piątek, 10 marca 2023

9. "You taught me how to replace words with gazes"

Pogoda była wręcz wymarzona na dzisiejszy rejs. Z błogim uśmiechem wystawiłam twarz ku morskiej bryzie, która w przyjemny sposób owiewała moje rozgrzane ciało oraz skołatane nerwy. Denerwowałam się wizją poznania rodziców Pedro i trudno było mi to ukryć. Nie pomagało towarzystwo Giany, która w podejrzliwy sposób była dla mnie bardzo miła. Ani przez chwilę nie uwierzyłam w jej nagłą zmianę nastawienia wobec mojej osoby. Uprzejmie odrzuciłam jej "przemiłą" propozycję wypicia wspólnej kawy w promowej restauracji woląc spędzić dwugodzinny rejs na upalnym pokładzie. Usiadłam więc na ławce podciągając kolana pod brodę. Wzrok utkwiłam w ogromnej wodzie marząc o tym, abym wypadła jak najlepiej w oczach państwa González López. Pedro z Fernando zapewniali mnie, że ich rodzice są w porządku i już nie mogą się doczekać poznania mojej osoby jednak dziwne uczucie napięcia nie chciało ustąpić. Chciałam mieć to już za sobą.
Poczułam jak ktoś siada za moimi plecami. Uśmiechnęłam się pod nosem czując znajomy zapach perfum. Chłopak objął moją sylwetkę przytulając się do pleców. Westchnęłam błogo nawet nie uchylając swych powiek.
- O nie, nie! Nie ma mowy! - zaśmiałam się czując jego usta na swojej szyi. - Wystarczy, że dziś musiałam wstać wcześniej, aby zatuszować twoje ślady na mojej szyi. Nie potrzebuję kolejnych!
- Nie rozumiem o co Ci chodzi. - starał się udać wielce oburzonego co wcale mu nie wyszło. - Oznaczyłem tylko swój teren.
- Na spotkanie z twoimi rodzicami jest to zbędne.
- Niech wiedzą, że ich syn jest szczęśliwy.
- I że jest wampirem. - parsknęłam.
- Ej! - wbił palce w moje boki wywołując łaskotki. - Wczoraj nie narzekałaś. Mam Ci pokazać ślady paznokci na moim barku? - w zabawny sposób przechylił swoją głowę spoglądając na mój prawy profil spod przymrużonych oczu.
- Zawsze mogę je przypudrować. - odchrząknęłam czując jak rumieniec pokrywa moje policzki. - Obiecuję, że przypiłuję ...
- Akurat to był bardzo przyjemny ból. - szepnął mi do ucha przy okazji nadgryzając jego płatek. Trzepnęłam go w udo w odpowiedzi. - Na pewno nie chcesz zejść pod pokład? Giana o dziwo dostosowała się do mojej prośby i jest grzeczna. Chyba to wpływ tego upału.
- Ona coś kombinuje.
- Jesteś przewrażliwiona. - prychnęłam na te słowa. - Zobaczysz. Jeszcze się zaprzyjaźnicie. Po prostu daj jej szansę, dobrze?
- Robię to tylko dla Ciebie, ale to nie oznacza, że przestanę być czujna. - zastrzegłam. - I nie musisz tu ze mną siedzieć. Przeżyję te dwie godziny rejsu bez Ciebie. Możesz spokojnie do nich dołączyć. - odwróciłam ku niemu twarz. - Nie zrezygnuję z tej morskiej bryzy, która dobrze na mnie wpływa.
- A już się bałem, że masz chorobę morską. - zażartował. - Chcę spędzić z tobą każdą możliwą chwilę bo już za dwa dni będziesz w Madrycie. - przysunął mnie do siebie bliżej. Z uśmiechem oparłam się plecami o jego tors.
- Znajdziemy kompromis, prawda? - spytałam wpatrując się w horyzont.
