niedziela, 5 grudnia 2021

1."To love you, I need a reason"

Las Palmas 2020

"Środkowe dziecko potrzebuje – zdaniem naukowca – najwięcej aprobaty ze strony otoczenia, często też ma problemy z samooceną i stara się walczyć o uwagę rodziców. Wynika to z tego, że najstarsze dziecko jako pierwsze osiąga pewne sukcesy, przez co wielokrotnie jest dla rodzeństwa stawiane za wzór. Z kolei najmłodsze dziecko wymaga największej opieki. Zarówno dzieci najstarsze, jak i najmłodsze mają precyzyjnie określone role, podczas gdy średnie dziecko nie potrafi się pośród nich odnaleźć, co z kolei często prowadzi do tego, że czuje się ono „nijakie”."

Odrzuciłam magazyn z owym artykułem na podłogę. Z uwagą zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Przekrzywiłam głowę w raz jedną, a raz w drugą stronę. Zrobiłam kilka min. Nijaka? Tata twierdził, że byłam piękna, ale o obiektywność to ja bym go raczej nie posądzała. Mama z kolei twierdziła, że mam fotogeniczną twarz, stąd kilka sesji zdjęciowych w moim amatorskim portfolio. Bądźmy jednak szczerzy - byłam córką modelki. Nie wpadłam nikomu z branży modowej w oko na chodniku czy też supermarkecie. Fotografowie skakali nade mną bo byłam córką słynnej i pięknej Svedin. Nie byłam moją starszą siostrą Danielą, długonogą kopią naszej matki, zaczynającą chodzić po europejskich wybiegach. Nie byłam również słodką łobuziarą Stellą, najmłodszą z nas, wschodzącą gwiazdą kobiecego futbolu. Byłam Martiną. Wiecznie narzekającą na wszystko Martiną. Problemy z samooceną? To moja codzienność.
- Martina!
- No przecież idę! - wrzasnęłam. Ostatni raz zerknęłam w stronę lustrzanego odbicia. Westchnęłam ciężko podnosząc się z krzesła. Wychodząc z domu chwyciłam w dłonie kluczyki. Od dwóch miesięcy byłam dumną posiadaczką prawa jazdy co Stella bezczelnie zaczynała wykorzystywać. Jakby na trening nie mogła pojechać autobusem czy też taksówką - jak robiła to do tej pory.

Pod ośrodek treningowy UD Las Palmas podjechałam kwadrans później. Zgrabnie zaparkowałam na wolnym miejscu gasząc silnik. Wysiadłam z samochodu chcąc upewnić się czy Stella zabrała ze sobą wszystko. Ostatnim razem musiałam biec za nią z korkami w rękach! Ok, dość marudzenia. Kochałam tę smarkulę i powinnam była być jej wdzięczna. Dzięki jej letniemu obozowi piłkarskiemu mogłam spędzić wakacje w tym przepięknym i gorącym miejscu. I jeździć tatusiowym Audi! Zgodziłam się na to całe niańczenie Stelli tylko pod tym jednym jedynym warunkiem, który niechętnie został spełniony.
- Wzięłaś torbę? Masz w niej wszystko? - nachyliłam się nad ramieniem siostry. - Strój? Korki? Ręcznik? Telefon naładowany? Pieniądze jakby co też masz?
- Tak mamusiu. - przewróciła bezczelnie oczami.
- To teraz ucałuj mamusię i spadaj! - wyciągnęłam ku niej swoje ramiona. Stella zaśmiała się z powodu mojego marnego przedstawienia, po czym przesłała buziaka w powietrzu i tyle ją widziałam. Westchnęłam okrążając samochód. W planach miałam totalne lenistwo i wylegiwanie się na leżaku w promieniach popołudniowego słońca. Pal licho piegi na nosie z powodu szwedzkich genów ... - Nosz kurwa mać! - zaklęłam dostrzegając kapcia na tylnej oponie. Mój pierwszy kapeć. Super! Szkoda tylko, że na kursie prawa jazdy nie nauczono mnie jak mam zmienić oponę! Z głuchym jękiem uklękłam obok nieszczęsnego koła wpatrując się w nie jak ciele w malowane wrota.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą sympatyczny męski głos. Zadrżałam z niewiadomego mi powodu, choć temperatura była dość wysoka. - Może w czymś pomóc?
- Potrzebuję numeru do pomocy drogowej. - podniosłam się na równe nogi stając twarzą w twarz z chłopakiem średniego wzrostu. Pół jego twarzy zasłaniała maska. Wpatrywał się we mnie swoimi oczami o niesamowitej barwie.
- To tylko kapeć. - zauważył. W kącikach jego ust pojawiły się zabawne zmarszczki. Maska niestety skutecznie ukryła szeroki uśmiech.
- Dla mnie to "aż" kapeć. - przewróciłam oczami.
- Masz zapasowe koło?
- Tak, ale niewiele mi to pomoże.
- Jeśli pozwolisz to mogę je zmienić. - zaoferował się. Bez słowa sprzeciwu otworzyłam bagażnik. Wyciągnęłam ręce w stronę koła. - Ja to zrobię! - był szybszy. - Szkoda by było gdybyś pobrudziła sobie sukienkę. - odsunęłam się posłusznie czując gorąc na moich policzkach. To był pierwszy raz gdy podziękowałam niebiosom za maskę, która skutecznie to zakryła. Strzepnęłam z mojej białej sukienki niewidzialny kurz przyglądając się jak nieznajomy chłopak sprawnie steruje lewarkiem. - Przyjechałaś na obóz? - zagadnął po chwili ciszy.
- Nie. Mam za krzywe nogi na bycie piłkarką. - zażartowałam.
- Według mnie wszystko jest w porządku z Twoimi nogami. - zerknął na nie kątem oka. Znów zadrżałam. Miałam ochotę obciągnąć sukienkę trochę niżej.
- Moja młodsza siostra bierze udział w tym obozie. Właśnie ją odwiozłam. - wyjaśniłam chcąc przerwać tą niezręczność. - W ostatnim czasie robię za jej niańkę.
- Dobra siostra z Ciebie. - zaśmiał się dokręcając koło. - Tak w ogóle to jestem Pedro. - stanął na równe nogi. Wyciągnął ku mnie dłoń, która była pobrudzona smarem. Zachichotałam nie mogąc się powstrzymać. - Oh, przepraszam!
- Poczekaj. - poprosiłam. Wyciągnęłam z samochodu moją torebkę w której znajdowały się chusteczki nawilżające. - To powinno pomóc. - zapewniłam. - Ja jestem Martina. I jestem Ci bardzo wdzięczna za pomoc. Mogę się jakoś odwdzięczyć? - zapytałam z grzeczności.
- Wiesz ... - przerwał mu dźwięk telefonu. Przeprosił mnie wyciągając go z tylnej kieszeni. Zauważyłam, że lekko się spiął na widok numeru, który się do niego dobijał. - Muszę odebrać. To bardzo ważne. - wyjaśnił.
- Jasne, jasne ... - poprawiłam nerwowo włosy. - Właściwie to powinnam już uciekać. Jeszcze raz dziękuję Ci za pomoc. - chłopak jedynie skinął głową i odszedł z nieobecnym wzrokiem. Kilka kroków dalej odebrał telefon. Przez chwilę obserwowałam jego wysportowaną sylwetkę, po czym zajęłam miejsce za kierownicą na której położyłam swoje dłonie. Ze świstem wypuściłam powietrze z ust. Na zewnątrz było ponad 30 stopni ciepła, a na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. Nie rozumiałam tych dreszczy, które były niczym lekkie porażenie prądem gdy stałam blisko tajemniczego Pedro.

 ***

- Doprawdy nie rozumiem dlaczego nazywasz to obozem skoro to nadal to ja mam Cię karmić. - żwawo pchałam wózek przez supermarket w poszukiwaniu odpowiednich produktów. Obok mnie szła Stella z nosem w telefonie. - Na obozach śpi się w śpiworach. W namiotach. Ostatecznie mogliby wam rozłożyć materace w ośrodku treningowym.
- Może jeszcze powinniśmy rozbić namioty na środku murawy?
- Byłoby miło. - wzruszyłam ramionami. - Do tego ognisko i gwieździste niebo. - zatrzymałam się obok stoiska z warzywami. Czujnym wzrokiem omiotłam cały świeży asortyment. - Miałabym wówczas cały dom dla siebie i święty spokój.
- Już widzę te miłosne schadzki i głośne imprezy. - zachichotała bezczelna smarkula. - Przecież nie musisz gotować. Równie dobrze możemy codziennie coś zamówić.
- Lubię gotować. - oburzyłam się.
- To w czym problem? - zsunęła maskę z nosa tylko po to, aby uraczyć mnie widokiem swojego zwinnego języka. - Szkoda, że nie poprosiłaś tamtego chłopaka o numer. Miałabyś szansę na gorący wakacyjny romans. - poruszała charakterystycznie brwiami. Błyskawicznie pożałowałam podzielenia się z nią tą historią. - Skutecznie odwróciłby Twoją uwagę od kontrolowania mojej skromnej osoby.
- Wątpię. Jesteś moim oczkiem w głowie. - trąciłam ją żartobliwie łokciem. - Zawsze gdy robi się cicho i spokojnie to wiem, że coś kombinujesz. Więc nawet nie próbuj. - zarządziłam. - To była zwykła przysługa. Nie rozumiem dlaczego "nadinterpretujesz" zwykłą wymianę opony.
- Zazwyczaj w tak niewinny sposób zaczynają się wielkie historie miłosne.
- Miałabym się zakochać w nieznajomym chłopaku tylko dlatego, że pomógł mi z kapciem? - zaśmiałam się. - Daj mi proszę poważniejszy powód. 
- Mama kiedyś powiedziała, że choć trudno w to uwierzyć to  miłość nie potrzebuje powodów. Sama w sobie nim jest. Zrozumiała to gdy poznała tatę. - odprowadziłam zaskoczonym wzrokiem Stellę, która zainteresowała się rozdawanymi przez jej rówieśnicę ulotkami. Od kiedy tak wydoroślała i przestała wkładać do ust palce udając, że ma torsje na widok tych wszystkich romantycznych bzdetów? Pokręciłam głową udając się w jej stronę. - Zobacz! - pomachała mi kolorowym świstkiem. - Coś dla Ciebie. Zbieranie śmieci, które wyrzuca ocean. Poszukują ochotników. Zawsze marudzisz na ludzką głupotę i fanatycznie segregujesz śmieci, więc możesz się wykazać.
- Mam wrażenie, że chcesz się mnie pozbyć. - mruknęłam.
- Przecież widzę, że się nudzisz. - przewróciła oczami. - Zostawiłaś w Madrycie przyjaciół i całe swoje towarzyskie życie. Mam piętnaście lat i na prawdę nie potrzebuję opieki. Tata z mamą niepotrzebnie panikują i na Ciebie zwalają całą odpowiedzialność.
- Doskonale wiesz, że ich życie zawodowe tego od nich wymaga. - zaczęłam usprawiedliwiać rodziców. - Jestem na dwumiesięcznych wakacjach na Wyspach Kanaryjskich! Wiesz ile ludzie może mi tego pozazdrościć? Czego więcej mogę oczekiwać od życia w tym momencie?
- Przystojnego i gorącego Kanaryjczyka?
- Spadaj smarkulo. - wyrwałam jej ulotkę z rąk, którą wsunęłam do tylnej kieszeni spodni. Palcem wskazałam jej kierunek kas przy których na całe szczęście nie było zbyt długich kolejek.

Kolejnego dnia przy porannej kawie uważnie przejrzałam ową ulotkę zastanawiając się czy, aby Stella nie miała racji. Przebywanie samej w czterech ścianach podczas treningów młodszej siostry czy samotne snucie się po ulicach Las Palmas wydawało się być katorgą dla osoby, która uwielbiała towarzystwo innych. Opalanie się na leżaku już po dwóch dniach stało się nudne i monotonne. To już lepiej było ruszyć tyłek i zrobić coś dobrego dla świata, który i tak parł mocno do przodu w kierunku zatraceniu. Westchnęłam poddając się. Dzień był upalny, jak to na początku czerwca w Las Palmas bywało, więc założyłam na siebie krótki top i dżinsowe krótkie ogrodniczki. Włosy spięłam w wysokiego kucyka, a na stopy wsunęłam białe trampki. W drodze do wyjścia chwyciłam okulary przeciwsłoneczne, po czym udałam się w kierunku mojego przeznaczenia, którym była słynna dzielnica Triana. Pod jednym z numerów znajdowało się biuro w którym wszystkim się zajmowało. Miałam nie małe trudności ze zlokalizowaniem owego miejsca, które raczej nie należało do najpopularniejszych. Obdarty szyld był tego najlepszym dowodem. Niepewnie zajrzałam do środka gdzie toczyła się gorąca dyskusja.
- Było dać zdjęcie Pedriego na ulotce. - młoda dziewczyna żwawo gestykulowała swoimi wytatuowanymi rękoma przed starszą kobietą zajmującą miejsce za biurkiem. - Zleciałyby się tu te wszystkie głupiutkie sikające na jego widok nastolatki i nieświadomie pozbierałyby za sobą śmiecie z plaży. Jest nas zbyt mało! - z impetem zajęła krzesło, które niebezpiecznie pod nią zaskrzypiało, choć dziewczyna była chuda niczym przysłowiowy patyk.
- Nie mam zamiaru wykorzystywać jego wizerunku. - starsza kobieta poprawiła okulary na swoim nosie. - Biedny chłopiec ma tak wiele na głowie, a i tak znajduje dla nas czas. Po za tym robisz z tego wszystkiego zbyt wielką tragedię. Zgłosiło się przecież pięć osób! Pięć to więcej niż zero. - młoda dziewczyna prychnęła lekceważąco pod nosem, po czym odwróciła głowę w moją stronę, jakby wyczuwając dodatkowe towarzystwo. Jej bystre ciemne oczy zmierzyły moją sylwetkę z góry do dołu.
- Dzień dobry. - odchrząknęłam chcąc przerwać niezręczną ciszę. - Chciałam zgłosić się do akcji sprzątania plaży, ale nie wiem czy dobrze trafiłam. - uniosłam dłoń w której trzymałam nieco już sfatygowaną ulotkę.
- Widzisz? Sześć! - kobieta z uśmiechem podniosła się ze swojego miejsca. - Witaj skarbie! Jak Ci na imię?
- Martina.
- Ja jestem Dolores, a to nasz uparciuch Giana. - wskazała na wytatuowaną towarzyszkę. Posłałam ku niej uśmiech, który niestety nie został odwzajemniony. - Zyskuje przy bliższym poznaniu. Choć pokazuje zęby częściej, aby kogoś ugryźć. - zachichotała ze swojego żartu. - Podejdź bliżej, wszystko Ci wyjaśnimy. - machnęła na mnie ręką. - Dziś zajmujemy się plażą La Laja. Razem się tam udamy za pół godziny. Dostaniesz od nas rękawiczki, worki ... - zaczęła wymieniać. Słuchałam ją uważnie dyskretnie rozglądając się po biurze, które zdecydowanie wymagało remontu. Rozumiałam jednak, że ludzie zajmujący się tak ważnymi rzeczami raczej nie mieli głowy do tak przyziemnych rzeczy.
- Możesz jeszcze zrezygnować. - mruknęła Giana.
- Dlaczego miałabym? - uniosłam zaskoczona brwi ku górze. Wzrok brunetki zjechał na moje trampki z naszywką Converse.
- To brudna robota w pocie czoła.
- Dam sobie radę. To nie pierwsza taka akcja w której biorę udział. - zapewniłam. Giana prychnęła pod nosem doprowadzając mnie do irytacji. Chciałam za wszelką cenę pokazać jej, że nie jestem tym za kogo mnie uznała. Wstałam ze swojego miejsca chcąc poczekać na zewnątrz. W drzwiach zderzyłam się z chłopakiem, który chwycił mnie błyskawicznie za przedramiona, ratując przy tym przed upadkiem. Poczułam znajome dreszcze na swoim ciele.
- Oto i zjawiła się nasza gwiazda.

***


2 komentarze:

  1. Nie ma to jak rodzeństwo ^^ Każdy jest na swój sposób wyjątkowy, o czym na pewno przekonała się Martina. Już poznaliśmy ją troszkę lepiej :D Dziewczyna została oddelegowana do opieki nad młodszą siostrą, ale nie narzeka, tylko dzielnie to znosi. Zresztą! Kto by pogardził takimi widokami w tle? No właśnie :D Martina szuka dla siebie nowych wyzwań i tutaj pomocą okazała się być Stella. Dzięki Bogu, że wcisnęła jej do ręki tę ulotkę. To na pewno sprawi Martinie radość i poczuje się pożyteczna. Gdyby Stella tylko wiedziała, że dzięki temu Martina będzie miała okazję jeszcze raz (a na pewno więcej razy) spotkać tajemniczego chłopaka, który pomógł w wymianie koła! Takiego to ze świecą szukać. Pedro "Pedri" pojawił się w samą porę i uratował Martinę z opresji. I przy okazji rozbudził w niej uczucia i spowodował reakcje, których dziewczyna kompletnie się nie spodziewała. Gdyby nie te nieszczęsne maski, przez które ciężko kogoś rozpoznać (jestem świeżo po skokach, wiem, co mówię hihi :D), to miałaby okazję, by zobaczć chłopaka w pełnej krasie. Ale jestem pewna, że ten moment nadejdzie prędzej niż później ^^
    Martina udała się w wyznaczone w ulotce miejsce i optymizm trochę z niej uleciał. Ona chce tylko pomóc i nie zasłużyła sobie na takie traktowanie i bezczelne aluzje! Giana jeszcze się zdziwi, a Martina jej pokaże, gdzie raki zimują.
    No i masz... Kolejne spotkanie Martiny i Pedro nadeszło znacznie szybciej, niż oboje się spodziewali ^^ Już chcę wiedzieć, co z tego wyniknie hihi :D Wybacz za ten chaos w komentarzu :D
    Buziaki :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Powoli poznajemy Martinę i jej bliskich, z którymi na pewno nie będziemy się ani przez chwilę nudzić. :D
    Dziewczyna już od pierwszych chwil wzbudziła moją sympatię, tak samo zresztą jak jej siostra Stella, która już teraz jestem przekonana, że zostanie jedną z moich ulubionych postaci tutaj, bo jest genialna!
    Martina zgodziła się podjąć "opieki" nad młodszą siostrą i towarzyszyć jej podczas trwania obozu. W zamian otrzymała szansę na spędzenie czasu pośród wspaniałych krajobrazów. To wprost wymarzone wakacje... jeśli oczywiście pominiemy obowiązki opiekunki wobec Stelli, których wcale nie jest mało. :D Nie ma co jednak narzekać, bo ten wyjazd może jeszcze przynieść wiele dobrego.
    Po przywiezieniu siostry na trening pech dał mocno o sobie znać Martinie. Złapanie kapcia mogło przysporzyć jej sporo problemów, ale na całe szczęście na horyzoncie pojawił się wybawca w osobie Pedro, który ochoczo zajął się wymianą koła, a przy okazji wywarł dość mocne wrażenie na Martinie.
    Stella nie chcąc, aby Martina zbyt mocno się nudziła zaproponowała jej udział w szczytnej inicjatywie. Dziewczyna po krótkim namyśle postanowiła skorzystać i wykazać się pomocą, co po raz kolejny bardzo dobrze o niej świadczy. W dodatku dzięki chęci pomocy w posprzątaniu plaży, Martina ponownie spotkała Pedro, czego za nic by się nie spodziewała. Jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się ich relacja. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń