sobota, 15 kwietnia 2023

1.2. "If I still believe you love me, maybe I'll survive ..."

Rok później

"Martina Figo Svedin"
Druga z trzech córek byłego piłkarza Luisa Figo i szwedzkiej modelki Helen Svedin bez wątpienia odziedziczyła urodę i wyczucie stylu po matce. W świecie mody po raz pierwszy zadebiutowała u boku swych sióstr (Danieli i Stelli) w kampanii reklamowej biżuterii "RABAT" pod patronatem samej Helen. Jej fotogeniczna twarz, naturalna uroda i tajemniczy uśmiech podbiły serca fotografów doszukujących się w jej rysach młodej Svedin. Ale czy sama Martina chce podążać śladami sławnej matki?

- Myślę, że te słowa są przesadzone. - rzuciłam przez ramię w stronę Javiera. Fotograf rozsiadł się wygodnie na jednym z kartonów z najnowszym egzemplarzem Hola España w rękach. Westchnęłam kręcąc głową na ten widok. Podobno to my kobiety mamy plotkarską naturę, ale osobiście kłóciłabym się z tym stwierdzeniem. - Jesteś pewien, że będziesz w stanie złożyć mi ten regał?
- Mówiłaś, że załączona jest do niego instrukcja obsługi. - wzruszył ramionami nadal nie odrywając czujnego wzroku od artykułu o mojej osobie. Zagryzłam dolną wargę zastanawiając się czy podjęłam dobrą decyzję prosząc go o pomoc. Fotografem był genialnym, ale czy potrafił obsługiwać się śrubokrętem?
Czujnym wzrokiem rozejrzałam się po pomieszczeniu wypełnionym kartonami. W powietrzu nadal można było wyczuć woń świeżo pomalowanych ścian, a zza okien dochodził gwar ulicy Gran Via. Idealna lokalizacja dla mojego małego biura. Odważyłam się sięgnąć po swoje marzenia i robić w życiu to, co sprawiało mi przyjemność. Firma dekoracyjna o nazwie "Sueños Blancos" oficjalnie miała zostać otwarta za równy tydzień. Byłam podekscytowana tym faktem nie mniej niż dziecko w drodze do Wesołego Miasteczka. Wszystko szło zgodnie z planem.
O ile Javier złoży ten cholerny regał ... i biurko ... i komodę ...
- Jesteś zbyt skromna. Wszystko co tu piszą to prawda. - odłożył najpopularniejszy magazyn w Hiszpanii na podłogę. - Skoro Club del Deportista pragnie Cię umieścić w zimowej odsłonie to możesz to bez wątpienia potraktować jako komplement. Wiesz już z kim będziesz dzieliła ten zaszczyt?
- Prawdopodobnie z Federico Valverde, ale cśśś. - przyłożyłam palec do ust. - Nie jest to jeszcze oficjalne. Fede obawia się, że zobowiązania staną mu na drodze i nie znajdzie czasu na kolejny wywiad oraz sesję zdjęciową w najbliższych tygodniach.
Club del Deportista była to agencja marketingowa wydająca cztery razy do roku ekskluzywny magazyn z wybranym piłkarzem La Liga na okładce. Sesje zdjęciowe były wyszukane i stylowe, a wywiady pełne profesjonalizmu, bez podchwytliwych pytań. W każdym wydaniu pojawiała się również kobieta sukcesu, której nazwisko w ostatnim czasie mogło zapaść opinii publicznej w pamięć. Byłam mile zaskoczona odbierając telefon od redaktora naczelnego, który uprzejmie zaproponował mi współpracę. Dostrzegłam w tym szansę promocji mojej małej firmy ...
- Swoją drogą mały Benicio musiał być zachwycony swoim przyjęciem urodzinowym. Dżungla jaką mu zaserwowałaś była genialna.
- Uwielbia dzikie zwierzątka. - uśmiechnęłam się na wspomnienie szczęśliwego chłopca. - Fede i Mina również byli zachwyceni. Obiecali zareklamować moje umiejętności. - pochwaliłam się.
- No, no, no. - Javier zagwizdał przeciągle pod nosem wyciągając z kartonu kolejne części regału. - Jeśli piłkarz Realu Madryt pochwali twoją firmę w swoich sieciach społecznościowych to nie będziesz potrzebowała ulotek.
- Ulotki to przeżytek zaśmiecający ulice.
- A co z twoimi studiami skoro wróciłaś do Madrytu?
- Nie mówiłam Ci? - usiadłam obok niego na podłodze biorąc instrukcję obsługi do ręki. Poprawiłam na nosie okulary, aby lepiej odczytać małe literki. - Deszczowy Londyn ma w sobie to "coś", ale nie na dłuższą metę. Dlatego przerzuciłam się na formę hybrydową. W ten sposób pogodzę naukę z pracą. Tata pomógł mi spakować wszystkie rzeczy.
- I przy okazji zabrał Cię na mecz. Zazdro! - trącił mnie łokciem. Zacisnęłam wargi spuszczając głowę. Nie odpowiedziałam nie chcąc rozmawiać o dniu w którym dobrowolnie rozcięłam zabliźniające się blizny. Mogłam odmówić gdy tata z radością podarował mi bilet na półfinałowy mecz Hiszpanii z Włochami, ale nie chciałam sprawiać mu przykrości. Tak bardzo cieszył się, że spędzimy ten czas razem jak za starych dobrych czasów. Niestety, nie miał bladego pojęcia, że zakończę tamten dzień płacząc z tęsknoty w poduszkę ...

Nerwowo wykręcałam palce posyłając otoczeniu niepewne spojrzenie. Obok mnie stał ojciec rozmawiający z dwoma Włochami, których znał za czasów gry w Italii. Przedstawił mnie im dumnie, ale nie szczególnie przywiązałam uwagę do ich nazwisk. Mecz zakończył się pół godziny temu, a po stadionowym tunelu wałęsali się poszczególni członkowie obu ekip. Jedni szczęśliwi, drudzy zaś załamani. Widok czerwonych kolorów powodował zimny pot spływający po moim kręgosłupie. Sztab techniczny reprezentacji Hiszpanii powoli wynosił z szatni swoje rzeczy. Byłam pewna iż lada chwila zaczną z niej wypływać piłkarze. Spojrzałam z nadzieją na ojca, który jakby nigdy nic założył ramiona na piersi i droczył się ze znajomymi.
- Rzuty karne to loteria. - stwierdził. - Gdyby tylko Hiszpanie wykorzystali jedną małą okazję ... cóż, zabrakło trochę doświadczenia. Ale to będzie bardzo pouczająca lekcja dla tych chłopaków, którą docenią z czasem.
- A co myślisz o Pedrim? - spytał jeden z Włochów, a ja zapomniałam jak się oddycha. Przełknęłam ślinę oczekując w napięciu odpowiedzi ojca.
- Cóż, imponuje mi najbardziej wśród całej tej grupy. Ma ogromne szanse wskoczyć w korki Iniesty w przyszłości. Uważam jednak, że nie powinno się go aż tak eksploatować. Nadmiar meczów w tak młodym wieku może skończyć się poważnym urazem mięśniowym, szczególnie że jego masa mięśniowa jeszcze jest w fazie rozwoju. Mecze klubowe, Euro, teraz Olimpiada ...
Spijałam każde jego słowo z lekkim niepokojem. Skłamałabym mówiąc, iż nie miałam pojęcia o tym jak rozwijała się kariera Pedro, ponieważ od czasu do czasu moja silna wola poddawała się tęsknocie i chcąc nie chcąc poszukiwałam w internecie informacji na jego temat. Można było śmiało rzec, że wszedł "z buta" do szatni Barcy, co bardzo cieszyło i wywoływało we mnie irracjonalną dumę. Życzyłam mu tego. Chciałam, aby spełniał marzenia i cieszył się każdą chwilą. Nie sądziłam jednak, że istniał powód do niepokoju ...
Zadrżałam gdy drzwi od szatni Hiszpanów się otworzyły. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć kto przez nie przeszedł. Znajome dreszcze na moim kręgosłupie były odpowiedzią. W tym momencie pragnęłam zlać się ze ścianą bądź zarzucić na siebie pelerynę niewidkę. Obiecałam, że już nigdy nie stanę mu na drodze, a jednak własny ojciec pchnął mnie wprost pod jego nogi. Spuściłam głowę modląc się w myślach, aby mnie nie zauważył. Bałam się jego reakcji lub tego co mógłby sobie pomyśleć.
Moje serce biło w szaleńczym tempie gdy przeszedł obok z kolegą u boku. Dłonie w kieszeniach, lekko zgarbiona sylwetka, głowa pod kapturem spuszczona. Byłam jedną wielką sprzecznością. Nie mogłam zignorować uczucia rozczarowania stając się dla niego jedynie powietrzem.
Mając zamiar wycofanie się z tego miejsca jak najszybciej dostrzegłam jak jego kroki nagle stają się wolniejsze, a ramiona lekko spinają. Przystanął na chwilę. Wstrzymałam oddech gdy jego głowa powoli odwróciła się w moją stronę. Nadzieja bijąca w jego zmęczonym oczach została zastąpiona nagłym błyskiem, który spowodował trzepot motylich skrzydeł w moim podbrzuszu. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie potrafiłam ukryć lekkiego przerażenia na widok podkrążonych oczu, lekko szarawej, jakby zapadniętej twarzy oraz bijącego z niej blasku wycieńczenia. Wyglądał jak chodzący trup. Miałam ochotę objąć go z całej siły i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Że powinien odpocząć, a ja osobiście tego dopilnuję. Nie miałam jednak do tego prawa.
- Martina? - podskoczyłam czując dłoń ojca na swoim ramieniu. - Możemy już wracać. Masz ochotę na kolację?
- Nie, nie jestem głodna. - pokręciłam głową. Znów skierowałam swoje spojrzenie w stronę Pedro, ale spotkałam się z zawodem. Jego już tam nie było ...


- Hej, słuchasz mnie? - Javier trącił mnie łokciem.
- Przepraszam. - odchrząknęłam poprawiając włosy. - Zamyśliłam się
- Chyba mi nie powiesz, że ta instrukcja jest aż tak ciekawa? - zachichotał wyrywając mi ją z rąk. Moje ramiona opadły gdy zaczął kręcić kartkami we wszystkie strony, a na koniec nerwowo podrapał się po głowie.


Pedro nie miałby problemu z tym regałem ...

*


Szybkim krokiem przemierzałam ulice Madrytu dumając na tym czy moja rodzina była najbardziej zapracowaną i zajętą rodziną na świecie. Bo czy tak trudno było znaleźć wolny termin, aby zjeść wspólnie obiad bądź kolację? Najwyraźniej! Wszyscy byliśmy w ciągłym biegu.
Wraz z siostrami odziedziczyłyśmy po rodzicach determinację i chęć do bycia niezależnymi. Im nikt nigdy nie podarował niczego za darmo, więc i my chciałyśmy podążać tą ścieżką. Ktoś z boku mógłby stwierdzić, że z takim nazwiskiem i tatusiowymi pieniędzmi byłyśmy wręcz skazane na sukces. Nic bardziej mylnego. My też zarywałyśmy noce, ocierałyśmy łzy z policzków, wchodziłyśmy oknem gdy zamykano nam drzwi przed nosami, a do tego musiałyśmy od najmłodszych lat żyć z presją mediów na swoich małych barkach. Całe moje dzieciństwo oraz lata dojrzewania podczas którego kompleksy osiągały najwyższy level były uwieczniane przez paparazzi, a wstydliwe zdjęcia do dziś zdobiły internet. Nikt nie pytał nas o pozwolenie.
Rodzicom było ciężko gdy wraz z Danielą opuściłyśmy rodzinny dom, ale wymusili na nas obietnicę, aby choć jeden raz w tygodniu zasiąść wspólnie przy jednym stole. Nie zawsze było to łatwe, szczególnie gdy wylądowałam na wyspach, ale staraliśmy się wszyscy jak mogliśmy, aby choć ten jeden raz znaleźć odpowiedni termin. Często dochodziło pomiędzy nami do sprzeczek z tego powodu, jak to w każdej zwyczajnej rodzinie, ale ostatecznie i tak obietnica dana rodzicom była dla nas świętością.
Pchnęłam drzwi do przytulnej restauracji w której jeszcze nie miałam okazji być. To była nasza kolejna rodzinna tradycja. Za każdym razem wybieraliśmy inny lokal, aby nie popaść w rutynę, tym bardziej, iż uwielbialiśmy poznawać nowe miejsca i doświadczać nowych smaków. Tym razem wyborem zajął się tata zwołując nas wszystkich na wspólny lunch do prostej restauracji. Z początku byłam zaskoczona wczesną południową godziną, ale dostrzegając jego rozanielony wzrok skierowany w stronę dużego telewizora, wszystko stało się jasne. Właśnie zaczynał się finałowy mecz pomiędzy Hiszpanią i Brazylią na Igrzyskach Olimpijskich. Westchnęłam zrezygnowana, a moje ramiona opadły. To były już cholerne żarty!
- Daniela i Beltran chcą nam powiedzieć coś ważnego, a ty masz zamiar mecz oglądać? - usłyszałam zirytowany głos matki gdy podeszłam bliżej. Wymusiłam uśmiech całując ich policzki na powitanie. Zasiadłam obok młodszej siostry, która również zerkała w stronę murawy na ekranie. - Następnym razem ja wybieram restaurację! - zastrzegła.
- Mamo, przecież to finał. - Stella jak zwykle stanęła w obronie ojca. Helen westchnęła poddając się. Zawsze miała słabość do najmłodszej z nas.
- Jak twoje nowe zlecenie kochanie? - zwróciła się do mnie z uśmiechem. - Dobrałaś już odpowiednie kwiaty?
- Tak. Myślę, że bukiety z suszonych gliksji będą odpowiednie. Dziękuję Ci za radę. - byłam wdzięczna za zmianę tematu i odwrócenie mojej uwagi od meczu. - Zamówiłam je na sobotę rano, więc będziemy miały sporo czasu z Carlotą, aby wszystko zapiąć na ostatni guzik.
Carlota była moją przyjaciółką ze szkolnej ławki z którą dzieliłam swoje marzenie. Gdy zaproponowałam jej współpracę była więcej niż wniebowzięta. Po zakończeniu szkoły nasza relacja nieco się zachwiała z powodu obraniu innych ścieżek dalszej edukacji, ale dziś znów mogłyśmy spędzać czas razem jako biznesowe partnerki. Sama nie dałabym rady tego zrobić.
- Uwielbiam patrzeć na wasz zapał. - dłoń mamy przykryła moją własną. - Kiedy masz się pojawić w siedzibie Club del Deportista?
- W przyszłym tygodniu jestem umówiona na wywiad. - zagryzłam wargę czując mieszankę ekscytacji połączonej z poddenerwowaniem. - A jeśli chodzi o sesję zdjęciową ... muszą zsynchronizować mój wolny czas z wybrańcem na okładce. A skoro o nim mowa ... tato? - zwróciłam się do ojca, który ocknął się jakby z letargu. - Widziałeś się w ostatnim czasie z Fede Valverde? - skinął głową w odpowiedzi. - Czy wspomniał coś o sesji zdjęciowej w przyszłym miesiącu?
- Hmm ... nie, mówił coś o zobowiązaniach w Urugwaju. - uniosłam w zdumieniu brwi. - Ach! I nie mógł przestać mówić o szczęściu syna, który zobaczył przygotowaną przez Ciebie niespodziankę urodzinową.
- Tak, dzięki niemu mam wielu chętnych na współpracę. - chwyciłam w dłoń serwetkę, którą zaczęłam rwać palcami. - Na prawdę nic nie wspominał?
- Nie. Ten chłopak ma ostatnio sporo na głowie.
- No tak. - westchnęłam. Przyzwyczaiłam się do myśli, że to Fede będzie towarzyszył mi podczas sesji. Zdążyłam go poznać i polubić, dzięki czemu czułabym się swobodniej w jego towarzystwie. Więc skoro to nie on, to kto?
- Witam moją cudowną rodzinkę. - do stolika podeszła Daniela z bladym na twarzy Beltranem. Zmierzyłam go uważnym wzrokiem, który po chwili skierowałam w formie pytania na siostrę. Ta jednak westchnęła ciężko na widok meczu posyłając mi współczujące spojrzenie. - Jestem okropnie głodna? Możemy zamawiać? - klasnęła w dłonie i chwyciła menu.
Osobiście zdecydowałam się na dyniowe papardelle z marynowanym tofu i warzywami. Nadal uwielbiałam gotować oraz poznawać nowe dania w lokalnych restauracjach. Byłam zafascynowaną amatorką, która uwielbiała spędzać wolny czas w kuchni. Po cichu marzyłam o kursie pod okiem profesjonalnego szefa kuchni, ale w chwili obecnej ta wizja nie zmieściłaby się w moim grafiku.
Pierwsza połowa dobiegała końca gdy postawiono przed nami talerze. Brazylia prowadziła jednym golem ...
Kątem oka obserwowałam dziwnie milczącego i nadal bladego Beltrana. Zdążyłam się już przyzwyczaić, że w towarzystwie naszego ojca zachowywał się dość sztywno i czujnie, niczym zając pod miedzą, jakby co najmniej papa miał do niego zacząć strzelać, ale dzisiejszego wczesnego popołudnia przeszedł samego siebie. Prawie jednym haustem wypił kieliszek wina co nie umknęło uwadze naszych rodziców. Osobiście zesztywniałam z widelcem przy ustach, a Stella zakrztusiła się wodą.
- Ok, musimy wam o czymś powiedzieć. - zaczęła Daniela zirytowana zachowaniem ukochanego. - Zdecydowaliśmy się z Beltranem na ślub. - chwyciła za jego dłoń i delikatnie ścisnęła. Chłopak uniósł niepewny wzrok na naszego ojca. W skupieniu obserwowałam Luisa Figo, któremu żyła na szyi zaczęła niebezpiecznie pulsować.
- Zrobiłeś dziecko mojej córce przed ślubem? - wydusił z siebie. Mama posłała mu wściekłe spojrzenie, a rozbawiona Stella zakryła usta dłonią. Ja tymczasem zmierzyłam sylwetkę najstarszej siostry czujnym spojrzeniem. Nie, to niemożliwe. Powiedziałaby mi ...
- Tato! To wcale nie ...
- Rozmawiam z twoim przyszłym mężem! - papa stanowczo przerwał Danieli, która posłusznie przymknęła swoje usta. Beltran przełknął ciężko ślinę. - Więc? Masz mi coś do powiedzenia? - przymrużył wściekle oczy.
- My wcale nie ... to znaczy ... Daniela nie jest w ciąży. Nie jesteś, prawda? - spanikowany spojrzał na swoją narzeczoną.
- Jako mężczyzna powinieneś najpierw o tym pomyśleć zanim ...
- Luis, na litość boską! - syknęła mama kopiąc go pod stołem w kostkę. - Przypominam Ci, że Daniela przyszła na świat zanim się pobraliśmy. Ty też mogłeś pomyśleć. - Boże, nie chciałam znać tych szczegółów ...
- Dzięki temu mamy Danielę! - oburzył się.
- Dokładnie. Mamy piękną i mądrą Danielę, którą byśmy nie zamienili na inne dziecko. Więc przestań zachowywać się jak nadopiekuńczy hipokryta i daj im dojść do słowa.
- Tato, ja nie jestem w ciąży. - westchnęła moja najstarsza siostra. - Po prostu po roku narzeczeństwa wspólnie doszliśmy do wniosku, że chcemy się pobrać. I tak mieszkamy razem, co stoi na drodze do twojego świętego spokoju, więc choć trochę ukoję twoje nerwy obrączką na palcu. Ale przede wszystkim chcę być żoną Beltrana. - posłała narzeczonemu piękny uśmiech, który odwzajemnił rozluźniając się nieco.
- Kiedy?
- Czerwiec przyszłego roku. Ale to nie wszystko! - klasnęła w dłonie. Zerknęłam na ojca. Jeszcze chwila, a zejdzie tu na zawał albo jakiś inny wylew. Teraz to on haustem wypił kieliszek wina. - Tradycją rodziny Beltrana jest przyjęcie zaręczynowe. Gdy poprosił mnie o rękę, jego mama wręcz nalegała, aby zorganizować je w ich posiadłości. Mogę liczyć na waszą pomoc, prawda?
- Oczywiście kochanie. - mama posłała jej podekscytowany uśmiech. - To wspaniały pomysł!
- Czy twój ślub oznacza, że będę jedną z druhen i będę musiała założyć okropnie niewygodną sukienkę w kolorze znienawidzonego przeze mnie różu? - spytała niepewnie Stella.
- Nad kolorem i krojem jeszcze pomyślimy, ale to oczywiste skrzacie, że będziesz jedną z moich druhen. - Daniela objęła ją ramieniem. - Pozwolę Ci nawet założyć trampki. - szepnęła konspiracyjnie co i tak wszyscy usłyszeliśmy.
Cieszyłam się szczęściem Danieli wiedząc, że jest do szaleństwa zakochana w Beltranie. I co oczywiste, ze wzajemnością. Ślub z miłością swojego życia był czymś magicznym. Czymś o czym marzyłam odkąd byłam małą dziewczynką i czego życzyłam z całego serca swoim siostrom. Wiedziałam, że prędzej czy później tata się przełamie i zrozumie, że tak na prawdę nikt mu nie odbiera jego małej dziewczynki i że do obrony jej osoby przed złem tego świata będzie miał bardzo dobrego wspólnika.
Zirytowana potarłam pulsującą skroń gdy moja wyobraźnia zaczęła płatać mi figle i podsuwać nierealne scenariusze. Jak zareagowałby papa gdyby ... co powiedziałby? Uniosłam swój wzrok na ekran telewizora. Dostrzegając skaczących w euforii Brazylijczyków stłumiłam w sobie przekleństwo.
Dlaczego los musiał być tak niesprawiedliwy? Dlaczego kolejny raz Pedro musiał poczuć smak gorzkiej porażki? Przecież ze szczerego serca życzyłam mu tego co najlepsze ...

Reszta dnia minęła w spokojniejszej harmonii aczkolwiek nie mogłam doczekać się jego końca. Wieczorem przygotowałam dla siebie relaksującą gorącą kąpiel oraz kieliszek czerwonego wina. W uszy włożyłam słuchawki bezprzewodowe skupiając się na głosie lidera Maroon 5. Przymknęłam powieki podśpiewując pod nosem jedną z moich ulubionych piosenek "Girls Like You". Uwielbiałam moją własną przestrzeń dzięki której mogłam w spokoju porozmyślać nad swoim życiem. Podjęłam ryzyko zakładając mały biznes w tak młodym wieku i dopiero przyszłość miała mi pokazać czy była to trafiona decyzja. Nie, nie chciałam pójść w ślady matki i być pełnoetatową modelką. Nie chciałam być też kimś w rodzaju Influencerki. Cieszyły mnie pozytywne opinie na mój temat, ale chciałam zachować swoją strefę komfortu tylko dla siebie oraz bliskich mi osób. Wiedziałam, że nadchodzący wywiad dla Club del Deportista bardzo mi pomoże przekazać to światu.
Gdy woda ostygła, wyszłam ostrożnie z wanny owijając swoje ciało puchowym ręcznikiem. Stąpając bosymi stopami po podłodze, przy okazji zostawiając na niej mokre ślady, udałam się do małego salonu połączonego z kuchnią. Z daleka dostrzegłam jak mój telefon migocze informując, że ktoś próbował się ze mną skontaktować. Zaśmiałam się pod nosem przeczuwając, że była to Daniela chcąca przekazać mi to, czego przy rodzicach wolała nie robić. Wyciągnęłam z uszu słuchawki, a do ręki chwyciłam telefon. Odblokowałam go i zerknęłam w ostatnie połączenia. Zamarłam, a moje ciało zadrżało. O mało co nie wypuściłam urządzenia z rąk.
- Pedro? - szepnęłam marszcząc czoło. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami nie wierząc to co widzę. To było po prostu niemożliwe. Mój wzrok musiał się nagle pogorszyć albo chłopak popełnił błąd wybierając mój numer. A co jeśli zasnęłam w wannie, a podświadomość zrobiła mi cholernie nieśmiesznego psikusa? Dla pewności uszczypnęłam się w udo. Syknęłam pod nosem bo zabolało.
Wstawałam z kanapy nerwowo przechadzając się po salonie. W głowie miałam totalny mętlik. Dlaczego to zrobił? Czy chciał ze mną porozmawiać? A jeśli tak, to o czym? Dlaczego nie usunął mojego numeru? Pff! Głupia idiotko, ty też tego nie zrobiłaś! To bez znaczenia, że znałaś ciąg tych kilku cyfr na pamięć!
Musiał się pomylić. Tak, to była na pewno pomyłka. Przecież minął rok. A sytuacja w Londynie? To było tylko kilka nieznaczących sekund po których zniknął. Może nawet mnie nie poznał! Tsaa, jasne. A ten błysk w jego oczach? Musiałam sobie to wmówić. Zresztą, było to miesiąc temu! Dlaczego nagle teraz chciałby się ze mną skontaktować? Przecież jest jeszcze w Japonii! Może to jakieś wyzwanie w stylu "telefon do swojej byłej". Znasz go Martina, nigdy by Ci tego nie zrobił.
Nerwowo zaczęłam obgryzać paznokcia na kciuku. Może powinnam oddzwonić? Może to było coś ważnego? Z drugiej strony, gdyby tak było to spróbowałby skontaktować się ze mną jeszcze raz, prawda? Do cholery jasnej dlaczego wybrał sobie moment gdy nie mogłam usłyszeć dźwięku telefonu?! Po jaką cholerę w ogóle brałam tą kąpiel?!
Odłożyłam telefon na stolik, wcześniej dokładnie sprawdzając czy bateria jest w pełni naładowana, a zasięg idealny. Postanowiłam zaczekać. Szybko założyłam na siebie dresy, a włosy związałam w koka. Postanowiłam dać mu czas do jutrzejszego poranka. Jeśli nie zadzwoni, zrobię to sama. Musiałam się dowiedzieć co go skłoniło do wybrania mojego numeru. Wiedziałam, że bez odpowiedzi będę się tym zadręczać przez najbliższy czas.
Myślałam, że nie zasnę, ale o dziwo odpłynęłam na niewygodnej do spania kanapie. Poskutkowało to tym, że rano byłam cała obolała. Przez chwilę nawet nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Gdy do mojej świadomości zawitała ta najważniejsza informacja, nie zważając na ból w karku, zerwałam się chwytając do ręki telefon. Z mocno bijącym sercem przejrzałam wszystkie powiadomienia doznając poczucia rozczarowania. Nic. Cisza. Teraz miał nastąpić mój krok.
Załączyłam ekspres zastanawiając się nad tym co mu powiedzieć. Nie chciałam wyjść na zdesperowaną czy też nachalną. Ale przecież musiał istnieć jakiś powód dla którego próbował się do mnie dodzwonić. Zanim więc wybrałam jego numer chciałam się upewnić gdzie obecnie się znajduje. Kto wie, może był w tym momencie w samolocie lecącym do Hiszpanii?
Dzięki niezawodnemu internetowi dowiedziałam się, że piłkarze mieszkający w Katalonii wylądowali już dwie godziny temu na lotnisku w Barcelonie. Niezawodni paparazzi uwiecznili ten moment nawet w takiej chwili nie dając im wytchnąć. Przyjrzałam się zmęczonej twarzy Pedro próbując cokolwiek z niej wyczytać. Uśmiechnęłam się na widok Fernando odbierającego od niego bagaż. Nie zmienił się w ogóle, choć miałam nadzieję, że jego gust dotyczący kobiet uległ poprawie. Nie zniosłabym myśli, że taka toksyczna osoba jak Giana nadal przebywała w towarzystwie Pedro.
Uśmiech zamarł mi na ustach dostrzegając na kolejnym zdjęciu nieznaną mi dziewczynę, która obejmowała młodszego z braci. Najwidoczniej byłam jedyną osobą na świecie, która nie kojarzyła jej twarzy i nazwiska ponieważ kątem oka dostrzegłam link do starszego artykułu na jej temat. Z lekko trzęsącą się ręką nacisnęłam na niego.

