- Martina!
Szybkim krokiem przemierzałam boczne uliczki Tegueste ocierając nieznośne łzy spływające po moich policzkach. Sama już nie wiedziałam co czułam. To była jedna wielka mieszanka złości, frustracji i rozpaczy. Wiedziałam doskonale z jakiego powodu twarz mojego ojca została oszpecona, ale na litość boską! To był mój tata! Nie sądziłam, że rodzina Pedro należy do tych ludzi, którzy dumę kibica przekładają nad zwykłe człowieczeństwo. Moje serce niczym strzała przeszyła myśl, że on również mógł taki być. Cóż za ironia losu, jeszcze kilka dni temu niczym rycerz chciał stanąć w obronie Stelli, której właśnie z tego powodu sprawiono przykrość. Czy gdyby znał wówczas prawdę kiwnąłby chociażby palcem? Zacisnęłam pięści czując ból paznokci wbijających się w wewnętrzną część dłoni. Za wszelką cenę chciałam dać upust tym negatywnym emocjom.
- Martina, poczekaj do cholery! - Pedro chwycił mój nadgarstek, zatrzymując przy tym mój szybki marsz i jednym ruchem odwrócił ku siebie. Spuściłam głowę nie chcąc patrzeć w jego oczy. Przeraźliwie bałam się, że zobaczę w nich odrazę i nienawiść. - Spójrz na mnie. - wręcz rozkazał. Pokręciłam przecząco głową czując gułę w swoim gardle. - To może mi chociaż wytłumaczysz o co w tym wszystkim chodzi? - wyczułam w jego głowie napięcie i złość. Miałam ochotę prychnąć z ironią.
- Nie jestem tu mile widziana. To wszystko. - wzruszyłam ramionami wpatrując się jak natchniona w dziurawy chodnik.
- Dlaczego tak mówisz? To nie jest prawda.
- Nie? - prychnęłam ironicznie. - A co mam powiedzieć twoim rodzicom? - frustracja dodała mi odwagi, więc uniosłam twarz. - Dzień dobry? Nazywam się Martina Figo Svedin i tak, jestem córką Luisa Figo, choć państwo zapewne kojarzą go z innych określeń? Bardzo mnie ciekawi jakich państwo używaliście, bądź nadal używacie bo repertuar był na prawdę prze bogaty. Czy był to zdrajca? Judasz? Sprzedawczyk? Frajer czy skurwysyn?
- Martina ... - brunet zacisnął swoje powieki.
- Oh, a moja mama to Helen Svedin! Tak, ta sama którą nazywano dziwką. - mój głos łamał się z każdym słowem jednak brnęłam w to dalej chcąc wyrzucić z siebie cały nagromadzony żal. - Była nawet taka słynna przyśpiewka, na pewno musicie ją kojarzyć. "Figo, frajerze, każdy twoją żonę bierze"! - załkałam kładąc dłoń na ustach. Po latach bardziej przyglądnęłam się tej sytuacji, i choć czytanie o tym sprawiało mi przykrość, nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie jak podle mogła czuć się moja mama. Do dzisiaj.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? - spytał patrząc na mnie z bólem w oczach. Chciał wyciągnął ku mnie dłonie, ale ostatecznie, ku mojej rozpaczy, je cofnął.
- A czy zmieniłoby to coś? - poczułam jak zaczynam się lekko trząść mimo wysokiej temperatury powietrza. Moment gdy siedzieliśmy na placu kościelnym, wydał mi się tak odległy, jakby wydarzył się w poprzednim życiu. Miałam ochotę potrząsnąć chłopakiem, aby znów spojrzał na mnie z takim uczuciem jak wtedy. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że w ciągu kilku sekund zmieniłam się dla niego nie do poznania. Jakby co najmniej przyczepiono mi tą wstrętną karykaturę do czoła! Milczał, aby po chwili nerwowo przeczesać swoje włosy. - Giana miała rację. - zrobiłam krok w tył. - Bałbyś się, że mogę Cię zdradzić tak jak mój ojciec zdradził klub.
- O czym ty mówisz? - zmarszczył swoje brwi. - Oczywiście, że nie! To chodzi o coś kompletnie innego. Figo ... znaczy, twój ojciec ... złamał serca wielu kibicom ...
- Czyli moje serce się nie liczy, tak?
- Sęk w tym, że twoje liczy się tu najbardziej. - westchnął ciężko. - Myślisz, że przyjemnie mi się tu stoi i patrzy na twoje łzy? Dlaczego z niczym się nie zdradziłaś?
- Chciałam żebyś poznał go osobiście. - pociągnęłam nosem. - Chciałam żeby opowiedział Ci swoją wersję wydarzeń. Chciałam, żebyś sam ocenił jakim jest człowiekiem. To prawda, popełnił wiele błędów będąc pod ogromną presją, której nigdy nie zrozumiesz i mam nadzieję nigdy nie doświadczysz. Żałował wielu rzeczy, ale jego wyrzuty sumienia wyparowały z chwilą gdy zaczęto wyzywać jego żonę i wyśmiewać, że Daniela nie jest jego córką. Żaden sport nie jest tego wart!
- Rozumiem, ja na prawdę to rozumiem, ale ...
- Co byś zrobił gdybym Ci od razu powiedziała? Kazałbyś im ściągnąć to zdjęcie czy w ogóle nie doszlibyśmy do tego momentu? - zacisnął swoje wargi w cienką linię. - Nigdy nie zaprosiłbyś mnie na tamtą wycieczkę, prawda?
- Nie wiem. - położył dłonie na biodrach i spojrzał w górę szukając odpowiedzi pomiędzy pojedynczymi obłokami. - Boże, ja na prawdę nie wiem! Mam wrażenie, że stoję pod ścianą i cokolwiek powiem albo zrobię to i tak dosięgnie mnie kula. - wbił we mnie swoje zamglone spojrzenie. - Nigdy nie kłamałem. Ani przez sekundę. Zależy mi na tobie tak bardzo, że przeraża mnie myśl iż moje marzenie może Cię zniszczyć. Przeraża mnie wizja, że może znaleźć się ktoś kto mógłby Cię zaatakować tak jak wcześniej twoją matkę.
- Boisz się, że będę dla Ciebie kulą u nogi.
- To nie ty jesteś problemem. - pokręcił głową.
- Tylko moje nazwisko. - szepnęłam pocierają swoje ramiona. - To miałam na myśli mówiąc, że nie jestem odpowiednia. Będę na nich wszystkich działać jak płachta na byka. Katalońskie media, kibice, ludzie pracujący w klubie, kto wie czy i nie piłkarze ... w chwili gdy będziesz chciał sportowo udowodnić światu, że należy Ci się miejsce w składzie, oni niesprawiedliwie będą mówić o moim ojcu. Możesz zaprzeczać, ale widzę prawdę w twoich oczach. Już teraz patrzysz na mnie inaczej, z dystansem. Widzisz go we mnie!
- Dziwisz mi się? - parsknął nerwowo. - A ty jak na mnie patrzysz? Z niechęcią jakbym co najmniej to ja był tą osobą, która rzuciła w twojego ojca świńskim łbem. Naskakujesz na moich rodziców chociaż nawet ich nie poznałaś tylko uciekłaś!
- Czyli już wiesz jak to boli, prawda? - zironizowałam.
- Dla twojej świadomości ... nigdy nie usłyszałem z ich ust obraźliwego słowa o twoim ojcu. Owszem, mój własny nie raz dyskutował na ten temat z innymi i czuł się rozczarowany, ale jest ponad takie zachowanie. A moja matka ma gdzieś to wszystko. Interesuje się piłką nożną tylko ze względu na mnie. - syknął wściekle przez zęby. - Gdybyś odważyła się stanąć z nimi twarzą w twarz to byś się o tym przekonała. Myślę nawet, że byłoby im przed tobą wstyd!
- Do tej pory im nie było wstyd? - założyłam ręce na piersi spoglądając na niego z wyzwaniem. - Przecież to ich pub.
- To miejsce należy do wszystkich kibiców FC Barcelony na Teneryfie. - westchnął ciężko. - Tak chciał mój dziadek. Takie hasła czy karykatury to normalna rzecz w kibicowskich pubach. Wejdź do pierwszego lepszego w Madrycie i zobaczysz, że poematów na temat Barcy tam nie znajdziesz!
- Patrzyłbyś na to inaczej gdyby chodziło o twojego ojca! - prychnęłam. - Boisz się, że ktoś mnie słownie skrzywdzi, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że właśnie tacy ludzie odwiedzają wasz pub? Do tej pory byłeś cholernie z tego dumny!
- A ty jesteś dumna z tego jak zachował się twój ojciec?! - odpyskował wściekle. Uchyliłam z wrażenia usta nie spodziewając się takiego tonu po nim. - Że ważniejsze były dla niego pieniądze od pewnych wartości?! Czy zbyt wygodnie prowadzi Ci się tatusiowe Audi żeby to dostrzec?! - w ułamku sekundy poczułam piekący ból na wewnętrznej części mojej dłoni. Zszokowana spojrzałam jak Pedro z niedowierzaniem trzyma się za swój zaczerwieniony policzek. Przeniosłam wzrok na trzęsącą się rękę. Boże, nie zrobiłam tego! Nie mogłam!
- Pedro, ja ... przepraszam! Ja ... - czułam jak zaczyna mi brakować tlenu w płucach. Z moich oczu wypłynęła kolejna porcja łez, choć jeszcze przed chwilą sądziłam, że mój zapas się wyczerpał. - Ja nie chciałam ... Boże, co ja zrobiłam! - zakryłam usta dłońmi.
- Spoko, należało mi się. - mruknął beznamiętnie pocierając bolące miejsce. Zacisnął szczękę nawet na mnie nie patrząc. - Odprowadzę Cię na prom. Tak będzie najlepiej. - odchrząknął.
- Ja ... nie musisz. - wyjąkałam.
- Jak chcesz. - rzucił obojętnie odwracając się na pięcie. Moje serce wręcz rozdzierał ból gdy odprowadzałam go wzrokiem. Szedł smętnie przed siebie z dłońmi w kieszeniach i z lekko zgarbioną sylwetką. Nie odwrócił się ani razu choć jak naiwna idiotka czekałam na to ze wstrzymanym oddechem. Sama również nie potrafiłam go zatrzymać. Gdy zniknął za rogiem z moich ust wydobył się szloch. Z nienawiścią spojrzałam na dłoń, którą miałam ochotę odciąć sobie w tym momencie.
Szybkim krokiem przemierzałam boczne uliczki Tegueste ocierając nieznośne łzy spływające po moich policzkach. Sama już nie wiedziałam co czułam. To była jedna wielka mieszanka złości, frustracji i rozpaczy. Wiedziałam doskonale z jakiego powodu twarz mojego ojca została oszpecona, ale na litość boską! To był mój tata! Nie sądziłam, że rodzina Pedro należy do tych ludzi, którzy dumę kibica przekładają nad zwykłe człowieczeństwo. Moje serce niczym strzała przeszyła myśl, że on również mógł taki być. Cóż za ironia losu, jeszcze kilka dni temu niczym rycerz chciał stanąć w obronie Stelli, której właśnie z tego powodu sprawiono przykrość. Czy gdyby znał wówczas prawdę kiwnąłby chociażby palcem? Zacisnęłam pięści czując ból paznokci wbijających się w wewnętrzną część dłoni. Za wszelką cenę chciałam dać upust tym negatywnym emocjom.
- Martina, poczekaj do cholery! - Pedro chwycił mój nadgarstek, zatrzymując przy tym mój szybki marsz i jednym ruchem odwrócił ku siebie. Spuściłam głowę nie chcąc patrzeć w jego oczy. Przeraźliwie bałam się, że zobaczę w nich odrazę i nienawiść. - Spójrz na mnie. - wręcz rozkazał. Pokręciłam przecząco głową czując gułę w swoim gardle. - To może mi chociaż wytłumaczysz o co w tym wszystkim chodzi? - wyczułam w jego głowie napięcie i złość. Miałam ochotę prychnąć z ironią.
- Nie jestem tu mile widziana. To wszystko. - wzruszyłam ramionami wpatrując się jak natchniona w dziurawy chodnik.
- Dlaczego tak mówisz? To nie jest prawda.
- Nie? - prychnęłam ironicznie. - A co mam powiedzieć twoim rodzicom? - frustracja dodała mi odwagi, więc uniosłam twarz. - Dzień dobry? Nazywam się Martina Figo Svedin i tak, jestem córką Luisa Figo, choć państwo zapewne kojarzą go z innych określeń? Bardzo mnie ciekawi jakich państwo używaliście, bądź nadal używacie bo repertuar był na prawdę prze bogaty. Czy był to zdrajca? Judasz? Sprzedawczyk? Frajer czy skurwysyn?
- Martina ... - brunet zacisnął swoje powieki.
- Oh, a moja mama to Helen Svedin! Tak, ta sama którą nazywano dziwką. - mój głos łamał się z każdym słowem jednak brnęłam w to dalej chcąc wyrzucić z siebie cały nagromadzony żal. - Była nawet taka słynna przyśpiewka, na pewno musicie ją kojarzyć. "Figo, frajerze, każdy twoją żonę bierze"! - załkałam kładąc dłoń na ustach. Po latach bardziej przyglądnęłam się tej sytuacji, i choć czytanie o tym sprawiało mi przykrość, nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie jak podle mogła czuć się moja mama. Do dzisiaj.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? - spytał patrząc na mnie z bólem w oczach. Chciał wyciągnął ku mnie dłonie, ale ostatecznie, ku mojej rozpaczy, je cofnął.
- A czy zmieniłoby to coś? - poczułam jak zaczynam się lekko trząść mimo wysokiej temperatury powietrza. Moment gdy siedzieliśmy na placu kościelnym, wydał mi się tak odległy, jakby wydarzył się w poprzednim życiu. Miałam ochotę potrząsnąć chłopakiem, aby znów spojrzał na mnie z takim uczuciem jak wtedy. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że w ciągu kilku sekund zmieniłam się dla niego nie do poznania. Jakby co najmniej przyczepiono mi tą wstrętną karykaturę do czoła! Milczał, aby po chwili nerwowo przeczesać swoje włosy. - Giana miała rację. - zrobiłam krok w tył. - Bałbyś się, że mogę Cię zdradzić tak jak mój ojciec zdradził klub.
- O czym ty mówisz? - zmarszczył swoje brwi. - Oczywiście, że nie! To chodzi o coś kompletnie innego. Figo ... znaczy, twój ojciec ... złamał serca wielu kibicom ...
- Czyli moje serce się nie liczy, tak?
- Sęk w tym, że twoje liczy się tu najbardziej. - westchnął ciężko. - Myślisz, że przyjemnie mi się tu stoi i patrzy na twoje łzy? Dlaczego z niczym się nie zdradziłaś?
- Chciałam żebyś poznał go osobiście. - pociągnęłam nosem. - Chciałam żeby opowiedział Ci swoją wersję wydarzeń. Chciałam, żebyś sam ocenił jakim jest człowiekiem. To prawda, popełnił wiele błędów będąc pod ogromną presją, której nigdy nie zrozumiesz i mam nadzieję nigdy nie doświadczysz. Żałował wielu rzeczy, ale jego wyrzuty sumienia wyparowały z chwilą gdy zaczęto wyzywać jego żonę i wyśmiewać, że Daniela nie jest jego córką. Żaden sport nie jest tego wart!
- Rozumiem, ja na prawdę to rozumiem, ale ...
- Co byś zrobił gdybym Ci od razu powiedziała? Kazałbyś im ściągnąć to zdjęcie czy w ogóle nie doszlibyśmy do tego momentu? - zacisnął swoje wargi w cienką linię. - Nigdy nie zaprosiłbyś mnie na tamtą wycieczkę, prawda?
- Nie wiem. - położył dłonie na biodrach i spojrzał w górę szukając odpowiedzi pomiędzy pojedynczymi obłokami. - Boże, ja na prawdę nie wiem! Mam wrażenie, że stoję pod ścianą i cokolwiek powiem albo zrobię to i tak dosięgnie mnie kula. - wbił we mnie swoje zamglone spojrzenie. - Nigdy nie kłamałem. Ani przez sekundę. Zależy mi na tobie tak bardzo, że przeraża mnie myśl iż moje marzenie może Cię zniszczyć. Przeraża mnie wizja, że może znaleźć się ktoś kto mógłby Cię zaatakować tak jak wcześniej twoją matkę.
- Boisz się, że będę dla Ciebie kulą u nogi.
- To nie ty jesteś problemem. - pokręcił głową.
- Tylko moje nazwisko. - szepnęłam pocierają swoje ramiona. - To miałam na myśli mówiąc, że nie jestem odpowiednia. Będę na nich wszystkich działać jak płachta na byka. Katalońskie media, kibice, ludzie pracujący w klubie, kto wie czy i nie piłkarze ... w chwili gdy będziesz chciał sportowo udowodnić światu, że należy Ci się miejsce w składzie, oni niesprawiedliwie będą mówić o moim ojcu. Możesz zaprzeczać, ale widzę prawdę w twoich oczach. Już teraz patrzysz na mnie inaczej, z dystansem. Widzisz go we mnie!
- Dziwisz mi się? - parsknął nerwowo. - A ty jak na mnie patrzysz? Z niechęcią jakbym co najmniej to ja był tą osobą, która rzuciła w twojego ojca świńskim łbem. Naskakujesz na moich rodziców chociaż nawet ich nie poznałaś tylko uciekłaś!
- Czyli już wiesz jak to boli, prawda? - zironizowałam.
- Dla twojej świadomości ... nigdy nie usłyszałem z ich ust obraźliwego słowa o twoim ojcu. Owszem, mój własny nie raz dyskutował na ten temat z innymi i czuł się rozczarowany, ale jest ponad takie zachowanie. A moja matka ma gdzieś to wszystko. Interesuje się piłką nożną tylko ze względu na mnie. - syknął wściekle przez zęby. - Gdybyś odważyła się stanąć z nimi twarzą w twarz to byś się o tym przekonała. Myślę nawet, że byłoby im przed tobą wstyd!
- Do tej pory im nie było wstyd? - założyłam ręce na piersi spoglądając na niego z wyzwaniem. - Przecież to ich pub.
- To miejsce należy do wszystkich kibiców FC Barcelony na Teneryfie. - westchnął ciężko. - Tak chciał mój dziadek. Takie hasła czy karykatury to normalna rzecz w kibicowskich pubach. Wejdź do pierwszego lepszego w Madrycie i zobaczysz, że poematów na temat Barcy tam nie znajdziesz!
- Patrzyłbyś na to inaczej gdyby chodziło o twojego ojca! - prychnęłam. - Boisz się, że ktoś mnie słownie skrzywdzi, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że właśnie tacy ludzie odwiedzają wasz pub? Do tej pory byłeś cholernie z tego dumny!
- A ty jesteś dumna z tego jak zachował się twój ojciec?! - odpyskował wściekle. Uchyliłam z wrażenia usta nie spodziewając się takiego tonu po nim. - Że ważniejsze były dla niego pieniądze od pewnych wartości?! Czy zbyt wygodnie prowadzi Ci się tatusiowe Audi żeby to dostrzec?! - w ułamku sekundy poczułam piekący ból na wewnętrznej części mojej dłoni. Zszokowana spojrzałam jak Pedro z niedowierzaniem trzyma się za swój zaczerwieniony policzek. Przeniosłam wzrok na trzęsącą się rękę. Boże, nie zrobiłam tego! Nie mogłam!
- Pedro, ja ... przepraszam! Ja ... - czułam jak zaczyna mi brakować tlenu w płucach. Z moich oczu wypłynęła kolejna porcja łez, choć jeszcze przed chwilą sądziłam, że mój zapas się wyczerpał. - Ja nie chciałam ... Boże, co ja zrobiłam! - zakryłam usta dłońmi.
- Spoko, należało mi się. - mruknął beznamiętnie pocierając bolące miejsce. Zacisnął szczękę nawet na mnie nie patrząc. - Odprowadzę Cię na prom. Tak będzie najlepiej. - odchrząknął.
- Ja ... nie musisz. - wyjąkałam.
- Jak chcesz. - rzucił obojętnie odwracając się na pięcie. Moje serce wręcz rozdzierał ból gdy odprowadzałam go wzrokiem. Szedł smętnie przed siebie z dłońmi w kieszeniach i z lekko zgarbioną sylwetką. Nie odwrócił się ani razu choć jak naiwna idiotka czekałam na to ze wstrzymanym oddechem. Sama również nie potrafiłam go zatrzymać. Gdy zniknął za rogiem z moich ust wydobył się szloch. Z nienawiścią spojrzałam na dłoń, którą miałam ochotę odciąć sobie w tym momencie.
*
- Przyjadę do Ciebie. - zmartwiona Daniela spoglądała na moją zapłakaną twarz z ekranu laptopa.
- Niepotrzebnie. Jutro wieczorem mam samolot do Madrytu. - wytarłam rękawem bluzy mokre policzki choć było to bez sensu ponieważ kolejna fala zbliżała się nieubłaganie. - Mogłabyś mnie odebrać? Tata od razu zorientuje się, że coś jest nie tak.
- Oczywiście bąbelku. - uśmiechnęła się smutno. - Ale przestań już płakać. Trudno, stało się. Zobaczysz, emocje opadną i jakoś się dogadacie. - zaczęła mnie pocieszać.
- Uderzyłaś kiedyś Beltrana? - szepnęłam skubiąc rękaw.
- A bo to nie raz dostał ode mnie w tą pustą łepetynę? - zaśmiała się, ale widząc moją minę momentalnie spoważniała. - Martina, on doskonale wie, że Cię sprowokował. - westchnęła. - Ani on tak nie myślał, ani ty nie chciałaś go uderzyć. Emocje was poniosły bo nie wiecie jak odnaleźć się w tej nieoczekiwanej rzeczywistości.
- Co nie zmienia faktu, że podniosłam na niego rękę. - pociągnęłam nosem. - Sama go sprowokowałam do tych słów, a potem niesprawiedliwie i okrutnie ukarałam. Jestem taką idiotką! - szarpnęłam za swoje włosy. - Mogłam też się ugryźć w język, ale zalała mnie tak ogromna fala frustracji ... ugh, dlaczego los jest dla mnie tak niesprawiedliwy? Wiedziałam, że to wszyscy było zbyt idealne. Czułam to!
- Martina, nie ma związku idealnego. Są kłótnie, ciche dni i rzucanie w siebie czym popadnie. To taki test ...
- Nie. - przerwałam jej kręcąc głową. - To coś zupełnie innego. W jego oczach dostrzegłam zawahanie. Odkąd dowiedział się o naszym ojcu patrzy na mnie inaczej. Ma wątpliwości dotyczące naszego związku. A ja nie chcę żeby miał wątpliwości! - sięgnęłam po kolejną partię chusteczek, aby zatamować powódź wydobywającą się z moich oczu.
- Przecież to z tobą jest, a nie z naszym ojcem. - Daniela przewróciła swoimi oczami.
- Zapominasz, że nasz ojciec jest wrogiem numer jeden w Barcelonie? I choćby nie wiem jak niedorzecznie to zabrzmiało, to my również. - wskazałam palcem najpierw na siebie, a później na nią. Z ust mojej siostry wydobyło się ironiczne "auć". - Reakcja Giany była dość wymowna. Moja osoba będzie mu tylko przeszkadzać! - jęknęłam.
- Czy ty z nim już zerwałaś?
- Oczywiście, że nie! Po prostu rozumiem jak to wygląda z jego punktu widzenia. Ufam, że mu na mnie zależy, ale z drugiej strony ma świadomość tego jaką łatkę mu przyczepią pierwszego dnia. "Zięć Figo" wcale nie jest miłym określeniem w Katalonii!
- Nikt nie musi wiedzieć.
- Wystarczy, że Giana wie. - syknęłam.
- To jego przyjaciółka! Nie zależy jej na ...
- Nie, to zapatrzona w siebie egoistka! - przerwałam jej czując jak podnosi mi się ciśnienie na samą myśl o dziewczynie. - Gdyby na prawdę była jego przyjaciółką to powiedziała by mu całą prawdę wcześniej, a nie robiła z tego komiczne według jej gustu przedstawienie. Wykorzystała go, żeby dopiec mi! Własnego przyjaciela!
- Fakt, to było słabe z jej strony. - przyznała. - Myślisz, że ... sprzedałaby go?
- Po dzisiejszym dniu jestem tego pewna.
- Może tata powinien z nim porozmawiać?
- Oszalałaś?! - pisnęłam. - To nie dziewiętnasty wiek, a ja nie jestem w ciąży! Ostatnie czego sobie życzę to rodziców wtrącających się w moje życie miłosne.
- Wyobrażasz sobie reakcję taty na widok Pedro w naszych drzwiach? - zakryła usta dłonią gdy wydobył się z nich chichot. - Powiedziałby, że najpierw ja przyprowadziłam księcia, a teraz ty nowy nabytek Barcy i że na pewno czyhamy na jego majątek doprowadzając go naszymi wyborami do zawału. Dodałby iż najlepiej by było, aby Stella okazała się być lesbijką bądź fanatyczną feministką, a ostatecznie i tak by stwierdził, że woli twojego ukochanego bo przynajmniej wie czym jest spalony.
