Plastikowe odpady znajdowane się wszędzie, od Arktyki po Antarktydę, od powierzchni aż po samo dno. Szacuje się, że każdego roku do mórz i oceanów trafia od 4,8 mln do 12,7 mln ton plastiku, w znacznej części z miejsc, gdzie śmieci zostają beztrosko wyrzucone na ziemię lub do rzeki, a rzekami trafiają do mórz i oceanów. Następnie prądy oceaniczne przenoszą je do najdalszych zakątków świata. Zaśmiecone plaże to jeden z dowodów na to iż głupota ludzka nie znała granic. Własnym lenistwem doprowadzaliśmy tą planetę do samozniszczenia. Podnosząc puste butelki z piasku jedynie się w tym utwierdziłam. Z irytacją spoglądałam na kosze, które znajdowały się nie dalej jak kilka kroków ode mnie. Czy na prawdę droga do nich równała się wspinaczce na Mount Everest? Byliśmy kompletnie obojętni wobec bezbronnych mieszkańców naszej planety, którzy ginęli w plastikowych pułapkach w ich środowisku naturalnym. Byliśmy również obojętni wobec przekształcania się tych pięknych naturalnie miejsc w obrzydliwe śmieciowiska. Czy na prawdę istnieli ludzie, którzy czuli się komfortowo wśród tego całego syfu? Strach pomyśleć co sami ukrywali w swoich czterech ścianach. Pomysł z pomocą samozwańczej organizacji był moją pierwszą dobrą decyzją podczas tego lata. Żar lał się z nieba, a pot spływał po moim kręgosłupie. Czułam się jednak w pełni zmobilizowana. Irytował mnie jedynie głos Giany dochodzący z drugiej strony plaży. Z pełną premedytacją zdjęłam przed wejściem na piasek białe Conversy informując dziewczynę, że tak będzie mi wygodniej, a co najważniejsze, nie zniszczę sobie butów. Śmiech Dolores przeciął całą plażę, a wytatuowana dziewczyna prychnęła pod nosem w swoim irytującym stylu. Z dumnie uniesioną głową odebrałam worki i rękawiczki, po czym udałam się w stronę wyznaczonego dla mnie kawałka La Laja. Co jakiś czas zerkałam w stronę chłopaka, którzy towarzyszył Gianie. Po tym jak na niego wpadłam, wyrwałam się z pokrętnymi przeprosinami, po czym unikałam jak ognia. Byłam pewna, że to tajemniczy Pedro. Poznałam go po oczach. Nie rozumiałam jednak moich żenujących reakcji w jego obecności.
- Przerwa! - zawołała Dolores. Machnęła na mnie ręką wskazując na cień jednak odmówiłam dostrzegając zmierzającą w tamtym kierunku Gianę. Nie miałam ochoty na jej towarzystwo. Powoli weszłam po uda do wody, chcąc choć trochę się schłodzić. Z ulgą przemyłam twarz na której z pewnością pojawiły się znienawidzone przeze mnie piegi. Nie podzielałam entuzjazmu reszty rodziny ich widokiem. Nie rozumiałam co takiego "uroczego" w nich dostrzegali.
- Cześć. - usłyszałam za sobą odchrząknięcie. Zadrżałam. Doskonale wiedziałam kto za mną stoi. - Przyniosłem Ci wodę.
- Dziękuję, ale mam swoją. - zerknęłam na niego przez ramię. Nie miał na sobie maski, więc mogłam przyjrzeć się jego - jak wcześniej się domyśliłam - przystojnej twarzy. Jego usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu, który wywołał łaskotanie w moim podbrzuszu. - O co chodzi?
- Uparta kłamczucha z Ciebie. - podszedł do mnie brnąc przez wodę. Kompletnie nie przejął się tym, że zmoczył sobie spodenki. - Jakieś pół godziny temu dopiłaś swoją wodę. - wyciągnął w moją stronę butelkę, która jeszcze chwilę temu leżała w przenośnej lodówce w towarzystwie lodowatych kostek lodu. - Nie możesz się odwodnić przez trudny charakter Giany. Przepraszam za nią.
- Często przepraszasz przez swoją dziewczynę? - spytałam przykładając lodowatą butelkę do rozgrzanego policzka. W dziwnym napięciu oczekiwałam odpowiedzi. Widziałam jak współpracowali ze sobą i dość dobrze im to wychodziło. Po za tym w jego towarzystwie Giana wydawała się bardziej ludzka, o ile w ogóle było to możliwe.
- Nie jest moją dziewczyną. - zaśmiał się.
- Wybacz. - mruknęłam upijając łyk przyjemnie zimnej wody. Chciałam w ten sposób ukryć irytujący uśmiech, który chciał wpłynąć na moje zdradzieckie usta. - Źle to zinterpretowałam.
- Jesteśmy dobrymi znajomymi.
- Rozumiem.
- Chciałem Cię przeprosić. - wyznał wsuwając dłonie w kieszenie od spodenek. Zgarbił lekko swoją sylwetkę wyglądając przy tym niezwykle uroczo. - Wtedy na parkingu ... miałem bardzo ważny telefon. Przepraszam, że odszedłem bez słowa i nie odpowiedziałem na Twoje pytanie.
- Daj spokój. Nic się nie stało.
- Jak to nie? Przecież nadal nie odwdzięczyłaś mi się za pomoc. I nawet mam pomysł jak możesz to zrobić. - z uwagą przyglądałam się jego rozbawionej minie. Nie miałam pojęcia co może chodzić temu, jakby nie patrzeć, nieznajomemu po głowie. - Potowarzyszysz mi do końca dnia na plaży. Ktoś musi nieść worek.
- Nieść worek? - wydukałam. - To rola faceta.
- Ok, więc ja niosę worek, a Ty wrzucasz śmieci. - odwrócił mnie w stronę plaży. Lekko chwiejnym krokiem wyszłam na brzeg zastanawiając się jakim cudem można pachnieć niczym milion dolarów w takim upale. - Jak radzi sobie Twoja siostra? - zagadnął po chwili ciszy.
- Znając Stellę to rozstawia wszystkich po kątach. - zażartowałam. - Codziennie wychodzi na cały dzień do ośrodka szkoleniowego zostawiając mnie samą w czterech ścianach. Ale nie narzekam. Wiem, że ma talent, więc niech go rozwija. Na co dzień gra w klubie z Madrytu.
- Czyli jesteście ze stolicy?
- Można tak powiedzieć. To miasto wybrali nasi rodzice na wspólne życie. Tata jest Portugalczykiem, a mama Szwedką. - wyjaśniłam doprowadzając Pedro do zdumienia. - W domu posługujemy się hiszpańskim - stąd brak obcego akcentu u mnie. Zresztą, ja jestem typowym mieszańcem. Ni to Szwedka, ni Portugalka. Typowe nijakie środkowe dziecko. - wzruszyłam ramionami.
- Raczej oryginalne. Myślę, że odziedziczyłaś najlepsze cechy z obydwóch stron. - zadrżałam, a moje policzki pokryły lekkie rumieńce. - Niech zgadnę. Oczy po ojcu, a rysy twarzy i włosy po mamie? Wykonali niezłą robotę.
- Ej! Bez takich wizji w mojej głowie. - rozbawiona zakryłam twarz dłońmi. - A co z Twoimi rodzicami?
- Wystarczy na mnie spojrzeć. - dumnie wskazał na siebie kciukami. Pokręciłam rozbawiona głową. Miał rację, ale nie musiałam go w tym utwierdzać. - Obydwoje pochodzą stąd i prowadzą restaurację z regionalnymi potrawami. Mama jest najlepszą kucharką na Wyspach Kanaryjskich.
- Jeśli to była reklama to czuję się zaintrygowana.
- Zapraszam w nasze skromne progi.
- Idziesz w ich ślady?
- Przypalenie grzanek czy jajecznicy można do tego zaliczyć? - zaśmiał się, po czym spoważniał. - Nie. Mam lewe ręce do gotowania nad czym mama ubolewa. Mój starszy brat świetnie gotuje i kształci się w tym kierunku.
- Więc jaki jest Twój ukryty talent?
- Na razie go szlifuję i wolę nie zapeszać. - schylił się, aby zawiązać worek. Uciął rozmowę na swój temat w dość taktowny sposób. Nie miałam jednak prawa naciskać na dłuższą wypowiedź. - A Ty? Czym się zajmujesz oprócz niańczenia młodszej siostry?
- Wyleguję się na leżaku i zastanawiam się nad wybraniem odpowiedniego kierunku studiów, który pomoże mi w realizacji planów. W sumie nawet nie wiem czy jakiekolwiek są mi do tego potrzebne, ale wolę nie doprowadzać rodziców do zawału. Mogę robić co chcę, ale z wyższym wykształceniem.
- A co Martina chce robić i co sprawia jej przyjemność?
- Martina chce posiadać firmę dekoracyjną. - zagryzłam dolną wargę. Po raz pierwszy powiedziała to na głos i to na dodatek obcej osobie. Pedro wzbudzał zaufanie, a w jego towarzystwie mój język sam się rozplątywał. Miałam wrażenie, że mogę mu powiedzieć o wszystkim, a on mnie zrozumie i nie oceni z góry. To było bardzo wyzwalające uczucie. - Uwielbiam przygotowywać przyjęcia, szczególnie te tematyczne. Szukać odpowiednich ozdób, balonów, ciast czy tortów.
- Więc potrzebujesz kierunku, który Ci pomoże przy prowadzeniu własnego biznesu. Pomysł i realizację masz w małym paluszku, pozostały jeszcze te wszystkie liczby, tabelki i inne papierzyska. Ale z takim entuzjazmem dasz radę.
- Zobaczymy. Mam jeszcze kilka tygodni czasu.
- Czyli jesteśmy rówieśnikami. - zauważył. - Który miesiąc?
- Kwiecień. A Ty?
- Końcówka listopada.
- Gówniarz z Ciebie. - zaśmiałam się.
- Ej! Bo wylądujesz we wodzie. - zagroził mi choć jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Wytknęłam mu język cofając się powoli. Prowokowałam go, choć ta zabawa sprawiała mi wiele radości. Od dawna tak dobrze się nie bawiłam.
Godziny mijały, a worków pełnych śmieci przybywało. Policzki bolały mnie od śmiechu, który był nieustannym towarzyszem moich nie kończących się dyskusji z Pedro. Dreszcze pojawiające się w jego obecności zamieniły się w naiwne łaskotanie w podbrzuszu, które dawało mi do zrozumienia, że beznadziejnie zauroczyłam się w tym chłopaku. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym automatycznie nie postawiła się na przegranej pozycji. Bo przecież taki chłopak jak on mógłby mieć każdą, więc co takiego szczególnego mógłby znaleźć w mojej osobie? Zresztą, o czym ja w ogóle myślałam? Nie byliśmy na romantycznej randce, a na środku zaśmieconej plaży, którą pomagaliśmy posprzątać. Czy każda młoda kobieta przy początkowym zauroczeniu oczami wyobraźni widziała siebie na ślubnym kobiercu czy tylko ja byłam taka śmieszna? To wszystko przez Stellę i jej miłosne teorie.
- O czym tak myślisz? - Pedro kolejny raz tego dnia podał mi butelkę z wodą, po czym zajął miejsce obok mnie. Siedząc na brzegu spoglądaliśmy na słońce, które powoli zanurzało się w spokojnych wodach Oceanu. Można rzec, że wykonaliśmy dzisiaj kawał dobrej roboty.
- Ciekawi mnie dlaczego wolałeś zbierać śmieci na plaży zamiast spędzić ten czas z przyjaciółmi. - zerknęłam na niego kątem oka. - Dlaczego Giana nazwała się gwiazdą i chciała zamieścić Twój wizerunek na ulotkach? - chłopak wyraźnie się spiął. Zwlekał z odpowiedzią. - Przepraszam, nie musisz odpowiadać. Ja też nie mówię nowo poznanej osobie, że mam wadę wzroku i noszę okulary.
- To żaden powód do wstydu.
- Mała Martina miała inne zdanie na ten temat.
- Gdy byłem mały byłem pulchnym dzieckiem. Wołano za mną "Pedrito". Teraz wszyscy mówią na mnie Pedri.
- Pedri. - powtórzyłam. - Ładnie. Czyli Ty schudłeś, a ja zainwestowałam w szkła kontaktowe.
- Trzeba swoje wyimaginowane wady zamienić w zalety.
- Zmieniłbyś zdanie gdybyś zobaczył mnie w okularach.
- Musisz mieć poważną wadę wzroku skoro nie widzisz swojego odbicia w lustrze. - parsknął śmiechem. Uchyliłam usta, aby mu odpyskować, ale pojawienie się Giany skutecznie mi w tym przeszkodziło. Dziewczyna stanęła obok Pedro zakładając ręce na piersi. Jej usta zacisnęły się w cienką linię.
- Musimy już iść Pedri. Jesteśmy umówieni z resztą.
- Ja też już muszę uciekać. - wstałam z piasku otrzepując swoje spodenki. Nie chciałam, aby Pedro mnie przepraszał nie chcąc urazić swoim odejściem. - Stella już na mnie czeka. Było miło was poznać. - słowo "was" ledwo przeszło mi przez gardło. Chciałam jednak pokazać Gianie jak powinien zachowywać się cywilizowany człowiek. Odeszłam z dziwnie ciężkimi nogami, jakby nagle moje mięśnie zamieniły się w ołów. Z każdym kolejnym krokiem czułam co raz większy zawód. Miałam wrażenie, że los odebrał mi szansę na coś bardzo cennego. Pożegnałam się z Dolores od której usłyszałam wiele ciepłych słów. Chwyciłam w swoje dłonie buty, po czym boso ruszyłam chodnikiem w stronę parkingu gdzie zostawiłam samochód. - Głupia, naiwna idiotka. - wyrwało się z moich ust. Mówiłam o sobie i byłam tego jak najbardziej świadoma.
- Martina! - zadrżałam. Odwróciłam się ze wstrzymanym oddechem jakby co najmniej ktoś miał we mnie strzelić. Jakim cudem Pedro tak szybko znalazł się obok mnie bez cienia zadyszki? Przecież musiał biec! - Słuchaj ... mówiłaś, że się nudzisz. - podrapał się po głowie chcąc tym gestem ukryć swoją niepewność. - Może chciałabyś, abym Ci pokazał Las Palmas? Dużo ... pracuję. - zająknął się. - Ale znalazłbym czas.
- Nie chciałabym Ci przeszkadzać i zabierać wolnego czasu.
- Nie pytałbym gdyby tak było. Ale jeśli ...
- Nie! To znaczy ... z chęcią. - uśmiechnęłam się co odwzajemnił. Cholerne motyle wzbiły się do lotu. Pedro poprosił, abym wpisała w jego telefonie mój numer, po czym obiecał zadzwonić. Chciał jeszcze coś dodać, ale irytująca Giana znów dała o sobie znać. Zagryzłam wargi nie chcąc wybuchnąć śmiechem gdy chłopak przewrócił swoimi oczami. Pożegnałam się z nim niechętnie, ale tym razem moje nogi były lekkie niczym piórko, a po zawodzie nie było śladu.
*
Wparowałam do domu tańczącym krokiem. Promieniałam szczęściem i radością. Rozum cały czas powtarzał "To tylko chłopak", lecz serce w rytm śpiewającej przeze mnie piosenki odpowiadało "Ale za to jaki uroczy, przystojny, gorący ... ".
- Ćpałaś? - usłyszałam za sobą rozbawiony głos. Głos, którego bym się tutaj nie spodziewała. Głos, który początkowo mnie przeraził i wprowadził w stan przedzawałowy. Krzyknęłam głośno mając wrażenie, że słyszano mnie na całej wyspie. - Moje bębenki. - skrzywiona Daniela potarła uszy.
- Co tu robisz i dlaczego mnie straszysz?
- Mam jutro sesję niedaleko stąd, więc wykorzystałam okazję. Chciałam zobaczyć czy nie rozrabiacie. Stella powiedziała, że wyrywasz lokalnych chłopaków na przebite opony. - poruszała charakterystycznie brwiami.
- Papla! - krzyknęłam w głąb domu.
- Było chociaż wziąć jego numer. - droczyła się ze mną.
- Mam jego numer. - odpowiedziałam z satysfakcją.
- Skąd?! - głowa Stelli wychyliła się zza ściany. Prychnęłam na widok ich dziwnie podekscytowanych min i ostentacyjnie wyminęłam. Opadłam plecami na kanapę kolejny raz zerkając na wyświetlacz. Nadal nic. - Ej no nie bądź taka! Gdzie go spotkałaś?! - jęknęłam głucho gdy ciało mojej młodszej siostry wylądowało obok mnie.
- Na plaży.
- I?!
- I ... było miło. - uśmiechnęłam się. - Tylko rozmawialiśmy i wymieniliśmy się numerami. Zadzwoni gdy będzie miał czas i może pokaże mi ciekawe miejsca w Las Palmas. Dużo pracuje, więc nie oczekuj, że będę znikała na całe dnie.
- Czym się zajmuje? - Daniela nachyliła się nad oparciem kanapy i spojrzała na mnie racjonalnym spojrzeniem naszej matki. - Robi coś konkretnego?
- Niestety nie jest dalekim kuzynem króla Filipa jak Twój Beltran. - syknęłam zirytowana. Bardziej wkurzał mnie fakt tajemniczości Pedro niż samo pytanie Danieli. Po za tym ta rozmowa wchodziła na zbyt poważne tory. - To nie była randka, więc przestańcie.
- Podoba Ci się?
- Co to ma do rzeczy? - Daniela oddaliła się na chwilę, po czym wróciła z małym opakowaniem, które mi podała. - Oszalałaś?! - pisnęłam czytając nazwę tabletek.
- Uwierz mi, lepiej że masz to ode mnie, a nie od mamy. Choć muszę przyznać, że była bardziej rzetelna niż ojciec podczas rozmowy uświadamiającej. - zachichotała pod nosem. - Chyba, że mam do niego zadzwonić ...
- Boże, nie! - jęknęłam zażenowana. - Weź to!
- Na facetów nie ma co liczyć jeśli chodzi o takie rzeczy. A to nie mają przy sobie, a to im nie wygodnie ... uciska ich ... - zaczęła wyliczać, a ja miałam wrażenie, że zaraz spalę się ze wstydu. Jedynie Stella miała ubaw z całej tej sceny. - Musisz być przygotowana na każdą ewentualność. Najlepiej to liczyć na siebie bo może nie zdążyć wyjąć ...
- Daniela! On ma mi tylko pokazać wyspę.
- Tak ... żeby Ci wszystkiego czasami nie pokazał ...
- Nie chcę tego słuchać! - zerwałam się na równe nogi. - Nie potrzebuję żadnych tabletek antykoncepcyjnych bo nie jestem w żadnym stałym związku. Kiedy ten status się zmieni to wówczas o tym pomyślę. A teraz przepraszam panie, ale idę wziąć prysznic.
- Najlepiej zimny. Czuję, że w najbliższym czasie będziesz potrzebowała wiele litrów orzeźwiającej wody. - zachichotała Daniela. Posłałam jej mordercze spojrzenie, ale nie skomentowałam owych insynuacji. Z jednym jednak musiałam się z nią zgodzić. Lepiej, że to ona postanowiła mi doradzić, a nie nasz ojciec.
***
Dziękuję za miłe słowa! :* Motywujcie dalej!