- Oczywiście, że tak. - splótł nasze palce ze sobą. - Porozmawiaj z rodzicami, wybierz najlepszy dla siebie kierunek i wtedy postanowimy co dalej. Może będziemy rzadziej się widywać, a może i codziennie, to bez znaczenia.
- Oh, tu są moje ulubione gołąbki! - nad nami rozległ się przesłodzony głos Giany. W zarodku zdusiłam chęć posłania jej morderczego spojrzenia. Dziewczyna niezwykle z siebie zadowolona usiadła obok nas z telefonem w rękach. - Chciałam Ci podziękować za zaakceptowanie mojej prośby o obserwowanie twojego konta na Instagramie. Ty masz prywatne, Pedri nie ma w ogóle ... na razie. - zachichotała. - Co z was za ludzie!
- Nie ma za co. - mruknęłam obserwując jej poczynania.
- Nie wiedziałam, że Daniela Svedin to twoja siostra.
- Cóż, nigdy nie miałaś okazji zapytać. - zauważyłam. - Nie wydaje mi się jednak, abyście się znały. Dani nie zna nikogo z Teneryfy. - zmarszczyłam lekko brwi.
- Głuptas z Ciebie. - zaśmiała się. - Kojarzę twoją siostrę z okładek magazynów. Modelka, narzeczony arystokrata ... no, no, Pedri. - szturchnęła go łokciem. - Będziesz się musiał bardzo postarać, aby teściowie Cię zaakceptowali.
- Wystarczy, że będzie sobą, a jestem pewna, że będą nim zachwyceni.
- Tsaa ... chciałabym zobaczyć minę twojego ojca. - mruknęła pod nosem przesuwając palcem po wyświetlaczu swojego telefonu. - Twoja mama jest piękną kobietą. Nie żebym Ci słodziła, ale jesteś do niej najbardziej podobna. - zmierzyła moją twarz uważnym spojrzeniem. Uchyliłam usta nie wiedząc co powiedzieć.
- Widzisz? Jak już Giana Ci to mówi to musi być to prawdą. - Pedro zmierzwił moje włosy. - Pokaż. Ja to ocenię. - wyciągnął dłoń ku przyjaciółce.
- Oh, domyślam się, że miałeś szansę zobaczyć wszystko z lepszej perspektywy niż ja, ale aby porównać matkę z córką najpierw musisz się spotkać z teściową twarzą w twarz. - wstała puszczając mu oczko.
- Wiesz, wymieniając ślinę z moim bratem, wymieniliście się również złośliwością, która ewoluowała w coś na prawdę niesmacznego.
- Uważaj skarbie. - pogroziła mu palcem. - Ten się śmieje kto się śmieje ostatni. - dodała, po czym oddaliła się od nas zarzucając swoimi długimi włosami. Zaskoczona słowami chłopaka odwróciłam ku niemu twarz.
- No co? - założył moje włosy za uszy. - W mordę miałem dać Fernando, a nie jej.
- Rozumiem ... skarbie. - zaśmiałam się.
- Jestem twoim skarbem?
- To był pierwszy i ostatni raz gdy to powiedziałam. To słowo już na zawsze będzie mi się kojarzyło z Gianą. - przewróciłam oczami. - Wymyślę coś innego. A jeśli nie ... zawsze pozostanie mi w zanadrzu Pedrito. - poruszałam charakterystycznie brwiami.

*


Na pierwszy rzut oka nie potrafiłabym wskazać czym różniła się Teneryfa od Gran Canarii, oprócz samej wielkości oczywiście, ale uczucie które mną owładnęło gdy tylko postawiłam pierwszy krok na tej ziemi można byłoby porównać z uczuciem powrotu do domu. A może to entuzjazm Pedro był tak zaraźliwy, że i mi się udzielił? Nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć. Z uśmiechem spoglądałam na różnorodny krajobraz zza szyby samochodu, który prowadził znajomy mi już Adrian. Z Santa Cruz de Tenerife, gdzie dobił nasz prom, do rodzinnej miejscowości Pedro Tegueste dzieliło nas dwadzieścia minut drogi. Miałam więc chwilę dla siebie, aby nacieszyć wzrok pięknymi widokami. Żałowałam, że spędzę tu jedynie dwanaście godzin.
Tegueste było malowniczym miasteczkiem położonym pomiędzy zboczami gór. Punktami charakterystycznymi była zabytkowa starówka oraz kościół przed którym mały Pedro wraz z bratem i przyjaciółmi uwielbiali kopać piłkę. Śmiałam się do łez, gdy z oburzeniem opowiadał mi historię z policjantem w roli głównej, który skonfiskował im piłkę. I o babci, która zrobiła to samo gdy potłukł jej wszystkie szklanki. Piłka, piłka, piłka. Ten okrągły przedmiot był obecny w każdym jego wspomnieniu. Jakby nigdy się z nią nie rozstawał.
Samochód zatrzymał się przed białym domem w typowo hiszpańskim klimacie. Moi współtowarzysze nie musieli nic mówić. Wiedziałam, że to tutaj wychował się Pedro. Futbolówka nadal leżała w ogrodzie, pośród nieznanego mi z nazwy krzaku. Zrozumiałam w mig, że było to związane z matczyną tęsknotą. Ten widok miał jej dawać poczucie, że jej synowie są obok.
- Zapraszamy madame w nasze skromne progi. - Fernando ukłonił się przede mną gdy tylko wysiadłam z samochodu. Otworzył mi bramę prowadzącą do domu, a sam zabrał się wraz z bratem za wyciąganie bagażów na chodnik. Mimo że mieliśmy zamiar wrócić do Las Palmas ostatnim wieczornym promem, Pedro wykorzystał okazję, aby przywieźć do domu większość swoich rzeczy. A gdy tylko walizki znalazły się w holu, Fernando posłał nam cwaniacki uśmieszek. - Ok, to ja spadam z Adrianem i Gianą. Rodzice są w restauracji, więc zobaczymy się tam na obiedzie. Bądźcie grzeczni. - pogroził. - Pedri, uszanuj rodzinny dom.
- Tak jak ty go uszanowałeś razem z Gianą? - prychnął młodszy z braci w odpowiedzi. Zakryłam dłonią usta nie chcąc wybuchnąć głośnym śmiechem na widok zdumionej, aczkolwiek dumnej miny Fernando.
- Wyrabiasz się smarku. - pokiwał z uznaniem głową.
- Wypad. - Pedro wskazał mu drzwi.
- Tylko pamiętajcie, że jestem za młody na bycie wujkiem! - zawołał zbiegając z trzech schodków prosto na podjazd. Widząc zaciskającą się pięść stojącego obok mnie chłopaka szybko zamknęłam drzwi.
- Dzisiaj poleje się krew. - mruknął. - Zapraszam.
- A czy kiedykolwiek się polała? - zaśmiałam się wchodząc dalej. Z uśmiechem rozglądnęłam się po jasnym salonie połączonym z jadalnią oraz otwartą kuchnią. Widok z dużych okien rozciągał się na pobliskie góry, a w powietrzu roznosił się cynamonowy zapach. Wnętrze było bardzo przytulne, a kanapa wręcz zachęcała do odpoczynku na niej. Z zainteresowaniem spojrzałam na komodę na której stał wazon z kwiatami oraz ramki z których uśmiechali się do mnie mieszkańcy tego domu.
- Cóż, jak to pomiędzy braćmi ... - podrapał się po głowie.
- Ojej! - nawet nie zapytałam o pozwolenie tylko chwyciłam jedną z ramek w dłonie. - Czy to mały Pedrito? - spytałam choć nie potrzebowałam odpowiedzi. Te same oczy i szeroki uśmiech.
- Nie wierzę! - jęknął stając obok mnie. - Ona mi to na złość robi. Tego zdjęcia nigdy tu nie było.
- Oh, przestań. - zaśmiałam się przyglądając z uwielbieniem malutkiej kopii mojego chłopaka. - Byłeś uroczy! Twoja mama na pewno ubóstwia to zdjęcie i wcale jej się nie dziwię.
- Zrobiła to z premedytacją. - mruknął obrażony.
- Ile tu miałeś lat? Dwa? Trzy? W tym wieku każde dziecko jest uroczo pulchniutkie. A gdyby twój syn wyglądał tak samo? Zamknąłbyś go w piwnicy? - prychnęłam. Pedro przez chwilę się zastanawiał, po czym chcąc nie chcąc przyznał mi rację. - Na pewno byłby dla Ciebie idealny. Tak jak i ty byłeś i jesteś dla swojej mamy. - odłożyłam ramkę na jej miejsce. - O! A tu ile masz lat? Pewnie z siedem albo osiem. Chudziutki już jak patyczek.
- Widzę, że Rosa całą kolekcję tu rozłożyła, więc nie krępuj się bo zrobiła to dla Ciebie, a ja tymczasem zaniosę walizki do mojego pokoju.
- Przepraszam. - schowałam ręce za siebie. - Za bardzo się panoszę.
- Daj spokój. To dobrze, że czujesz się tu swobodnie.
- Bo jesteśmy sami. - zauważyłam zgodnie z prawdą. - Czyli ... dostanę kopię? - kiwnęłam głową w stronę małego Pedrito, na co ten nieco starszy w odpowiedzi uniósł swoje oczu ku górze.
- Jak będziesz grzeczna.
- A co to niby znaczy? - spytałam zdziwiona, ale brunet jedynie posłał mi zadowolone spojrzenie i zniknął na schodach. Wzruszyłam ramionami odwracając się z powrotem do komody. Pedro jako maluszek, jako pulchniutki Pedrito, z Fernando, z rodzicami, z przyjaciółmi, w domu, na plaży ... wszędzie z piłką! Ale to nie był jedyny szczegół, który dostrzegłam, choć zrobiłam to po dłuższej chwili. Przymrużyłam oczy przyglądając się każdej fotografii od nowa. Na każdej z nich miał na sobie koszulkę ze znajomym mi herbem na piersi. I wszędzie te same kolory, granat i bordo. Dziwna myśl mi naszła do głowy, ale szybko się jej pozbyłam. To było niedorzeczne.

*


- Czyli jest to słynne miejsce twoich młodocianych zbrodni? - spytałam siedząc wygodnie na murku i zajadając się pysznymi lodami pistacjowymi. Z uwagą przyglądałam się wieży kościelnej, której potężny cień padał na plac dając chłodne wytchnienie mieszkańcom oraz turystom. - Nie było innego miejsca?
- Tu było najwięcej przestrzeni. Do tego płaska powierzchnia. - wzruszył ramionami. - Doprowadziliśmy księdza do nerwicy.
- Aż zadzwonił na policję.
- Nie rozumiał, że musiałem gdzieś ćwiczyć.
- Fernando wspominał, że od małego miałeś ogromny talent, którego pilnował twój dziadek i tata.
- Szczególnie dziadek. - zaśmiał się. - Dzięki niemu wszystko uchodziło mi płazem. Kochał sport i cieszyła go moja pasja. Wiesz, że był prezydentem lokalnego klubu wrestlingu? To drugi po piłce nożnej najpopularniejszy sport na Teneryfie.
- To coś w rodzaju zapasów? - spytałam. - Próbowałeś tego?
- Oczywiście! Codziennie ćwiczyliśmy z Fernando chociaż mama nazywała to bijatyką z powodu irracjonalnych problemów. I wiesz ... chyba miała rację. - zniżył głos do szeptu. Uśmiechnęłam się kładąc głowę na jego ramieniu. Uwielbiałam kiedy opowiadał. - W międzyczasie założył bar. W tamtych czasach alkohol nie był zbytnio wyszukany, ale ludzie uwielbiali spędzać ze sobą czas, a jeśli doliczyć do tego walki ... - przerwał zagryzając wargę.
- Walki w barze? Jeszcze mi powiedz, że nielegalne.
- To ty to powiedziałaś. - zauważył.
- Nie wierzę. - zaśmiałam się. - No nic. Mów dalej.
- Potem zachorował. Bar już nie przynosił tylu zysków co na samym początku, więc mój tata stwierdził, że pora go zmienić skoro czasy również się zmieniły. I tak powstała nasza rodzinna restauracja. - splótł nasze dłonie ze sobą. - Babcia była szefową, tata stał za barem ... i pewnego dnia pewna urocza brunetka zgłosiła się do pracy jako asystentka kucharza.
- Twoja mama. - uśmiechnęłam się.
- Dokładnie. Podobno chciała być bardzo profesjonalna i nie umawiać się z synem szefowej, ale urok osobisty pana Gonzaleza jej na to nie pozwolił.
- Skądś znam ten urok. - przyznałam. W odpowiedzi dostałam słodkiego buziaka.
- Wychowaliśmy się z Fernando w tej restauracji. Gdy miałem osiem lat zbyt mocno kopnąłem piłkę i porozbijałem lampy w głównej sali. Babcia była wściekła. Oczywiście skonfiskowała futbolówkę i zagroziła, że ją spali. Na szczęście dziadek stanął w mojej obronie.
- Byłeś jego ulubieńcem, co?
- Cóż, dzieliłem z nim pasję. Nasza restauracja dzieli się na dwie części. Pierwsza, czyli główna, jest typową kanaryjską jadalnią. Z drugiej strony znajduje się nasz największy skarb ... czyli klub kibica z Teneryfy.
- Czyli tu też jest klub piłkarski?
- Nie, nie, nie. - uśmiechnął się. - Mój dziadek założył pierwszy i jedyny klub kibica FC Barcelony na Teneryfie. - wstrzymałam oddech. Czyli stąd koszulki klubu z Katalonii na małym Pedro. - To coś w rodzaju pubu. Na mecze zjeżdżają się kibice z całej wyspy. Byłem Culé zanim się urodziłem. - zaśmiał się. - Culé to ...
- Wiem. - przerwałam mu czując ucisk w żołądku. - Wiem kim jest Culé.
- Na prawdę? No tak, przecież twój tata uwielbia piłkę nożną. Na pewno coś wspominał. Ale wracając ... pamiętasz jak powiedziałem Ci, że marzenie małego Pedrito zaczyna się spełniać? - skinęłam niepewnie głową wpatrując się w czubki białych trampek. Wszystkie puzzle w mojej głowie zaczęły układać się w jedną całość. Lecz obrazek z nich stworzony zamiast mnie zachwycić zaczął mnie przerażać. - No więc przeprowadzam się do Barcelony bo ...
- Pedro. - przerwałam mu gwałtownie. Niepewnie spojrzałam na jego zdziwioną twarz. - Muszę Ci o czymś powiedzieć.
- No dobrze. Co się stało?
- Ja ... powinnam Ci to powiedzieć wcześniej ... ale nigdy nie mówię tego na samym początku znajomości z kimkolwiek ...
- Masz męża i dzieci? - parsknął.
- Ugh, niepokalane poczęcie zdarzyło się tylko raz. - przewróciłam oczami jeszcze bardziej go rozbawiając. - Chodzi o mojego ojca.
- Nie jest fanem Barcy, co? Madridista?
- Coś w tym stylu ... - poprawiłam nerwowo swoje włosy. Nie miałam pojęcia jak mam mu wyjawić resztę.
- No dobrze. - westchnął. - Jakoś się spróbujemy dogadać. Myślę, że jak mu powiem, że uwielbiam jego córkę i bardzo mi na niej zależy to spojrzy na mnie przychylnym wzrokiem.
- Będziesz od nowego sezonu grał w Barcy, prawda? - spytałam niepewnie. Zanim z uśmiechem skinął głową, miałam jeszcze nadzieję, że okaże się to być jednym wielkim nieporozumieniem. Zrezygnowana spuściłam swoją głowę. - Martina? W porządku? Ja wiem, że teraz dużo się zmieni, ale proszę nie mów mi, że nie wyobrażasz sobie nas razem z tego powodu ... ja chcę swoje życie prywatne zachować tylko dla siebie, a ty jesteś jego częścią.
- Ja nie wiem czy ... czy jestem odpowiednia ...
- Odpowiednia na co? - chwycił moją twarz w dłonie. - Na dziewczynę piłkarza? Dla mnie jesteś idealna i tylko to się liczy. Wszyscy Cię pokochają.
- Nie wiesz o czym mówisz. - szepnęłam.
- Martina? Czy dla Ciebie to przeszkoda, że będę grał w Barcy? - spojrzał wprost w moje przerażone oczy.
- Nie. Dla mnie nie.
- Więc dlaczego mnie przylepie straszysz?! - przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. - Jeśli nie chcesz się wychylać to nie musisz. Uszanuję to. Chcę mieć tylko świadomość, że jesteś, rozumiesz? Od początku wiedziałem, że jesteś inna niż reszta dziewczyn. Nie mówiłem Ci wszystkiego od początku bo chciałem, abyś poznała prawdziwego mnie.
- Wiem bo ... bo zrobiłam to samo. - wyjąkałam.
- Więc jest remis. - chciałam zaprzeczyć, ale przerwał nam dźwięk telefonu. Pedro odebrał pospiesznie. - Tak mamo? Już ta godzina?! Przepraszam, zasiedzieliśmy się na placu. Nie denerwuj się, już idziemy. - rozłączył się. - Od dziesięciu minut powinniśmy stać przed moją matką. - zaśmiał się wstając z murku. - Chodź. Najpierw pokażę Ci pub.
Szłam jak na ścięcie. Pedro myślał, że to nerwy związane z poznaniem jego rodziców, ale prawda był inna. Bałam się jego reakcji gdy dowie się całej prawdy o mnie. O moim pochodzeniu i powiązaniu mojej rodziny z Barcą. Zerknęłam na niego niepewnie. A może nie będzie mu to robiło różnicy? Przecież mu na mnie zależało. Chciał, abym przy nim była. Ja nie miałam nic wspólnego z tym wszystkim. W oddali dostrzegłam zadowoloną z życia Gianę, która opierała się nonszalancko o ścianę budynku. Wtedy zrozumiałam. Ona już wiedziała. Ta rozmowa na promie ... już wtedy wiedziała! "Ten się śmieje kto się śmieje ostatni". Jej uśmiech się poszerzył gdy spojrzała mi w oczy.
- Giana, co ty tu robisz? - spytał ją Pedro.
- Przyszłam do pubu. - wskazała na szyld nad drzwiami. - Nie bójcie się, nie mam zamiaru pchać się na wasz obiadek integracyjny. Za bardzo lubię twoich rodziców. Ładna sukienka. - zmierzyła mnie wręcz palącym wzrokiem. - Biały to twój kolor, prawda? - nie odpowiedziałam. Guła w moim gardle zaczęła rosnąć.
- Pub jest przecież zamknięty.
- Zapomniałeś, że mój ojciec tu pracuje? Jak to on, nie wziął paru rzeczy, więc po nie przyszłam. Zobaczyłam was z daleka, więc postanowiłam się przywitać.
- Ok, więc wchodźcie. - Pedro wyciągnął z kieszeni klucze i zaczął otwierać nimi drzwi. Tak jak mówił, budynek podzielony był na dwie części. Z jednej było wejście do restauracji, a z drugiej do aktualnie nieczynnego pubu. Postawiłam krok na schodku gdy poczułam dłoń Giany na moim łokciu.
- Wiedziałam, że coś ukrywasz. Ale nie sądziłam, że aż taką bombę. - zachichotała szepcząc mi do ucha. Wyrwałam się jej mierząc morderczym wzrokiem. - Powiedziałaś mu już?
- Martina? - Pedro wyciągnął ku mnie dłoń, po czym wprowadził do tajemniczego pomieszczenia. Zamrugałam z wrażenia powiekami. W jednej chwili poczułam ucisk w płucach, który uniemożliwiał mi oddychanie. Z każdej strony napierały na mnie kolory Blaugrany. Granat i bordo wręcz raziły moje oczy. Na dwóch ścianach wisiały szaliki, flagi, ramki ze zdjęciami, plakaty ... wszystko związane z FC Barceloną. Na przeciwko baru wisiał ogromny telewizor, a pod nim, na specjalnym regale, ustawione były piłki z wyraźnymi autografami. Miałam wrażenie, że to wszystko napiera na mnie ze wszystkich stron. Dusiłam się, ale wiedziałam, że to nie wszystko. Że to jeszcze nie to. Kątem oka dostrzegłam zdjęcie piłkarza wiszące pomiędzy plakatami. Jego twarz była niewidoczna ponieważ przysłaniała ją przyczepiona karykatura świni. Ale ja wiedziałam doskonale kim on był. Podeszłam do ściany na trzęsących się nogach. Napis "ZDRAJCA" wręcz krzyczał w moją stronę. Wyciągnęłam dłoń i zdjęłam karykaturę. Poczułam jak łzy napływają do moich oczu, a serce łamie się na miliony kawałków.
- Ciekawe jak daleko pada jabłko od jabłoni. - usłyszałam za sobą przesłodzony głos Giany.
- Hej, co się dzieje? - Pedro stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach. - Martina? Dobrze się czujesz?
- Pamiętasz jak stwierdziłeś na plaży, że na pewno mam oczy po ojcu? - spytałam lekko trzęsącym się głosem. Przytaknął. - Więc spójrz w nie jeszcze raz i porównaj z tym zdjęciem. - uniosłam oczy pełne łez na zdezorientowanego chłopaka. - A może mam sobie to przyczepić do czoła żeby było Ci łatwiej? - uniosłam karykaturę, którą po chwili wściekle zmiażdżyłam w swojej dłoni.

*** 

💔


1 komentarz:

  1. Czy ja już wspominałam, że Giana działa mi na nerwy? Pewnie tak, ale nie zaszkodzi powtórzyć! Po prostu nie mogę jej zdzierżyć! Ok, ok, chce dla Pedro jak najlepiej, ale dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane! Tak coś czułam, że jej nagła przemiana w milusią dziewczynę coś za sobą kryje i proszę! Martina podczas podróży miała bardzo dobre przeczucie, że coś jest nie tak, ale dopiero później odkryła co. A miało być tak pięknie! Martina była bardzo zdenerwowana poznaniem rodziców Pedro, ale późniejsze wydarzenia... Ech :( Niby rodzinne zdjęcia i pamiątki, niby tylko mały Pedrito z piłką, z którą nigdy się nie rozstawał... A tutaj to prawdziwa bomba! Martina połączyła ze sobą elementy układanki i odkryła, że Pedro od przyszłego sezonu będzie graczem Barcy. Oczywiście dla niej nie ma to żadnego znaczenia, ale ten strach i późniejsze odkrycie w restauracji... Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak Martina musiała poczuć się w tamtej chwili. To musiało być dla niej druzgocące odkrycie :(
    Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń