- Co was dzisiaj ugryzło? - uważny wzrok taty spoczął na moim i Stelli odbiciu w samochodowym lusterku. Synchronicznie wzruszyłyśmy ramionami odwracając swoje głowy w stronę bocznych szyb. - Przecież jedziemy na pojedynek Nadala z Alcarazem. Jeej! - udał głos podekscytowanej hot fanki, ale nawet to nie poprawiło mi humoru. - Przecież cieszyłyście się, że wybierzemy się na ten charytatywny mecz. Martina? - zwrócił się bezpośrednio do mnie. - Kochasz tenis, więc co się dzieje?
- Luis, nie drąż. - wtrąciła się mama odkładając do torebki swój telefon. - Tyle razy Ci mówiłam, że są takie dni w życiu kobiet podczas których lepiej żebyś milczał. Po tylu latach małżeństwa ze mną i doczekaniu się trzech córek powinieneś być już w tym ekspertem.
- I jestem nim. Stella denerwuje się jutrzejszym meczem, więc jej zachowanie jest dla mnie raczej oczywiste. Nie ma to nic związanego ze skurczami miesiączkowymi bo w przeciwnym razie rzucała by w nas czym popadnie. - oderwałam swój wzrok od widoku madryckich ulic przenosząc go w zdumieniu na ojca. - Z kolei gdy Martina ma "te dni" to ma minę jakby miała zwymiotować i zamyka się w czterech ścianach z zawieszką na klamce "wchodzisz na własną odpowiedzialność, nie odpowiadam za siebie". Więc jakbyś kochanie nie zauważyła to ja zawsze w takich momentach znikam. Nie ryzykowałbym jazdy z nimi w jednym samochodzie gdyby o to chodziło. Aha, i nie wyprzesz się ich bo zachowują się dokładnie tak samo jak ty. - skierował w jej kierunku swój wskazujący palec.
We trzy parsknęłyśmy głośnym śmiechem. Tata zawsze potrafił nam poprawić humor, nawet robiąc to nieumyślnie. Rozczulał mnie fakt, że tak dobrze znał nasze charaktery i upodobania. Drażnił się z nami, ale podczas tych dni zawsze znajdowałam pod drzwiami moją ulubioną czekoladę, opakowanie tabletek przeciwbólowych oraz ulubiony kwiat. Co miesiąc stosował tą tradycję wobec swojej ukochanej żony, którą potem również przeniósł na swoje córki.
Zerknęłam na jego dumną z rozbawienia nas twarz. Ludzie kompletnie go nie znali, a ja nie czułam potrzeby dzielenia się z nimi jego dobrocią i miłością. Oni wiedzieli swoje, a ja swoje.
- Kochanie, powiedz nam coś więcej o wczorajszej sesji. - poprosiła mama zerkając na mnie przez ramię. - Rozumiem, że na efekty musimy poczekać do grudnia, ale uchyliłabyś rąbka tajemnicy. Jesteś chociaż zadowolona? - pokiwałam z uśmiechem głową w odpowiedzi.
- Pedri był dla Ciebie miły? - poczułam na sobie niepewne spojrzenie ojca. W mig zrozumiałam jego intencje. Martwił się czy piłkarz Barcy zachował się wobec mnie odpowiednio zważając na nazwisko które noszę. - Bo jeśli nie ...
- Tato, Pedri jest w porządku. - zapewniłam go. - I był dla mnie bardzo miły. - odchrząknęłam. Stella zerknęła na mnie przez chwilę, po czym spuściła wzrok na wyświetlacz swojego telefonu. Do dzisiaj nie znała tożsamości chłopaka z Las Palmas, choć chwilami miałam wrażenie, że coś podejrzewała.
O mojej słodkiej tajemnicy wiedzieli jedynie Daniela, Javier i Carlota. Ci ostatni wyciągnęli to ode mnie podczas jednego z wieczorów z winem w roli głównej. A raczej kilkoma butelkami wina. Moje alkoholowe posiadówki ze wspólniczką nigdy nie kończyły się dobrze. Szczególnie dla moich tajemnic.
Chwilę później podjechaliśmy pod La Caja Mágica. To prawda, kochałam tenis. To była jedna z rzeczy, która najbardziej łączyła mnie z ojcem. Już jako mała dziewczynka przychodziłam z nim na zmagania podczas majowego turnieju Madrid Open. Siedząc dumnie na jego kolanach uważnie słuchałam jak dokładnie tłumaczył mi zasady. A Rafael Nadal? Podkochiwałam się w nim jako podlotek co papa do dziś mi ze śmiechem wypomina. Ale kurczę, która tego w Hiszpanii nie robiła? Przecież to tenisowy Fernando Torres!
Wraz ze Stellą odłączyłyśmy się od rodziców chcąc kupić sobie po butelce wody. Stojąc przed ladą zastanawiałam się nawet nad wyborem kawy, ale ostatecznie odrzuciłam ten pomysł. Źle spałam tej nocy co byłoby dość widoczne gdyby nie korektor pod oczami. Nie chciałam jednak faszerować się kolejną dawką kofeiny. Na jedzenie również dziś nie mogłam spojrzeć.
- Na pewno jutro nie zagram. - mruknęła pod nosem Stella gdy skierowałyśmy swoje kroki w stronę trybun. - To w końcu El Clasico, a ja jestem jedynie zapchajdziurą z rezerw.
- Jesteś dla siebie zbyt krytyczna. - zauważyłam skanując uważnym wzrokiem jej spięte ramiona. - Sam fakt, że wybrano ciebie powinno dać twojemu upartemu móżdżkowi trochę do myślenia. Musisz być przygotowana na każdą ewentualność, a nie poddawać się na starcie.
Od pół roku Stella z dumą nosiła na sobie barwy Realu Madryt, będąc częścią damskiej drużyny. To jeszcze nie był pierwszy zespół, a bezpośrednie rezerwy, ale według mojej opinii można było to nazwać jej małym sukcesem. Z powodu licznych kontuzji w drużynie A, powołano ją na El Clasico, które miało zostać rozegrane jutrzejszego popołudnia. Nerwy zjadały ją od środka, co było raczej naturalnym odruchem zważając na fakt, że to pierwszy tak poważny mecz w jej karierze.
- Będziesz, prawda? - spytała z nadzieją.
- Oczywiście. - objęłam ją ramieniem. - Daniela i Beltran również. Ten najbardziej drący japę to będzie on. - zaśmiałam się rozbawiając ją. - Ok, teraz mi powiedz gdzie są nasi staruszkowie? - rozejrzałam się uważnie po trybunach. Dostrzegając blond włosy matki pociągnęłam Stellę za sobą schodząc uważnie po stromych schodkach.
Znajdowałyśmy się w strefie VIP, więc nie zaskoczył mnie widok przede mną, który uniemożliwił mi dalsze przejście. Młody chłopak wykonywał właśnie selfie z siedzącymi obok osobami wykorzystując sytuację posiadania swoich idoli na wyciągnięcie ręki. Stella jęknęła zniecierpliwiona za moimi plecami, a ja poprawiłam okulary wytężając wzrok. Zamarłam na widok poznanej wczoraj Siry Martinez, która odwróciła głowę w moją stronę. Na jej twarzy błyskawicznie rozbłysł szeroki uśmiech.
- Witaj Martina! - zawołała machając dłonią. Całe towarzystwo poszło w jej ślady, więc w tym momencie wpatrywało się we mnie osiem par oczu. Dlaczego osiem? Przełknęłam ciężko ślinę dostrzegając rodziców Pedro, którzy siedzieli w pierwszy rzędzie obok Fernando i Lieke. Dziewczyna musiała mieć bardzo dobry kontakt z matką braci Gonzalez skoro zajmowała miejsce tuż przy niej. Nie wiedząc czemu zakuło mnie w sercu na tą myśl. Zaraz za nimi, w drugim rzędzie, siedzieli Sira z Ferranem, Gavi oraz Pedro, który zamarł z mazakiem w dłoni. Właśnie składał autograf na małej piłce podanej mu przez fana.
- Oh, przepraszam. - młody chłopak odsunął się na bok.
- Nic się nie stało. - posłałam mu uprzejmy uśmiech. - Miło was widzieć. To moja siostra Stella. - wskazałam na brunetkę, która uniosła swoją dłoń zerkając na mnie kątem oka niespokojnie. Wyczuła mój stres. - Jesteśmy z rodzicami, więc ... nie będziemy przeszkadzać. - wskazałam kciukiem w stronę w którą właśnie się udawałyśmy. Kilka rzędów dalej siedziała mama czekając na nas niecierpliwie, a za nią tata dyskutując żarliwie ze swoim przyjacielem Roberto Carlosem. - Miłego meczu. - skinęłam im głową.
Boże, byłam takim tchórzem! Nie potrafiłam spojrzeć w oczy rodzicom Pedro, ani jemu samemu. Bałam się tego co mogłabym wyczytać w twarzach państwa Fernando i Rosy, a jeśli chodzi o ich młodszego syna ...
- Wszystko w porządku? - spytała mama gdy usiadłam ciężko obok niej. Kiwnęłam głową skupiając się korcie przede mną.
Co oni jeszcze do cholery robili w Madrycie?
Czułam na swoim karku czyjeś spojrzenie. A może kilka z nich? Może pani Rosa porównywała mnie do Lieke nie dowierzając jak jej syn mógł w ogóle spojrzeć na tą chudą okularnicę?
Przez ostatni rok nauczyłam się akceptować swoje wady i nie przejmować opiniami innych. Zrezygnowałam z codziennego noszenia szkieł kontaktowych na rzecz okularów, które nagle przestały być moim wrogiem numer jeden. Dzisiaj jednak czułam chęć rzucenia nimi przed siebie, zawstydzona tym co mogło krążyć po głowach ludzi z Teneryfy. Z bólem serca wspominałam dni podczas których Pedro poprosił mnie, abym nie wstydziła się nosić przy nim okularów. Powtarzał ze szczerością wymalowaną na twarzy, że wyglądam w nich równie pięknie jak i bez. Ufałam mu i wierzyłam w każde słowo, które budowało moją pewność siebie. Dziś ta wewnętrzna siła została solidnie zachwiana.
Upiłam łyk wody czując jak robi mi się niedobrze, a ból głowy co raz bardziej daje o sobie znać. Głośny śmiech zmusił moją samokontrolę do zerknięcia w bok. Lieke z szerokim uśmiechem była odwrócona ku towarzystwu w drugim rzędzie mówiąc i gestykulując o czymś zawzięcie. Była dla mnie bardzo miła i wydawała się być sympatyczną osobą, ale mimo to miałam ochotę ją rozszarpać.
To ze mną kiedyś tak głośno się śmiał. To do mnie się kiedyś tak szeroko i szczerze uśmiechał. To w moim towarzystwie był kiedyś taki szczęśliwy ...
- Martina? - Stella "obudziła" mnie od wpatrywała się w grupę przyjaciół. - Jesteś bardzo blada. Dobrze się czujesz?
- Muszę skorzystać z łazienki. - chwyciłam za moją torebkę. - Słowa taty raczej nie zostały rzucone na wiatr. - wymusiłam uśmiech nie chcąc, aby młoda się zamartwiała z mojego powodu. Oczywiście chciała mi towarzyszyć, ale w tym momencie potrzebowałam samotności. Problemem było jedynie przejście obok Pedro, który pechowo dla mnie siedział obok schodów. Moje modlitwy zostały jednak wysłuchane. Przemknęłam niezauważona ponieważ był zbyt zajęty rozmową.
Usiadłam na jednej z wygodnych kanap w bufecie gdzie na całe szczęście nie było żywej duszy. Nadal z Alcarazem właśnie toczyli zacięty pojedynek, dzięki czemu wszyscy zainteresowani wpatrywali się w kort bądź w ekrany pobliskich telewizorów. Byłabym jedną z nich gdyby nie ból głowy, który potraktowałam tabletką. Oparłam się wygodnie o skórzane oparcie i przymknęłam swoje powieki. Oddychałam głęboko dzięki czemu uczucie mdłości powoli zanikało.
Poczułam jak kanapa obok mnie się ugina, a do nozdrzy dociera doskonale znany zapach perfum. Gwałtownie otworzyłam oczy odrywając plecy od oparcia. To był błąd. Zawrót głowy spowodował, że obraz przede mną się rozmył.
- Ej! - Pedro chwycił za moje ramiona. - Powoli! - oparł mnie z powrotem. - Przepraszam. Nie chciałem Cię przestraszyć. - wpatrywał się w moją twarz zaniepokojonym spojrzeniem. - Co się dzieje? Nie wyglądasz dobrze.
- Zawsze byłam brzydka. Dopiero teraz to zauważyłeś? - syknęłam sarkastycznie. - Czy może przejrzałeś na oczy widząc mnie na tle innych dziewczyn? - założyłam ręce na piersi odwracając wzrok.
Nie chciałam na niego patrzeć. Nie chciałam, aby tu był. Nie chciałam, aby mówił głośno, że coś jest ze mną nie tak. Wystarczyło, że ja o tym doskonale wiedziałam!
- Martina, nie bądź taka. - westchnął pocierając swoją skroń. - Wiesz, że nie miałem tego na myśli. Martwię się bo wyglądasz jakbyś miała zaraz stracić przytomność.
- Zamartwianie się o mnie nie należy już do twoich obowiązków.
- Nie zabronisz mi tego. - szepnął.
- Rób co chcesz. - prychnęłam. Czując jednak na sobie jego natarczywe spojrzenie przewróciłam zirytowana oczami poddając się. - Nie zjadłam śniadania, ok? O wczorajszej kolacji też zapomniałam. - brwi chłopaka błyskawicznie się zmarszczyły. - Zanim jednak palniesz mi kazanie, chcę Cię zapewnić, że po tym meczu idę z rodzicami na wspólny obiad, więc chcąc nie chcąc wmuszą we mnie jedzenie.
- Ty nie masz się zmuszać tylko normalnie jeść! - zdenerwował się. - Poczekaj tutaj. - wstał z kanapy i udał się w stronę lady. Swoim upierdlistwem oderwał kelnerkę od oglądania pojedynku tenisowego. Wrócił po kilku minutach stawiając na stoliku przede mną szklankę soku pomarańczowego oraz rogalika z czekoladą.
- Nie chcę. - mruknęłam czując mdłości.
- Zjedz choć kilka kęsów, dobrze? Czy może mam Cię zawieźć do szpitala, aby podpięli Ci kroplówkę? - zacisnął wargi w cienką linię wpatrując się we mnie uważnie. Westchnęłam wiedząc, że nie mam wyjścia. Niechętnie wzięłam rogalika do ust. - To przeze mnie?
- Myślisz, że się głodzę bo facet mnie rzucił? Nie upadłam jeszcze tak nisko. - prychnęłam. Twarz chłopaka przeciął ból. Przetarł ją dłonią jakby dopadło go nagłe wycieńczenie. - Poradzę sobie, możesz wracać do swoich przyjaciół. - upiłam łyk soku. Mój żołądek był wdzięczny za tą niespodziewaną dawkę jedzenia. - Nie powinni nas widzieć razem ...
- Możesz wreszcie przestać?! - zdenerwował się. Podskoczyłam zaskoczona. - Myślisz, że mi nie jest z tym wszystkim źle?! - patrzył na mnie z niedowierzaniem wymalowanym w oczach.
- Sam tego chciałeś.
hipokryto jeden ...
- Mnie twój widok również boli ...
- Więc przepraszam, że zepsułam Ci wypad rodzinny, ale nie miałam pojęcia, że tu będziesz. - zironizowałam przerywając mu. - Już wychodzę i obiecuję, że nigdy więcej mnie nie zobaczysz. - wstałam, ale jednym chwytem za nadgarstek posadził mnie z powrotem na kanapie. - O co Ci chodzi, Pedri? - syknęłam.
- Pedro. - podkreślił, a ja prychnęłam. - Dlaczego taka jesteś? Dlaczego widok moich przyjaciół zamienił Cię nagle w bryłę lodu, która chce mnie roztrzaskać?
- Może i ze mną chcesz się zaprzyjaźnić?
- Nie chcę.
Auć. Zabolało.
- Martina? - usłyszałam za sobą zaskoczony głos ojca. Odskoczyłam od zdezorientowanego Pedro, który zmuszony był puścić mój nadgarstek. Luis Figo stał w wejściu do bufetu skacząc swoimi oczami raz na mnie, a raz na piłkarza Barcy. Poczułam jak moje policzki pokrywa rumieniec. - Wszystko ... w porządku?
- Tak ...
- Pana córka źle się poczuła. - uchyliłam oburzona usta wpatrując się z niedowierzaniem w kapusia obok mnie. Mężczyźni mierzyli się spojrzeniami, ale na szczęście bez zbędnego napięcia. - Przyznała, że nie miała nic w ustach od wczorajszego dnia.
- Nic mi nie jest ... zjadłam ... - zaczęłam się jąkać.
- Zakręciło jej się w głowie.
- Pedro! - zirytowałam się. Chłopak przeniósł na mnie wzrok i z wyrazem triumfu uniósł brew ku górze. - Wystarczy. Wygrałeś. - syknęłam.
- Na litość boską! Wiedziałem, że coś jest nie tak. - tata podszedł do mnie zmartwiony. Chwycił delikatnie za mój podbródek i spojrzał na moją bladą twarz. - W poniedziałek osobiście zawiozę Cię na badania, zrozumiano? - wzruszyłam jedynie ramionami. Wzrok przeniósł na Pedro. - Dziękuję, że się nią zająłeś. - wyciągnął ku niemu dłoń.
- Nie ma za co. - brunet wstał z kanapy i oddał gest.
- Martina wspominała, że wasza sesja była udana.
- Tak. - przytaknął wkładając dłonie do kieszeni. Zawsze tak robił, aby poczuć się pewniej. - To oczywiście nie są moje klimaty, ale obecność Martiny bardzo mi pomogła. Dzięki niej poczułem się swobodniej. - zerknął na mnie z uśmiechem.
Tssa, fajnie wiedzieć.
- Cóż, swobodę przed aparatem odziedziczyła po matce. Ja też wolałem murawę. - zaśmiali się obaj jakby byli starymi dobrymi przyjaciółmi. Wpatrywałam się w nich zaskoczona. Przepraszam bardzo, czy jest tu gdzieś ukryta kamera? - Jak odbierzesz nagrodę dla Złotego Chłopca to dopiero się zacznie.
- No nie wiem. - Pedro lekko się zgarbił speszony. - To dopiero nominacja, a rywale są dość mocni.
- Wiem co ludzie mówią. - szepnął puszczając mu konspiracyjnie oczko. W myślach moja szczęka właśnie uderzyła o podłoże. - No nic Pedri, muszę zabrać moją upartą księżniczkę do domu. Miło było Cię spotkać. Życzę powodzenia w dalszej karierze. - poklepał go po ramieniu.
Pedro podziękował i odszedł co chwilę odwracając się przez ramię.
- Przeszkodziłem wam w czymś?
- Słucham? - oderwałam wzrok od chłopaka. - Nie, oczywiście że nie ... dlaczego się śmiejesz?! - zirytowałam się kładąc dłonie na biodrach.
- Przepraszam, ale myślałem że urządziliście sobie schadzkę. - podrapał się po głowie, a głupi uśmiech nie schodził mu z ust. - Najpierw przekonałaś Stellę, że źle się czujesz, a potem on odprowadził Cię wzrokiem. Przekazał coś Gaviemu, pewnie że on też się nagle źle czuje, i wystrzelił za tobą jak poparzony. Co miałem sobie pomyśleć?
- Cokolwiek. - warknęłam.
- A jednak spotkałem was tu razem.
- Tato, to był przypadek!
- W głowie też zakręciło Ci się przypadkowo, czy to może na jego widok? - skinął w stronę wyjścia na trybuny gdzie przed chwilą zniknął Pedro. - Dziecko moje, jak chcecie się umówić to zróbcie to normalnie, a nie dajecie sobie znaki za naszymi plecami. Ja nie mam nic przeciwko.
- Nie będzie żadnej randki. - chwyciłam za torebkę.
- Im bardziej się wściekasz tym bardziej przekonujesz mnie, że jest inaczej.
Uchyliłam usta, ale zacisnęłam je po chwili zirytowana. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co tu się przed chwilą wydarzyło.
*
Niedzielne popołudnie w Madrycie było bardzo pogodne. Z uśmiechem wystawiłam twarz do słońca czując ciepły powiew lekkiego wiatru na skórze. Czułam się dziś o wiele lepiej. Tata honorowo przejął pałeczkę od Pedro pilnując moich posiłków, co z jednej strony było irytujące, ale wyszło mi jedynie na dobre. Wiedziałam, że nic poważnego mi nie dolega, a samo wykonanie badań jest zbędne. Zdawałam sobie sprawę, że w ostatnich tygodniach trochę się zaniedbałam skupiając wyłącznie na pracy i nauce. Stres oraz brak czasu na najważniejsze rzeczy miał niestety znaczący wpływ na moje samopoczucie i zdrowie.
Do ośrodka szkoleniowego Realu Madryt, gdzie znajdowało się boisko imienia Alfredo di Stefano, przybyło sporo kibiców. W towarzystwie Danieli i Beltrana zajęłam miejsce przy samych barierkach. Pomachałam energicznie do Stelli, która wraz z koleżankami z drużyny się rozgrzewała.
- Jest przerażona. - mruknęła pod nosem Daniela.
- Zestresowana. Przechodzi jej zawsze gdy wchodzi na murawę. - zapewniłam chcąc przekonać samą siebie do tych słów. - Ale wczoraj zachowywała się dość dziwnie. Stres stresem, ale była bardzo milcząca. Nigdy taka nie była. Cały czas miała nos w telefonie spoglądając na mnie od czasu do czasu podejrzliwym wzrokiem.
- Ty! - trąciła mnie łokciem. - Może się zakochała i z nim pisała?! O mój Boże, nasz mały skrzat się zauroczył! - zakryła usta dłońmi. Beltran spojrzał na nią jak na niespełna rozumu.
- Wątpię. Ostatnio powiedziała mi, że w tej chwili potrzebny jej chłopak jak kurw... - narzeczony mojej siostry przerwał gwałtownie. Wraz z Danielą wbiłyśmy w niego ponaglające spojrzenia. - Nie powiem tego bo usłyszała to ode mnie, a znając was obie, zrobicie mi awanturę wśród tych wszystkich niewinnych ludzi. - zamachnął się rękoma. Starsza z nas nie dawała za wygraną. Zawsze wygrywała w pojedynku z nim. - Ok! - poddał się. - Jakby to powiedzieć ... oh, już wiem! Potrzebny jej chłopak jak prostytutce bielizna. - wyszczerzył ząbki ujmując sprośne słowa w piękny cytat. Naiwny. Daniela i tak strzeliła go w łepetynę.
- Z Ciebie taki arystokrata jak ze mnie baletnica. Na prawdę użyłeś słów "jak kurwie majtki" przy mojej nieletniej siostrze? Twoja matka byłaby zachwycona Beltranie. - Dani zacmokała zażenowana udając swoją teściową.
- Ani słowa mojej matce!
- Maminsynek. - wydusiłam śmiejąc się pod nosem.
Niedługo później oba zespoły wyszły na murawę. Stella usiadła na ławce rezerwowej z rękoma w kieszeniach od bluzy. Wiedziałam, że ściska z nerwów swoje kciuki. Dziewczyny z pierwszych jedenastek podały sobie dłonie, a te będące kapitanami wymieniły się proporczykami. Później było losowanie połów oraz pamiątkowe zdjęcie. Nie bardzo zwracałam na to uwagę skupiając się na komentowaniu przez Beltrana zakupionego hot - doga. Czasami zachowywał się jak dziecko.
Byłam córką legendy piłki nożnej, a jako mała dziewczynka wychodziłam na murawę w miniaturowej koszulce z napisem "papa" trzymając się ufnie jego dłoni, ale nigdy nie złapałam w stu procentach tego bakcyla. Owszem, lubiłam od czasu do czasu obejrzeć piłkarskie spotkanie, ale nie czułam aż tak wielkich emocji jak ludzie wokół mnie. To było jak z wyjściem do kina bądź do teatru. Nie miało to żadnego wpływu na mój nastrój. Sytuacja się zmieniała gdy na murawie był ktoś dla mnie ważny, jak na ten przykład Stella. Albo Pedro w Londynie. Dziś, widząc swoją siostrę na ławce rezerwowej, wydarzenia na murawie były dla mnie raczej nudne.
Wiedziałam, że drużyna z Barcelony była lepszym i bardziej doświadczonym zespołem. Ten w Madrycie był jeszcze świeży i dopiero na początku swojej budowy, jednak nie mogłam odmówić dziewczynom walki. Wierzyłam, że pewnego dnia, za pomocą mojej małej Stelli, osiągną ogromny sukces.
Jedna z piłkarek barcelońskiej drużyny podwyższyła wynik na 0:2. Zmarszczyłam czoło przyglądając się jej uważnie. Z radością przyłożyła swoje palce do oczu imitując okulary. Zamarłam rozpoznając jej twarz oraz cieszynkę, którą wykonała. To była kopia radości Pedro po zdobyciu gola, którą zobaczyłam "przypadkowo" w internecie.
- To ta cała Lieke? - Daniela nachyliła się do mnie zniesmaczona. - Carlota miała rację. Nie ma do Ciebie podjazdu. - prychnęła. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie tylko ja potrzebowałam okularów w tym towarzystwie!
Poczułam na sobie wzrok Stelli, która spoglądała na mnie przez ramię. Zacisnęła swoją szczękę i powróciła swoim wzrokiem na murawę. Musiałam poważnie z nią porozmawiać bo jej zachowanie powoli zaczynało mi ciążyć. Coś zdecydowanie było nie tak.
Lieke pomachała w stronę trybun, a ja przymknęłam oczy modląc się w duchu, aby nie siedział tam ten, o którym od razu pomyślałam. Tego już by było za wiele! Zerknęłam w bok z mocno bijącym sercem, ale moje oczy napotkały jedynie cwaniacki wyraz twarzy wystający spod szarego kaptura.
Pablo Gavira we własnej osobie.
Wpatrywał się we mnie unosząc kącik ust ku górze. Zaskoczona uniosłam brwi nie rozumiejąc co robi na terenie wroga. Ok, mecz meczem, ale doskonale wiedział, że zrobi wokół siebie zamieszanie. No, chyba że taki był jego zamiar.
Druga połowa była zdecydowanie ciekawsza, a przynajmniej od momentu gdy trener przywołał do siebie Stellę nakazując jej rozgrzewkę przy lini bocznej. Słowo daję, Daniela wbiła mi paznokcie w dłoń gdy nasza młodsza siostra stanęła obok sędziego trzymającego tablicę w rękach. Poprawiła swojego kucyka, wzięła głęboki wdech, po czym gratulując koleżance wbiegła na murawę.
Nie odrywałam od niej wzroku. Nie znałam się zbytnio, ale miałam wrażenie, że grała bardzo dobrze i pewnie. Beltran wrzeszczał mi za uchem, a Daniela obgryzła swoje idealne paznokcie koloru granatowego. Z moich ust wydobył się pisk radości gdy posłała koleżance idealną asystę, którą ta zamieniła na gola. Byłam tak bardzo dumna z naszego skrzata!
Niestety, pięć minut później Lieke znów podwyższyła wynik racząc nas skopiowaną cieszynką.
Tak, jest twój. Nie musisz mi tego na każdym kroku udowadniać.
Stella znów na mnie spojrzała, po czym stało się coś czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Gdy Lieke dostała pod nogi piłkę moja siostra bez zastanowienia skosiła ją równo z murawą przez co dziewczyna o mało nie zrobiła koziołka w powietrzu. Choć jej upadek i tak był spektakularny. Zamarłam, Beltranowi opadła szczęka, a Daniela histerycznie chichocząc schowała twarz w kołnierzu swojej bluzy.
- Ciebie to śmieszy? - wydukałam. - Dostanie czerwoną kartkę!
- Szkoda, że jest nieletnia. Postawiłabym jej wino.
Zszokowana odwróciłam się z powrotem w stronę murawy gdzie niewzruszona w ogóle tym co zrobiła Stella spojrzała na czerwony kartonik. Odwróciła się na pięcie i nie zważając na wijącą się z bólu Lieke ruszyła przed siebie do szatni. Zanim jej głowa zniknęła w tunelu dostrzegłam jej cwaniacki wyraz twarzy skierowany prosto w moją stronę.
Nie, to niemożliwe.
Zerwałam się ze swojego miejsca i prawie biegiem udałam się w stronę podziemi gdzie znajdowały się szatnie zawodników i zawodniczek. W progu pokazałam ochroniarzowi przepustkę dzięki której w ogóle mogłam postawić stopę na prywatnym terenie. Podziękowałam mu przyspieszając kroku. W oddali dostrzegłam jak Stella wyciąga dłoń ku klamce ...
- Stella! - krzyknęłam. Zatrzymała się w półkroku patrząc na mnie bez zbędnych emocji. Żadnej złości, rozczarowania czy niezadowolenia. Nic, nawet zmęczenia! - Co to było? - wydyszałam chwytając się za serce. Moja pożal się Boże forma była w opłakanym stanie.
- Myślisz, że to widział?
- Kto? - nie rozumiałam.
- Pedri. A może Pedro? - przechyliła głowę wpatrując się we mnie uważnie. Wstrzymałam oddech. - Nie jestem już smarkulą, która nic nie rozumie. Mam uszy i oczy.
- Stella ...
- Nikt nie będzie sprawiał przykrości mojej siostrze. Jeśli on serio woli ją od Ciebie to pojeb go bo jest idiotą. - dodała wchodząc do szatni i zamykając za sobą drzwi. Zostawiła mnie samą na środku korytarza z totalnym mętlikiem w głowie.
Wiedziała czy się domyśliła? To już nie miało znaczenia. Winna jej byłam wyjaśnienia.
- Jest w środku? - usłyszałam za sobą zdenerwowany głos ojca.
- Tak, ale proszę Cię, zostaw ją teraz samą. - stanęłam mu na drodze do szatni. - To wyłącznie moja wina. Przepraszam.
- Jak to twoja wina? Co, kazałaś jej to zrobić? - prychnął. Spuściłam głowę nie wiedząc jak mam mu to wszystko wytłumaczyć. - Do cholery, co się z wami ostatnio dzieje?! - zirytował się. - Daniela wyskakuje nagle ze ślubem, ty się głodzisz, a Stella odstawia cyrki podczas swojego pierwszego poważnego meczu! Przy was to ja nigdy nie dożyję do pięćdziesiątki! A wasza matka i tak na koniec stwierdzi, że to ja histeryzuję!
- Po prostu Lieke ... ona ... - nie wiedziałam jak mam dobrać odpowiednie słowa. - Oh, po prostu chciała mi zrobić na złość tą cieszynką bo jest zazdrosna o Pedriego. - Boże, co ja wygaduję? Musiałam jednak iść w zaparte, aby ratować tyłek własnej siostrze. Przynajmniej w oczach ojca. - Nie spodobało jej się, że towarzyszyłam mu podczas sesji. Tą cieszynką wyśmiała to, że noszę okulary. - dodałam i dla lepszego efektu znów spuściłam głowę. Tata westchnął ciężko kładąc dłonie na swoje biodra. - Wiesz jaka wybuchowa jest Stella. To moja wina.
- To nie twoja wina. - objął mnie ramieniem. Było mi wstyd, że go okłamywałam i na dodatek obciążałam niewinną dziewczynę. - Dobrze, nie będę dla niej surowy. Chociaż musimy trochę popracować nad jej charakterkiem.
- Cóż, ma go po tobie.
Nie miałam już ochoty oglądać meczu. Gdy tata wszedł do szatni udałam się przed siebie. Korytarz, schody, kolejny korytarz i znowu schody. Nogi zaprowadziły mnie pod szklaną ścianę przez którą widać było panoramę murawy oraz plecy siedzących na trybunach kibiców. Dostrzegłam znajomą szarą bluzę, której właściciel rozmawiał z siedzącym obok chłopakiem. Dostrzegł mnie kątem oka. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Gavi wstał ze swojego miejsca i ruszył w moją stronę. Przeszedł przez szklane drzwi mierząc mnie swoim wyniosłym wzrokiem z góry do dołu.
- Jakiś problem? - założyłam ręce na piersi.
- Twoja siostra ma charakterek. Zaimponowała mi. - uniknął odpowiedzi na zadane mu pytanie. - Musicie być ze sobą blisko skoro się na to zdecydowała.
- A ty? Masz rodzeństwo?
- Mam. Dlatego ją rozumiem. - wzruszył niedbale ramionami.
- Dlaczego zadzwoniłeś do mnie z telefonu Pedro? - wypaliłam, na co na ustach Pablo pojawił się cwany uśmieszek. Doskonale wiedział, że go o to zapytam. To dlatego tu przyszedł. - Może Ciebie to śmieszy, ale mnie nie.
- Gdybyś odebrała połączenie to nie drążyłabyś teraz tego tematu.
- W tamtej chwili nie miałam telefonu przy sobie.
- Odebrałabyś?
- Oczywiście, że tak.
- Żałośni jesteście oboje z tą słabością wobec siebie. - prychnął odwracając wzrok ku murawie. - Ty odebrałabyś od niego telefon nawet w środku nocy mimo, że odsunął Cię od siebie. A on, siedząc załamany na zimnych kafelkach w łazience na pytanie czy jest ktoś z kim chciałaby teraz porozmawiać rzuca jedno krótkie słowo "Martina". Mimo, że wcześniej nie wydusił z siebie jebanego słowa doprowadzając mnie tym na skraj załamania nerwowego.
- O czym ty mówisz? - wyszeptałam zdezorientowana kompletnie nie rozumiejąc sensu słów wypływających z cynicznych ust chłopaka.
- Jeśli nazywacie to w swoich pustych głowach miłością to ja podziękuję za ten stan. Nie chcę skończyć w kaftanie bezpieczeństwa. A ty następnym razem odbieraj ten pierdolony telefon. - syknął w moją stronę. - Osobiście kupię Ci sznurek na którym Ci go zawieszę na szyi. Potrzebowaliśmy Cię wówczas obaj!
- Było zadzwonić do Lieke! - odbiłam piłeczkę. Wyraz twarzy Gaviego błyskawicznie się zmienił. Ze wściekłości w totalne rozbawienie. - Co Cię tak bawi Gavira?
- Ty, przylepie. - puścił mi oczko. Uchyliłam oburzona usta patrząc jak wycofuje się do wyjścia.
***
Luis Figo trochę już przeżył wraz ze swoją żoną i trzema córkami, więc można powiedzieć, że jest wyjadaczem i zna się na rzeczy :D Bardzo rozbawiła mnie ta sytuacja w samochodzie, ale to tylko dowód na to, jak troszczy się o swoje córki i martwi się o nie, co niekiedy doprowadza je do szału ^^ Ale to urocze!
OdpowiedzUsuńMartina przeżyła sesję z Pedro, ale z pewnością nie spodziewała się, że spotka go ponownie następnego dnia na meczu tenisa! Jej reakcja wcale nie była przesadzona, zwłaszcza gdy zobaczyła Lieke w towarzystwie jego rodziców. Każda kobieta, a już zwłaszcza ta zazdrosna poczułaby ucisk w sercu. Na domiar wszystkiego Martina źle się poczuła, a Pedro wystrzelił za nią jak z procy. Zmusił ją do jedzenia, a przy okazji trochę się poprztykali. Ech, przydałaby im się normalna rozmowa, bo naskakują na siebie oboje, a gołym okiem widać, że wciąż im na sobie zależy. I proszę! Pedro oficjalnie poznał pana Figo i nikt od tego nie umarł :D Mało tego, panowie zaczęli się świetnie dogadywać. Wcale nie dziwię się Martinie, że była w szoku :D
Emocje towarzyszące siostrom na meczu Stelli były ogromne! Ale... Co to za cieszynka Lieke? Nie wiem, co mam o tym sądzić. Sprawiła Martinie przykrość, ale czy świadomie? Jedno jest pewne, Stella dobitnie ją wyjaśniła tym faulem. Emocje wzięły górę i masz! A rozmowa z Gavim nic nie wyjaśniła, tylko wprowadziła jeszcze większy zamęt. O co tutaj chodzi? ^^