Pedri Gonzalez i Lieke Martens? Barcelońska miłość?
Co łączy piłkarza i piłkarkę FC Barcelony oprócz talentu i miłości do tego samego klubu? Czy to przyjaźń, czy może coś więcej? W ostatnich tygodniach owa dwójka była dość często widziana w swoim towarzystwie. Wspólnie przyjeżdżają na treningi, oraz je opuszczają ...


Do artykułu dołączone były zdjęcia jeszcze z poprzedniego sezonu. Jak mogłam ich wcześniej nie dostrzec? Przecież od czasu do czasu sprawdzałam co u niego słychać. Guła w moim gardle z każdym słowem oraz z każdą kolejną fotografią się powiększała. Jak mogłam być aż tak naiwna wierząc, że on również za mną tęsknił? Że o mnie myślał? Że chciał się ze mną skontaktować? Przecież miał u boku śliczną dziewczynę z którą tak wiele go dzieliło. To połączenie musiało być pomyłką. Przecież od samego początku to wiedziałam ...
Z ogromną irytacją rzuciłam telefonem przed siebie obserwując jak rozbija się o ścianę na kilka maleńkich kawałeczków podobnie jak moje serce, które w ciągu tych kilku naiwnych godzin zdążyło się zrosnąć i bić tym samym rytmem co jeszcze rok temu.

***



1 komentarz:

  1. Rok... Niby dużo, a jednak mało. Przez ten czas wiele zmieniło się w życiu Martiny i Pedriego. Dziewczyna odważyła się spełnić swoje marzenie i otworzyła własną firmę, gdzie czuje się jak ryba w wodzie. A Pedro... Pedro wdarł się przebojem do Barcelony, choć już w tak młodym wieku musiał poznać gorycz porażki. Ale oboje nie zapomnieli o sobie, bo uczucie, które ich połączyło było zbyt silne. Martina co jakiś czas sprawdzała informacje o nim, drżała, gdy dowiedziała się, że nadmiernie go eksploatują. To normalne, gdy na kimś nam zależy. A Pedro... Ten telefon nie mógł być przypadkowy! W takiej chwili myślał tylko o Martinie i o tym, by usłyszeć jej głos. Jaka szkoda, że tak to się potoczyło! A kiedy dziewczyna zebrała się na odwagę, by oddzwonić, informacja o domniemanym związku ukochanego z inną, przekreśliła wszystkie plany.
    Luis Figo wygrał ten rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń