglądając na mnie porozumiewawczo. Poczułam jak moje policzki pokrywa ciepły rumieniec. - Na pewno nie chcesz zejść na dół?
- Jestem pewna, że nie. - zapewniłam. - Gra w butelkę z nieznajomymi raczej nie jest dla mnie. Jeszcze by mi ktoś kazał pocałować twojego Ferrana wprowadzając w kompletnie zażenowanie! - przewróciłam oczami. Sira zastanowiła się chwilę, po czym zerwała z łóżka.
- No ja mu dam! - chwyciła za klamkę rozbawiając mnie. Pociągnęła drzwi w tym samym momencie gdy ktoś po drugiej stronie chciał w nie zapukać zamierając z uniesioną ku górze ręką. - Czy Ferran gra w butelkę z innymi? - położyła ręce na biodrach wpatrując się w niespodziewanego gościa.
- Eee ... tak?
- Nie można was na sekundę z oczu spuścić! - prychnęła wychodząc ostentacyjnie z pokoju gościnnego, który od wczoraj należał do mnie. Ciemne oczy spojrzały na mnie pełne zaskoczenia nie rozumiejąc zachowania brunetki. Pokręciłam rozbawiona głową. Wszystko dzisiaj było zwariowane i niespodziewane.
- O co tu chodzi?
- Uświadomiłam ją niechcący, że Ferran może pocałować inną dziewczynę podczas tej gry. - wzruszyłam ramionami. - Nieszczególnie jej się ta wizja spodobało, czemu się nie dziwię.
- To tylko gra. - uniósł kąciki swoich ust ku górze. Drażnił się.
- Więc co tu jeszcze robisz? - spojrzałam wprost w jego rozbawione oczy. - Okazja wycałowania większości dziewczyn na tej imprezie przejdzie Ci obok nosa.
- Ok, widzę że musimy zagrać w tą grę tylko we dwoje i pozadawać sobie kilka dość ważnych pytań. - usiadł obok mnie. - A jeśli chodzi o całowanie ... wystarczą mi do tego jedne usta. - delikatnie przejechał kciukiem po moich własnych, które były lekko nabrzmiałe ...

Zostałam opleciona męskimi ramionami.
Wstrzymałam oddech, a serce na kilka sekund wybiło się z dobrze znanego tylko sobie rytmu. Doskonale znałam ten dający mi poczucie bezpieczeństwa dotyk. Doskonale znałam to ciepło ogrzewające moje ciało. Doskonale znałam ten zapach obezwładniający moje nozdrza.
Moje serce odzyskało rytm, jakby dostosowując się do bicia swojego odpowiednika w ciele stojącym za mną. Czułam jego rytmiczne uderzenia na moich plecach. Czułam gorący oddech na moim karku, który przeniósł się nad moje prawe ucho.
- Słyszysz? Ona nie jest i nigdy nie będzie tobą. Żadna nigdy nie będzie tobą. - wyszeptał doskonale znany mi głos wywołując dreszcze na moim ciele. - Powiedz, co mam zrobić żebyś w to uwierzyła? Żebyś już nigdy nie miała żadnych wątpliwości? Co mam zrobić żebyś mi wybaczyła?
Okręciłam się w męskich ramionach wpatrując się w pokrytą zacinającym deszczem zdesperowaną twarz Pedro. Był cały przemoczony, zresztą podobnie jak ja. Wyglądał przy tym tak pociągająco jak nigdy przedtem. Gorąc zalał całe moje ciało. Tęskniłam za nim tak bardzo, że aż wariowałam. Przez niego traciłam wszystkie swoje zmysły, poczucie jakiegokolwiek racjonalizmu. Nic nie miało znaczenia gdy patrzył na mnie tymi ciemnymi pełnymi iskierkami pożądania oczami.
- Co mam ...
- Pocałuj mnie. - wychrypiałam. Poczułam jego dłoń zaciskającą się w pięść na moich włosach. Agresywnym, aczkolwiek nie sprawiającym mi bólu ruchem przysunął moją twarz do swojej. To nie był subtelny ani pełen tęsknoty pocałunek. Miałam wrażenie, że nasze wargi wgryzły się w siebie jakby czekały wygłodniałe na ten moment od dłuższego czasu. Języki błyskawicznie odnalazły ku sobie drogę witając się dość entuzjastycznie i mieszając posmak arbuza z truskawką. Cholera, jeśli nie był on tym jedynym, to ja nie mam pojęcia kto mógłby nim być ...
Jęknęłam wplatając dłonie w jego włosy, które były dłuższe niż rok temu. Mogłam bez problemu bawić się nimi swoimi palcami co jak najprędzej uczyniłam. Jego usta zjechały na moją szyję ssąc ją zaciekle, a dłonie rozpoczęły wędrówkę po całym ciele. Były dosłownie wszędzie! Na moich plecach, biodrach, piersiach czy pośladkach. Były stęsknione.
Uśmiechnęłam się przymykając powieki i pozwalając, aby ciężkie krople deszczu spadały wprost na moją twarz. Co rusz niebo rozświetlały groźne błyskawice. Byliśmy łatwym celem burzy. Elektryczność pomiędzy nami wybuchła ponad skalę. Ale ja się nie bałam. Nie w jego ramionach.
- Moja. Tylko moja. - muskał moje usta próbując unormować swój przyspieszony oddech. - Wybacz mi proszę. Chciałem dobrze. Chciałem Cię chronić. - chwycił moją twarz w swoje dłonie. - Ale ja już tak dłużej nie mogę.
- Pedro, wiesz że nic się nie zmieniło ...
- Mam zadzwonić do twojego ojca i powiedzieć, że nie mogę żyć bez jego córki? Daj mi proszę swój telefon. - wyciągnął dłoń. Wpatrywałam się z nutką niedowierzania i rozbawienia w jego pełną powagi twarz. - On nigdy nie stanowił dla mnie problemu. Wiesz o tym, prawda?
- A Barca?
- Udowodniłem im kim jestem. Jeśli dla kogoś to problem kogo kocham to zawsze możemy się pożegnać. - wzruszył ramionami. - Zawsze mogę wrócić do Las Palmas ...
- Nie mów tak. - chwyciłam go za dłoń. - Nigdzie nie odejdziesz. Nie pozwolę Ci na to. Nie dbam o to co o mnie mówią.
- Ale ja dbam!
- Myślałam, że ty i Lieke ... - zaczęłam niepewnie.
- Co ty sobie głuptasie ubzdurałaś? - westchnął ciężko. - My się tylko przyjaźnimy. Zresztą, ja nie jestem w jej typie. - kącik jego ust lekko się uniósł. - To dlatego mnie unikałaś? To stąd ta złość na mnie? - spytał, a ja zażenowana spuściłam wzrok. - Cóż, zasłużyłem.
- Widok byłego, do którego nadal coś się czuje, z nową dziewczyną nie jest wcale miłym widokiem. - szepnęłam. - Nie chciałam stać Ci na drodze do twojego szczęścia.
- Martina, ty jesteś moim szczęściem.
- Czy wyście powariowali?! - usłyszeliśmy z oddali głos Siry, która stała w drzwiach wejściowych. - Leje na was jak z cebra! Możliwe, że burza sprzyja miłosnym uniesieniom, ale zapalenie płuc na pewno nie! O to możecie być pewni!


- Ferran pożyczył Ci ciuchy?
- Tak, a Sira dała po łbie. - zaśmiał się. - A tobie zrobiła herbatkę! Kobieca solidarność nie jest dzisiaj sprawiedliwa. - poskarżył się. Pokręciłam głową podając mu kubek. Upił dość spory łyk oblizując na koniec swoje usta. - Nie jest Ci zimno? Może okryj się kocem?
- Sama stałam na tym deszczu? - prychnęłam. Pedro chwycił mnie w pasie i pociągnął w stronę zagłówka łóżka. Po chwili rozsiadł się obok okrywając nas kocem i obejmując mnie ramieniem co wykorzystałam wtulając się w jego bok.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Słucham? - zaśmiałam się. Jego brwi uniosły się ku górze. - Ok, pytanie. Koniec wyzwań na dzisiaj.
- Jesteś w stanie dać nam drugą szansę? - splótł nasze dłonie ze sobą i utkwił w nich swój wzrok.
- Tak. Jeśli ty też tego chcesz. - poczułam jak chwyta mój podbródek i składa na ustach subtelny pocałunek. Na koniec potarł nasze nosy ze sobą co zawsze mnie rozczulało. Wiedział o tym. - Ok, teraz ja. O co chodziło z tym telefonem?
- Cóż, nie ma się czym chwalić. - westchnął przeczesując swoje włosy. Odwrócił wzrok co mnie lekko zaniepokoiło. Na chwilę zapadła pomiędzy nami cisza. Cierpliwie czekałam aż znajdzie odpowiednie słowa. - Po prostu się załamałem. - szepnął.
- Co to znaczy?
- Nie wiem czy to była panika czy złapałem jakiś dołek ... sparaliżowało mnie. Dosłownie i w przenośni. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa, moja szczęka się zacisnęła. Gavi spanikował, ja też spanikowałem. Powtarzałem sobie w głowie, że to tylko przegrany mecz, ale to nie pomagało. - położyłam dłoń na jego policzku i odwróciłam jego twarz ku sobie. W jego oczach dostrzegłam blask zażenowania i wstydu. Pogładziłam go czule. - Gavi chwycił mój telefon i chciał zadzwonić do moich rodziców. Myślał, że to u mnie normalne i oni będą wiedzieć co ma zrobić. Ale zanim to zrobił chciał się upewnić czy robi dobrze i czy może jest ktoś kogo chcę usłyszeć. Wydusiłem z siebie twoje imię. - wyszeptał.
- Pedro, przepraszam. - jęknęłam. Czułam się okropnie. Potrzebował mnie, a ja nie byłam w stanie mu pomóc. - Odebrałabym, ale na prawdę nie słyszałam tego telefonu. To się nigdy więcej nie powtórzy, obiecuję Ci to.
Choćbym miała nosić na szyi tą wściekle różową smycz od Gavi'ego ...
- Nie wiedziałem, że mnie posłuchał. Po prostu ... pomyślałem o tobie i wszystko odeszło. - strzelił palcami. - Wtedy wiedziałem, że muszę spróbować zawalczyć o drugą szansę. Te wszystkie rekordy meczów ... nazwałaś to przemęczeniem materiału. To prawda. Na własne życzenie mierzę się teraz z kontuzją bo zaciskałem zęby wtedy gdy bolało bo chciałem cały czas grać. Tylko wtedy nie myślałem o tobie.
- Co ty mówisz ... - wydukałam zaskoczona.
- Wiesz, chyba odpowiadasz za mój sukces w Barcy. - uśmiechnął się. - Jedyną rzeczą która odrywała mnie od rozmyślania o tobie była piłka. Rzuciłem się więc w wir meczów i treningów bez opamiętania.
- Trułeś mi za uchem o dbaniu o siebie, a sam co zrobiłeś?! - zirytowałam się. - To się od dzisiaj zmienia, jasne? Każdy, nawet najmniejszy skurcz czy ból masz zgłaszać do fizjoterapeuty. Rozumiemy się Gonzalez?
- Obiecuję.
- I mówisz mi o wszystkim. Nie odwracasz wzroku. - zastrzegłam. Pokiwał z uśmiechem głową.
- Teraz moja kolej. - poprawił swoją pozycję. - Czy ... był ktoś ... oczywiście zrozumiem i wiedz, że nic to nie zmieni, w końcu nie byliśmy razem. - odchrząknął. Na jego policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. - Mogłaś umawiać się na randki ...
- Nie umawiałam się na żadne randki. - zaśmiałam się pod nosem. - Nie bawię się uczuciami innych. Ale jeśli ty ...
- Nie. - uśmiechnął się szeroko, a jego mięśnie jakby się rozluźniły. Moje również, mimo wszystko. - Należę tylko do ciebie. Dlatego nigdy nie bądź zazdrosna bo nie miałaś i nie masz ku temu powodów.
- Nie dziw mi się. - westchnęłam bawiąc się swoim wisiorkiem. - Widziałam was cały czas razem, dogadywaliście się świetnie i dobrze bawiliście w swoim towarzystwie. Do tego te artykuły ... no i ona w towarzystwie twojej rodziny. A ja zachowałam się jak dzikus na Teneryfie. - mruknęłam.
- Moi rodzice to rozumieją i nie mają Ci nic za złe. - zapewnił, ale mi i tak było wstyd. - Ufam Ci. Dlatego wiem, że to co Ci teraz powiem, pozostanie między nami. Chcę mieć pewność, że doskonale zdajesz sobie sprawę, że pomiędzy mną i Lieke nie ma nic więcej po za przyjaźnią. - chwycił mnie za dłoń i spojrzał prosto w oczy. - Mogę Ci zaufać, prawda?
- Oczywiście, że tak.
- To bardziej ty jesteś w jej typie niż ja. - szepnął.
- Słucham? - spytałam nie bardzo rozumiejąc co on do mnie mówi.
- Martina, Lieke jest ... ona jest lesbijką. - wyznał, a ja zrobiłam wielkie oczy. - Poznaliśmy się w bardzo trudnym dla niej czasie. Potrzebowała wsparcia drugiej osoby bo własna rodzina nie chciała i nadal nie chce zaakceptować jej orientacji, a dziewczyna w której się zakochała ... cóż, odrzuciła ją. - westchnął.
Poczułam się okropnie. Od początku wiedziałam, że jest coś w tej dziewczynie co nie pozwalało mi na znienawidzenie jej. Wydawała się być taka szczera i sympatyczna ... irytowały i męczyły mnie głupie komentarze pod jej adresem, sama często nie byłam lepsza. Do tego ten faul Stelli ...
- Nasz rzekomy związek był jej jedynie na rękę bo parę osób zaczęło coś podejrzewać. Ona nie jest jeszcze gotowa na Coming out.
- Więc, chcecie to jeszcze pociągnąć? - miałam tak ogromne wyrzuty sumienia, że wbrew moim uczuciom byłam gotowa ukryć przed całym światem fakt, że cokolwiek łączy mnie z Pedro. Zaczekać.
- Oczywiście, że nie! - oburzył się. - Teraz nie ma nawet takiej opcji. Lieke doskonale wie jakie są moje uczucia i dość często nazywa mnie idiotą z powodu tego co zrobiłem. Nie wie, że to o ciebie chodzi, ale przyznała po sesji, że bardzo fajnie razem wyglądamy i powinienem zaprosić Cię na kawę albo obiad. - błysnął cwanie swoimi zębami. - Powiedziała też, że jesteś piękna, a dzisiaj podobała jej się twoja sukienka. Mi się też podobała.
- Twoja przyjaciółka, która jest lesbijką powiedziała, że jestem piękna? I skomplementowała moją sukienkę?
- Zapewniłem ją, że wolisz mężczyzn. - odparł błyskawicznie.
- Jesteś pewien? Może jestem biseksualna? - założyłam ręce na piersi. Z twarzy Pedro znikł uśmiech, a ja parsknęłam głośnym śmiechem. - Serio? Obydwoje jesteśmy zazdrośni przez Lieke?
- Zaraz Ci pokażę jaki jestem o Ciebie zazdrosny. - zagroził, po czym wpił się w moje usta. Zamruczałam zadowolona oddając pocałunek. Wsunęłam dłonie pod koszulkę chłopaka wyczuwając jak jego mięśnie brzucha się zmieniły. W moich planach było dokładne zapoznanie się z nimi.
Gdyby tylko nie irytujące pukanie do drzwi.
- Gołąbki?! Może byście do nas zeszli, co?! - usłyszeliśmy głos Gavi'ego. - Większość gości już wyszła, a przynajmniej ta część, która dała radę wyjść. Zostali sami swoi! - Pedro chwycił swojego buta i rzucił nim o drzwi. - Zachowuj się Gonzalez, nie jesteś u siebie, i wyciągnij język z jej gardła! Udusisz ją!
- Wypad Gavira!
- Teraz to wypad Gavira, ale to Gavira musiał namówić Puiga, aby pokręcił się przy Martinie, bo ty byś wcześniej dupy nie ruszył! - Pedro uniósł głowę i spojrzał w stronę wyjścia z mordem w oczach. - Wiem, to był ryzykowny ruch, ale musicie przyznać, że zadziałało.
- Pies ogrodnika. - szepnęłam powtarzając słowa ich kumpla z drużyny. Teraz wszystko nabrało sensu.
- Po za tym miałbyś w sobie odrobinę wdzięczności. - prychnął. - Myślisz, że kto ją tu ściagnął, abyś miał okazję na przeprosiny? Tylko jedna osoba jest tak genialna. No dalej Gonzalez, zgaduj kogo mam na myśli.
Pedro miał niedowierzającą minę, za to ja zerwałam się z łóżka i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je stając z Gavi'm twarzą w twarz. Bez zastanowienia rzuciłam się na jego szyję i obdarowałam soczystym buziakiem w policzek.
- Żeby nie było, ja mam ręce tutaj! - szatyn pomachał nimi w powietrzu. - Nie wyobrażaj sobie zbyt dużo Martina. Zrobiłem to, żebyś sama zajmowała się jego atakami paniki. Ja wysiadam, nie chcę w młodym wieku paść na zawał.

W salonie zostali Ferran z Sirą, Carlota, Gavi, Ansu ze swoją "przyjaciółką" Palomą oraz Balde. Gdy zeszliśmy do nich po schodach, mając splecione dłonie ze sobą, otrzymaliśmy porcję dwuznacznych gwizdów i oklasków. Zarumieniona usiadłam na kanapie, a Pedro po chwili obok mnie. Najpierw musiał poudawać, że dusi Gavi'ego.
Okazało się, że plan organizacji urodzin Ansu był w całości pomysłem najmłodszego w towarzystwie, który chciał w ten sposób ściągnąć moją skromną osobę do Barcelony. Sira nie kłamała mówiąc, że podobały jej się nasze pomysły, więc bez zastanowienia postanowiła pomóc we wszystkim Gavi'emu. Szczególnie gdy usłyszała naszą wzruszającą według niej historię, która musiała doczekać się happy endu.
- Nie mogłem już słuchać jego marudzenia. - Gavi przewrócił oczami. - Cały czas powtarzał, że go nienawidzisz i nie chcesz nawet na niego spojrzeć.
- Zamknij się Gavi. - mruknął zażenowany Gonzalez. - Mówiłeś to już trzy razy! Doszliśmy już do wniosku, że jesteś najlepszym przyjacielem i bohaterem dnia, ale może zmieńmy temat?
- Ja myślę, że to najwyższa pora, aby się położyć. - Sira uderzyła o swoje uda i podniosła się z kanapy. - Co robimy z tymi niedobitkami, którzy zasnęli pod naszymi ścianami? - wskazała na trzech nieznajomych chłopaków. Jeden spał na kanapie, drugi rzeczywiście pod ścianą, a trzeci przytulił się na podłodze do pufy.
- Pedro nie pił i obiecał mi pomóc ich odwieźć. - zauważył Ferran. - Mogę na ciebie liczyć, stary?
- Jasne. Gavi, zabierasz się ze mną? - spytał przyjaciela. Poczułam się zawiedziona. Nie chciałam, aby sobie szedł, ale przecież obiecał pomóc. - Kiedy wracacie do Madrytu? - spytał szeptem gdy reszta zajęła się niedobitkami bądź sprzątaniem.
- Jutro w południe mamy pociąg. - mruknęłam.
- Odwiozę was na stację, dobrze? - spytał, ale wcale mnie to nie pocieszyło. Kiwnęłam niemrawie głową i zajęłam się zbieraniem pustych butelek po salonie. Przez okno dostrzegłam jak samochód Ferrana wyjeżdża z podjazdu z Pedro za kierownicą.
Nawet się nie pożegnał?
- Wiesz, że możesz zostać i się nim nacieszyć? - usłyszałam głos Carloty za sobą. - Nie mamy zlecenia na ten tydzień, a ja doskonale sobie poradzę.
- Obiecałam Danieli, że pojutrze, a właściwie to już jutro, zaczniemy szukać kwiatów. - westchnęłam. Propozycja była kusząca, ale nie mogłam rzucić wszystkim. - To najwyższa pora bo przyjęcie zaręczynowe jest za pięć tygodni. Matka Beltrana dzwoniła do mnie w południe, aby się upewnić czy nic nie uległo zmianie.
- Po prostu to przemyśl. Daniela zrozumie.
Leżałam na plecach wpatrując się w sufit. Za oknem już świtało, a ja nie mogłam zasnąć. Wszyscy rozeszliśmy się do swoich pokoi może z dwadzieścia minut temu, ale ja już wiedziałam, że ta noc będzie bezsenna. Za wiele się wydarzyło, abym mogła spokojnie wtulić się w poduszkę.
Było wiele cytatów dotyczących dawania sobie drugich szans. Większość z nich nie napawała optymizmem, będąc raczej sceptycznymi co do trwałości takiego związku. Ale ja zbyt mocno go kochałam, aby choć nie spróbować. Nie chciałam pozbawiać się szczęścia tylko dlatego, że jakiś podrabiany Paulo Coelho powiedział, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Bzdura. Podczas wakacji w Szwecji zawsze kąpałyśmy się w tej samej rzeczce, w tym samym miejscu, i od prawie dwudziestu lat mojego życia cieszyło mnie to tak samo.
Ale dlaczego się ze mną nie pożegnał? Powiedział jedynie, że odwiezie mnie na stację jakbym była co najmniej niewygodną walizką i po prostu wyszedł. Ok, możliwe że byłam przewrażliwiona.
Dlaczego umysł kobiecy musiał taki być? Dlaczego zawsze musimy doszukiwać się drugiego dna? Nic dziwnego, że chwilami faceci mieli nas dość skoro dość często same byłyśmy zirytowane tym co działo się w naszych głowach. A działo się wiele.
Usłyszałam jak drzwi do mojej sypialni się uchylają. Wstrzymałam przestraszona oddech odwracając głowę w stronę intruza.
- Nie śpisz? - usłyszałam szept Pedro. Uchyliłam zszokowana jego obecnością usta. Wpatrywałam się jak ściąga z siebie bluzę i podkoszulek, a następnie dresowe spodnie. Został w samych bokserkach i zbliżył się do łóżka.
- Co tu robisz? - wydukałam gdy wsunął się pod pościel.
- Idę spać?
- Ale ... myślałam, że wróciłeś do siebie.
- Bez pożegnania? Z myślą, że znikniesz w południe? - poprawił sobie poduszkę, a ja poczułam jak na moje usta wpływa szeroki uśmiech. Byłam taką idiotką! - Miałem nadzieję, że chociaż będę mógł z tobą spać.
- Oczywiście, że możesz! - od razu zapewniłam i z tłumionym piskiem radości wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Przylep. - szepnął rozbawiony gładząc z czułością moje włosy. Po moim sercu rozlało się ciepło. - Mój przylep.
- Zapomniałam Ci pogratulować gola. Był bardzo ładny.
- Był dla Ciebie. - ucałował moją skroń.
- Wiem. Teraz to wiem. - szepnęłam z uśmiechem przymykając swoje powieki.

We mnie nic się nie wyłącza, nic się nie zapomina,
moja miłość żywi się twoją, kochana,
I póki żyjesz, jest w twoich ramionach,
nie opuszczając moich.



❤️

***




1 komentarz:

  1. <3 <3 <3
    Nawet nie wiesz z jakim uśmiechem na twarzy czytałam ten rozdział! Jednak burza nie jest taka straszna jak się Martinie wydawało, a już na pewno nie, gdy jest się w objęciach ukochanego :) Martina dzielnie stawiła czoła swojemu największemu wrogowi i wyszła z tego bez szwanku... Mam nadzieję, że również i bez choroby! Co tam burza, co tam deszcz, gdy tych dwoje po roku rozłąki, w końcu mogli paść sobie w objęcia i dać się ponieść emocjom, pasji i miłości! Gdyby nie Sira, to czuję, że jeszcze długo nie mogliby się od siebie oderwać ^^ I w końcu mieli okazję, by szczerze ze sobą porozmawiać i obdarowywać się całusami. Przyznam, że jestem w szoku, że Lieke okazała się być lesbijką, ale to tłumaczy dlaczego Pedro nie jest w jej typie :D Mam nadzieję, że uśmiechnie się do niej szczęście i odważy się przyznać do swojej orientacji, bo zasługuje na prawdziwą miłość :)
    Wyjaśniła się tajemnica telefonu! Pedro wyjawił Martinie, co nim kierowało i aż zadrżałam na samą myśl o jego ataku. Na szczęście miał u swojego boku Gaviego, który okazał się być bohaterem :D Ja nie wiem, co oni by bez niego zrobili ^^ Bardzo się cieszę, że ta dwójka postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę, ale miłość to miłość <3

    OdpowiedzUsuń