- Na prawdę myślisz, że by go polubił?
- Nie znasz Luisa? Byłby nim zachwycony! - uśmiechnęłam się co odwzajemniłam. Daniela zawsze potrafiła poprawić mi humor. - Wracając jeszcze do pewnej kwestii ... mam nadzieję, że posłuchałaś moich rad i opcja z dziewiętnastym wiekiem nie wchodzi w rachubę?
- Z biologicznego punktu widzenia jest to niemożliwe. - mruknęłam czując iż czerwienię się niczym walentynkowa róża. - My ... uczymy się siebie nawzajem. Pedro nie naciska i mnie słucha. - odchrząknęłam zawstydzona.
- Pewnie paluszki ma zwinne, co?
- Daniela! - syknęłam.
- Ok! - uniosła ręce ku górze poddając się. - Czyli ma. - szepnęła pod nosem dostając w zamian mordercze spojrzenie. Tą jakże bezsensowną dyskusję przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Nerwowo zerknęłam na mój telefon. - Pedro?
Przełknęłam ciężko ślinę wchodząc w wiadomość.
Pedrito : "Jutro o drugiej przyjdę po moje rzeczy. Porozmawiamy?"
Ja: "Tak. Będę czekać"
Pedrito :"Ok"
- Mam wrażenie, że rozmawiam z kimś obcym.
- Witaj w świecie "cichych dni".
*
Nerwowo skubałam skórkę przy kciuku spoglądając przez kuchenne okno na podjazd. Pedro powinien być tu lada chwila, ale ja nie czułam przyjemnego podekscytowania z tym związanego, a ogromny stres, który przenikał mnie wskroś. Jak mogliśmy do tego dopuścić? Jak ja mogłam do tego dopuścić? Nie miałam pojęcia czy będę potrafiła spojrzeć mu w oczy po tym, co zrobiłam, skoro własne odbicie w lustrze mnie dobijało. Całą noc zastanawiałam się co mam mu powiedzieć. Jak przeprosić. Ani przez chwilę nie zmrużyłam oka analizując klatka po klatce wydarzenia z Teneryfy. Zirytowana opuściłam dziwnie chłodne łóżko, które od kilku dniu dzieliłam z Pedro, zabierając się za pakowaniem swoich rzeczy. Pozbierałam również te należące do chłopaka starannie wkładając je do sportowej torby. Choć to naiwne, brałam do ręki każdą koszulkę i bluzę przykładając do swojej twarzy. Uwielbiałam zapach jego morskich perfum, który wywoływał w moim podbrzuszu przyjemne łaskotanie. Wspominałam nasze piękne chwile pragnąc, abyśmy mieli szansę dołożyć do wspólnej kolekcji o wiele więcej z nich.
Żałowałam że nie naciskałam Pedro na wyznanie mi wcześniej prawdy. Pochłonięta zauroczeniem, a następnie początkami prawdziwego uczucia nawet nie zauważyłam, że stworzyliśmy własną bańkę w której się schroniliśmy nie zdając sobie sprawy, że w końcu może ona pęknąć. Byliśmy tylko my, a świat wokół nie istniał. Bez znaczenia była dla mnie jego profesja czy stan konta. Bez znaczenia było dla mnie również to, że będzie piłkarzem FC Barcelony. Kompletnie nie przykładałam wagi do piłkarskiej rywalizacji i nie rozumiałam kibicowania "na śmierć i życie" co dość często doprowadzało do niebezpiecznych sytuacji. Ustawki, kamienie rzucane w okna autokaru z zawodnikami, rasistowkie przyśpiewki, niebezpieczne przedmioty ciskane w stronę murawy, obelgi w stronę rodzin piłkarzy ... to wszystko nie miało nic wspólnego ze wspieraniem ukochanego klubu, a zaczynało się od tych najmniejszych rzeczy jak chociażby wyszukane karykatury. Wiedziała, że Pedro tego nie zrozumie i szczerze mówiąc nie chciałam, aby kiedykolwiek poczuł to na własnej skórze. Chciałam, aby cieszył się tą piękną stroną piłki nożnej i swoim marzeniem, które miało lada chwila się spełnić.
Żałowałam, że wcześniej nie wyznałam mu prawdy o sobie, choć zrobiłam to z tych samych pobudek co on. Nie łatwo jest być córką legendy piłki nożnej i być ocenianą z góry z tego powodu. Miałam znajomych, ale prawdziwymi przyjaciółkami mogłam nazwać jedynie swoje siostry. W życiu spotkałam wielu ludzi, którzy nie zagościli w nim na długo, przede wszystkim dlatego, że widzieli we mnie "córkę Figo", a nie "Martinę". Z czasem zaczęłam używać nazwiska mojej matki i ukrywać kto jest moim ojcem, choć absolutnie nie robiłam tego ze wstydu tylko ochrony przed ocenieniem z góry. Nie chciałam na starcie mieć przyczepionej łatki. Tak samo było z potencjalnymi chłopakami, którzy do tej pory dzielili się na dwa rodzaje. Na tych, których bardziej fascynowała osoba mojego ojca niż ja sama, i prawdopodobnie na sympatykach Barcelony, którzy po usłyszeniu mojego nazwiska woleli się wycofać z kpiną na ustach. Z Pedro miało być inaczej jednak życie kolejny raz wylało na mnie kubeł zimnej wody.
Zamarłam dostrzegając znajomą sylwetkę przechodzącą przez bramkę. Pospiesznie oderwałam się od okna kierując swoje kroki ku drzwiom wejściowym. Zanim nacisnęłam klamkę, nie czekając nawet na dzwonek, wzięłam kilka głębszych oddechów. Stanęłam w progu gdy Pedro pokonywał ostatni schodek. Spojrzeliśmy na siebie nie wiedząc co powiedzieć, ani jak się zachować. Zakuło mnie w sercu na widok jego podkrążonych oczu. Swoje własne zatuszowałam z samego rana. Wzrok chłopaka zsunął się na podłogę w stronę sportowej torby, która była jego własnością.
- Wejdziesz? - spytałam niepewnie.
- Mogliśmy porozmawiać tutaj? - wskazał na schody na których po chwili ciężko usiadł. Niepewnie uczyniłam to samo obserwując jego skupiony profil. Wpatrywał się w nieznany punkt przed sobą milcząc przez chwilę jak zaklęty. Ostatecznie przetarł dłońmi swoją twarz i uraczył mnie swoim spojrzeniem. Ale nie takim na jaki liczyłam. Zamrugałam powiekami czując napływające do oczu łzy. - Przepraszam za tamte słowa. Wcale tak nie myślałem. Zasłużyłem na ... - wskazał na swój policzek. - Sprowokowałem Cię i obraziłem. A potem zostawiłem samą w obcym mieście. - zacisnął szczękę kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Pedro. - dotknęłam niepewnie jego dłoni, która chwilę wcześniej stała się pięścią. - Nie przepraszaj mnie bo to ja zawiniłam.
- Miałaś prawo się zdenerwować.
- Ale nie podnosić na ciebie ręki. Może uważasz, że nic się nie stało, ale ja sobie tego nie wybaczę. - cholerny głos zaczął mi się załamywać. - Może rzeczywiście w tych słowach było coś z prawdy co mnie zabolało.
- Nie. Po prostu bronisz ojca co jest naturalną reakcją. Zrobiłbym to samo na twoim miejscu. Moja mama przyznała Ci rację. Ludzie zapominają, że Luis Figo to przede wszystkim syn, mąż i ojciec. Żadna z was nie powinna cierpieć z powodu tego co się stało.
- Rozmawiałeś z rodzicami? - wydukałam.
- Musiałem im wytłumaczyć dlaczego nie pojawiłaś się na obiedzie. - westchnął. - Zrozumieli twój punkt widzenia i Cię przepraszają. I ... przeprowadziłem z nimi dość długą rozmowę. - wyznał bawiąc się swoimi dłońmi. - Wiesz, odkąd zacząłem mówić, bez przerwy powtarzałem, że chcę być piłkarzem. Oczywiście na początku każdy traktował mnie z pobłażaniem, ale z czasem zauważyli, że to nie była jedynie dziecięca fascynacja. Poświęciłem się w całości swojej pasji, nawet kosztem nauki. I choć jestem kibicem Barcy to ten klub wydawał mi się być po za moim zasięgiem. Ale gdy zadzwonili ... miałem tylko szesnaście lat. Nawet nie wyobrażasz sobie mojej radości. Miałem wrażenie, że śnie i że za chwilę Fernando pociągnie mnie za ucho, abym się obudził. I choć moja odpowiedź była jak najbardziej pozytywna to nie ukrywam, że jestem przerażony. Nie wiem czy sobie poradzę. To inny poziom, a ja nie mam zbyt wielkiego doświadczenia.
- Pedro, skoro Cię zauważyli to musisz wyróżniać się czymś szczególnym. Dopiero tam wejdziesz na wyższy level.
- Z którego mogę dość szybko spaść.
- Nie możesz myśleć w ten sposób. Wszystko dopiero przed tobą. Człowiek uczy się przez całe życie. Jak wyjdziesz na Camp Nou i poczujesz nerwy to wyobraź sobie przez chwilę, że stoisz na betonowym placu przed kościołem. A potem rób to, co potrafisz najlepiej. Pielęgnuj w sobie tego Pedrito, który kocha tą okrągłą futbolówkę.
- Pamiętasz dzień w którym się poznaliśmy? - spytał na co kiwnęłam głową. - Pamiętasz jak musiałem odebrać telefon? Dzwonił do mnie sam Ronald Koeman. Powiedział, że przygotowuje dla mnie coś specjalnego, że ma na mnie plan. Z początku byłem spięty i zestresowany, odpowiadałem pół słówkami. A potem do mnie dotarło, że straciłem szansę na numer do ślicznej dziewczyny, której pomogłem. - zaśmiał się nerwowo pod nosem. - Dzwonił do mnie mój nowy trener, a ja myślałem tylko o tobie. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście gdy zobaczyłem Cię u Dolores. Sprawiłaś, że zapomniałem o całym stresie. Nigdy wcześniej nie byłem taki szczęśliwy.
- Jest jakieś "ale", prawda? - szepnęłam niepewnie.
- Chciałbym, żeby wszystko było prostsze. - wyznał, a ja poczułam jak mój podbródek zaczyna lekko drżeć. - Chciałbym móc zabrać Cię ze sobą. I choć połowa mnie chce to zrobić to ta druga ... nie mogę Cię rzucić lwom na pożarcie. Zaszkodzi to zarówno tobie, jak i mi. Możesz nazwać mnie egoistą, ale nie mogę na to pozwolić. Nie teraz gdy oboje mamy po osiemnaście lat i stoimy na początku naszych dróg. Masz tyle opcji do wyboru ... mówiłaś o Uniwersytetach nie tylko w Hiszpanii ...
- Po prostu powiedz, że to koniec. - pociągnęłam nosem. - Że to co nas łączyło nie było wystarczająco silne żeby pokonać pierwszą przeszkodę. - Pedro zacisnął swoje wargi w cienką linię. - Po prostu powiedz, że było miło, ale musisz już iść!
- Martina. - chciał chwycić moje dłonie, ale się wyrwałam.
- Moje zdanie się nie liczy, prawda?! Ja już nie mam nic do powiedzenia?! Wyślesz mnie na drugi koniec Europy żebym zapomniała, że się w tobie zakochałam?! Do jasnej cholery Pedro! - zerwałam się na równe nogi. - Miałam cień nadziei, że jednak będziesz chciał znaleźć ze mną jakieś rozwiązanie!
- W tym momencie nie ma żadnego i doskonale o tym wiesz. - stanął na przeciwko mnie z bólem w oczach. - Mam Cię zamknąć w mieszkaniu w Barcelonie i udawać przed wszystkimi że nie istniejesz? Albo wystawić na głupie komentarze ludzi, którzy nie rozumieją, że ty i twój ojciec to dwie różne osoby? Nie ma mowy. Kiedyś zrozumiesz, że Cię tylko chronię ...
- Raczej pozbywasz się balastu. - chwyciłam jego torbę podając mu z zaciętą miną. - Więc powodzenia w spełnieniu marzeń. Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś kto będzie do Ciebie lepiej pasował ode mnie. Nie stanę Ci więcej na drodze.
- Martina, przepraszam ...
- Powodzenia Pedri. - podkreśliłam zaskakując tym chłopaka. - Teraz zrozumiałam, że Pedro nigdy nie istniał. - po policzku bruneta spłynęła łza. Nie chciałam się dłużej torturować, więc bez słowa weszłam do domu zamykając za sobą drzwi.
Rozumiałam go. Na prawdę go rozumiałam. Jednak moje serce żyło innym życiem, co najmniej jakby nie należało do mojego organizmu. W nim nadal tliła się nadzieja na inne zakończenie, która przed chwilą została brutalnie zdeptana. Ale ono nadal biło i nie chciało go z siebie wyrzucić. Wiedziałam, że nigdy nie zdołam go znienawidzić mimo, że było by to w tym momencie najlepszym rozwiązaniem.
***
Koniec części pierwszej ✨
Co tutaj się właśnie zdarzyło i dlaczego moje serce pękło? :(
OdpowiedzUsuńNie tak miał wyglądać wyjazd Martiny w rodzinne strony Pedro... Miała poznać jego rodziców i świetnie się bawić, a tymczasem skończyło się na katastrofie. Katastrofie, której jeszcze nie zapowiadało urocze popołudnie z Pedro, gdzie z uwagą słuchała, jak chłopak opowiadał o swoim dzieciństwie. Los sobie z nich zakpił i to okrutnie. Wcale się nie dziwię, że tak zareagowała, gdy zobaczyła podobiznę swojego taty... Miała swoje racje i argumenty. Tak samo jak Pedro. Martinie na pewno nie było łatwo, gdy to zobaczyła. W końcu Figo jest jej tatą i ona najlepiej wie, z czym zmagała się jej rodzina. Wyzwiska i obelgi na temat mamy? Kto by chciał tego słuchać! Ludzie są naprawdę okropni i nie potrafią odróżnić życia piłkarskiego od prywatnego. Jasne, wiadomo, że jedno łączy się z drugim, ale na litość, są jakieś granice moralności! Policzek dla Pedro na pewno był dla niej zaskoczeniem, ale działała pod wpływem emocji, a zresztą chłopak sam ją sprowokował. Obydwoje nie przypuszczali z czym już teraz przyjdzie im się zmierzyć. To dlatego tak chronili swoją prywatność, bo bali się, że to prawda położy się cieniem na ich związku. I tak też się stało. Rozumiem argumenty Pedro, że chce chronić Martinę i że nie chce rzucać jej na pożarcie, ale... Koniec związku?! :( Oboje będą cierpieć, bo mocno się kochają. Dlaczego to musiało się tak potoczyć? Nawet nie chcę sobie wyobrażać tego cierpienia dwójki młodych ludzi. Chyba jedyne pocieszenie w tym wszystkim, że mogą liczyć na wsparcie najbliższych w tych trudnych momentach. Mówię rzecz jasna o rodzinie, a nie o Gianie, którą jakbym dorwała w swoje ręce, to ugh! Nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na drugą część, na pewno z nie lada emocjami!
Buziaki :* :* :*