Przez kończący się powoli sen poczułam jak Pedro z czułością zakłada kosmyk moich włosów za ucho. Zamruczałam niczym mały kociak wtulając się w moją nową poduszkę. To jest w męskie ramię. Nie chciałam jeszcze unosić powiek chcąc nacieszyć się samym dotykiem i zapachem. Ciepłem, które zapewniało drugie ciało. Nie pamiętałam w którym momencie zasnęłam. Oglądaliśmy film, a ja, jak na pierwszorzędnego przylepa przystało, mogłam bez przeszkód i bez wścibskich oczu obok nacieszyć się ramionami chłopaka. Kanapa może i należała do tych najwygodniejszych, ale było mi wszystko jedno.
- Dzień dobry. - usta Pedro zetknęły się z moim nosem.
- Jeszcze chwilkę. - poprosiłam.
- Nigdzie nie uciekam. - zaśmiał się. - Aczkolwiek muszę Cię zostawić na godzinkę i pójść pobiegać. - zaskoczona postanowiłam jednak otworzyć jedno oko. - Możesz dołączyć do mnie. - zachęcał.
- Jasne. - prychnęłam. - Chcesz zabrać ze sobą sabotażystkę? Nie dotrzymam Ci tempa i dość szybko zostanę w tyle przez co nie zauważysz jak w spektakularny sposób wyłożę się na drodze. I kto mnie wtedy uratuje? - teatralnie przybrałam smutną minę rozbawiając go. - Ostatecznie mogę zrobić nam kawę i zaczekam na tarasie. Która w ogóle jest godzina? - zaspanym wzrokiem zaczęłam rozglądać się za zegarkiem.
- Szósta.
- Żartujesz prawda? To środek nocy!
- Jestem porannym ptaszkiem.
- W takim razie ja muszę być sową. - jęknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej. - Atrybut w postaci okularów już mam. Jaką kawę pijesz?
- Przecież możesz spać dalej przylepie. - przeciągnął się wstając. - Idź do łóżka albo zostań tu. Ja pobiegam i przy okazji mogę zrobić zakupy na śniadanie. Jakieś preferencje? - podszedł do mnie obejmując w pasie.
- Hmm croissanty i sok pomarańczowy?
- Robi się. - pocałował mnie. - A wracając do Twojego pytania. - oderwał się ode mnie ku mojemu niezadowoleniu. - Czarna z dwoma łyżeczkami cukru. Co masz taką oburzoną minę? - spytał choć doskonale wiedział. Kąciki jego ust niebezpiecznie drgały.
- Mało! - jęknęłam. Pedro zaśmiał się łącząc nasze usta w utęsknionym przeze mnie, i przede wszystkim dłuższym, pocałunku.
Poranek był przepiękny i nie mam tu wcale na myśli mojej pobudki. Powietrze, mimo iż ciepłe, było miło orzeźwiające. Niebo pokryte było barwną paletą kolorów, śladem po wschodzie słońca. Zawsze miałam ochotę zobaczyć je na żywo, ale byłam zbyt wielkim śpiochem, aby tego dokonać. Kto wie, może kiedyś.
Po prysznicu i ogarnięciu mojego wizerunku zaparzyłam poranną kawę. Do swojego kubka dolałam odpowiednią ilość mleka, po czym udałam się na taras. Minęła godzina odkąd Pedro wybiegł z domu, więc lada chwila powinien być z powrotem. I nie myliłam się. Minutę później pojawił się na podjeździe z reklamówką w dłoni. Przełknęłam ślinę czując suchość w gardle. Jeśli do tej pory sądziłam iż spocony mężczyzna nie może być atrakcyjny to właśnie przekonałam się w jak wielkim byłam błędzie.
- I jak? - zagadnęłam upijając łyk kawy.
- Zapowiada się piękny dzień. Biegając zastanawiałem się jak go spożytkować. - podał mi rogalika. - Stwierdziłem jednak, że po wczorajszej ciężkiej pracy należy nam się chwila wytchnienia i lenistwo nad basenem będzie odpowiedniejsze.
- Jestem za.
- Dzwonił do mnie Fernando i pytał czy zamówić nam bilety na ten sam prom w piątek co oni. - usiadł na przeciwko mnie. - Musiałabyś tylko znieść towarzystwo Giany.
- Bilety na prom? - zmarszczyłam brwi.
- Z Las Palmas na Teneryfę?
- Oh! - miałam ochotę strzelić sobie po czole. - Dobrze, ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mam poznać twoich rodziców w jej towarzystwie? Przecież zanim uchylę usta ona sama mnie przedstawi w swój sposób. - zmarkotniałam choć tak na prawdę stresowałam się stanięcia nimi twarzą w twarz.
- Fernando bierze ją na siebie. - zapewnił.
- Brzmi dwuznacznie co w ich przypadku mogłoby być zbawienne. - palnęłam. Pedro uniósł brwi spoglądając na mnie uważnie. - To znaczy ... nie miałam na myśli tego, żeby oni ... to ich sprawa ... pewnie mają to za sobą ... - Czy można cofnąć czas? Wystarczyłaby mi tylko minutka!
- W ich przypadku to nie rozwiązało problemu, a wręcz pogorszyło całą sytuację. - zauważył biorąc rogalika do ręki.
- Przepraszam. To nie moja sprawa. - mruknęłam. - Po prostu chodziło mi o to, że poznałam ją na tyle, aby być pewną iż spróbuje mnie skompromitować. Dała mi to solidnie do zrozumienia. Dlatego czułabym się pewniej gdyby zajęła się swoimi sprawami i problemami w tym czasie.
- Czyli Fernando. - podkreślił. - Obydwoje są siebie warci.
- Twój brat jest miły.
- Tsaa ... jak śpi. - kciukiem otarł kącik ust. - On nie chce się angażować, ale to nie powód, aby ranić czyjeś uczucia. Wcześniej mnie to nie interesowało, ale teraz zaczyna mieć to wpływ na moje życie. Urażona Giana i jego idiotyczne dogadywanie na każdym kroku. - przewrócił oczami.
- Taka jest chyba rola starszego rodzeństwa.
- Dogadujesz Stelli?
- Nie było okazji. - zaśmiałam się. - Szczerze mówiąc nie wiem jakbym zareagowała gdyby wspomniała o jakimś chłopaku albo przyprowadziła go do domu. Mam nadzieję, że nie tak jak Daniela w moim przypadku. - dodałam zamiast ugryźć się w język.
- Niech zgadnę. - Pedro oparł się nonszalancko na krześle i spojrzał na mnie cwanie. - Kazała Ci być ostrożną i nie popełnić żadnego błędu, którego konsekwencje mogłabyś ponieść w najbliższej przyszłości? A jeśli już masz to zrobić to odpowiednio Cię zabezpieczyła?
- Coś w tym stylu? - poczułam jak się rumienię.
- Mogliby się umówić z Fernando na kawę. - parsknął, a ja pełna zażenowania schowałam twarz w dłoniach. - Hej. - poczułam jak się do mnie przysuwa. - Nie przejmuj się nimi. To nie jest ich sprawa. Obiecuję dać mojemu bratu po mordzie jeśli rzuci głupim tekstem przy tobie. - uniósł dłoń ku górze.
- Wszystko mi jedno.
- A nie powinno. Przecież możesz mieć wpływ na to w którą stronę mam mu złamać nos.
- Pedro! - zaśmiałam się. - Nie możesz bić się ze swoim bratem. Szczególnie z tak dziecinnego powodu.
- A z jakiego mogę? - spytał głosem podekscytowanego dziecka bawiąc się kosmykiem moich włosów. W odpowiedzi posłałam mu pełne politowania spojrzenie. - Problem w tym, że Fernando chyba zapomniał, że nie jestem już dzieckiem i sam potrafię trzeźwo myśleć. I cierpliwie czekać. Chociażby wieczność. - szepnął mi do ucha. Znajomy dreszcz przebiegł przez mój kręgosłup. - Widzimy się przylepie nad basenem. - dodał puszczając mi oczko i znikając za szklanymi drzwiami.
*
Pedro i odpoczynek? Też mi coś! Ten chłopak po prostu nie potrafił usiąść na przysłowiowych czterech literach. Miał w sobie gen sportowej konkurencji i nawet nie zamierzał dawać mi forów. Nasz zacięty mecz siatkówki wodnej pełen był dramaturgii, ale i głośnych wybuchów śmiechu - przynajmniej z mojej strony. Musiałam nie raz udobruchać obrażonego chłopaka pocałunkami na co wcale nie narzekał. Momentami miałam wrażenie, że robił to specjalnie.
Dzień był upalny, można rzec iż panowała wszechobecna duchota. Chłodząc i wygłupiając się w przyjemnej wodzie nawet nie zwróciliśmy uwagi na to, że już dawno minęło południe. Przypomniał mi o tym mój domagający się jedzenia żołądek. I choć uwielbiałam gotować nie miałam ochoty zamykać się dziś w ciepłej od pary kuchni. Bez zająknięcia się przyjęłam zaproszenie Pedro do pobliskiej knajpki. Oczywiście w pakiecie z lodami, którymi zajadaliśmy się wracając do domu i grając w sto pytań.
- Twój ulubiony zwierzak? - spytałam.
- Koń.
- Na prawdę? - zaskoczona odwróciłam ku niemu głowę. - To hobby mojej mamy. Dlaczego akurat koń?
- Mają w sobie coś szczególnego i dostojnego. A Twój?
- Typowe, ale pies. - zaśmiałam się. - Chciałabym kiedyś dać dom psiakowi ze schroniska. Te rasowe zawsze znajdą sobie pana, a na mieszańce mało kto zwraca uwagę.
- Moja dobra dziewczynka. - objął mnie ramieniem i ucałował w skroń. - To jak go nazwiemy?
- My?
- Tylko nie Pedrito. - zastrzegł. - Bo się obrażę.
- Przedyskutujemy to mój drogi Pedrito. - obiecałam czując się jakbym unosiła się nad ziemią. Czy on właśnie planował ze mną przyszłość? - Ok, teraz ja. Czy jest coś co chciałbyś zrobić, ale się boisz?
- Hmm ... na tą chwilę ... skok na bungee. Podoba mi się to i bardzo fascynuje, ale wiem że nigdy się na to nie odważę.
- Czemu? - spytałam czując jak wzmaga się wiatr i przyjemnie owiewa moje ramiona. Było w tym jednak coś złowrogiego co spowodowało dreszcze na mojej skórze.
- Bo dostałbym zawału. - wzruszył ramionami. - Więc nie namawiaj mnie jeśli jeszcze mam Ci być w czymś potrzebny. - droczył się ze mną. Chciałam odpowiedzieć jednak przerwał mi w tym odgłos grzmotu w oddali. Głos momentalnie ugrzązł mi w gardle. Upał, duchota, wzmagający się wiatr ...
- Tylko nie to. - jęknęłam zamykając oczy.
- Hej, wszystko będzie dobrze. - chłopak dotknął moich policzków. - Jesteśmy już na podjeździe. Pójdziesz na górę, a ja wszystko sprawdzę i pozamykam, dobrze? Postaram się przyjść jak najszybciej. - pociągnął mnie za dłoń ku wejściu. Już nie czułam gorąca i duchoty, a wręcz przeszywające mnie wskroś zimno. Z ciężkimi nogami powlokłam się schodami na górę do swojej sypialni, po czym bez ceregieli nakryłam się pościelą po samą głowę.
- Nic się nie dzieje. Nic się nie dzieje. Nic się nie dzieje. - powtarzałam niczym mantrę próbując oddychać głęboko. Próbowałam się skupić na pozytywach i obecności Pedro, ale odgłosy zza okna skutecznie dawały mi do zrozumienia, że burza zbliżała się do mnie co raz bardziej i szybciej.
- Jaka jest Twoja ulubiona piosenka? - usłyszałam nad sobą. Zmarszczyłam czoło spoglądając na Pedro jak na wariata. Ja tu zaraz mogę zwariować, a on chce nadal ciągnąć tą grę? - Nie patrz tak na mnie. - uśmiechnął się. - Na pewno jest jakaś piosenka, która wzbudza w tobie same pozytywne emocje. - podszedł do sprzętu muzycznego ze swoim Iphonem w rękach. Przed moimi oczami stanęła scena z rodzinnego domu gdy wraz z Danielą i Stellą odstawiłyśmy koncert przed rozbawionymi rodzicami. Urodziny taty, jego ulubiona piosenka, my jako trio muzyków z dezodorantami w dłoniach służącymi za mikrofony i z perukami na głowach ... do dzisiaj nie pamiętam skąd je wytrzasnęłyśmy. Boże, ile ja miałam wówczas lat? Z dziesięć?
- Dude Looks Like A Lady? - wydukałam.
- Niezły wybór. - chłopak pokiwał z uznaniem głową. Zanim pierwsze takty piosenki rozległy się po mojej sypialni zdążył zasunąć rolety i włączyć lampkę nocną, która w tym momencie była jedynym źródłem światła. Odgłosy burzy momentami ustały. W uszach słyszałam jedynie znaną mi doskonale muzykę i charakterystyczny głos lidera Aerosmith. Pedro wyciągnął ku mnie dłoń z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. - Mogę panią prosić?
- Ale Pedro, burza ... - niepewnie opuściłam łóżko.
- Jaka burza? - przysunął mnie blisko siebie kładąc prawą dłoń na plecach. - Nie ma żadnej burzy przylepie. A skoro się poznajemy to musimy wiedzieć czy potrafimy ze sobą tańczyć. Wiesz ... zsynchronizować ruchy i takie tam. - niespodziewanie okręcił mnie wokół mojej własnej osi. Zaśmiałam się w odpowiedzi. - I żeby nie było. Jestem w tym beznadziejny. - szepnął mi do ucha.
- Nie doceniasz się w ogóle.
- Tak myślisz? - znów mnie okręcił. - To pokaż na co Ciebie stać. - rzucił mi wyzwanie. Zarzuciłam ręce na jego ramiona poruszając biodrami co błyskawicznie wykorzystał kładąc na nie swoje zwinne dłonie. Nasze czoła zetknęły się ze sobą, oczy spotkały w hipnotyzującym spojrzeniu, usta do siebie uśmiechnęły, a ciała otarły się o siebie raz, potem kolejny i jeszcze jeden, wowołując elektryzujące napięcie. W pewnym momencie zapomniałam jak się oddycha. Tęczówki chłopaka pociemniały, a dłonie lekko zjechały na moje pośladki jakby chcąc się przekonać gdzie postawiona jest granica. Szczerze mówiąc w tym momencie nie pamiętam czy jakakolwiek istniała. Zagryzłam zadziornie dolną wargę odwracając się i opierając o niego plecami. Duchota i gorąc powróciły ze zdwojoną siłą jednak już nie za sprawą kapryśnej pogody. Jego ręce wręcz parzyły! A ja chciałam poddać się tej torturze bez końca. Teraz mój brzuch był tematem jego badań, a krótki top jedynie mu to umożliwiał. Ucisk w podbrzuszu stał się bezlitosny. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a zwariuję.
- Beznadziejny mówiłeś? - odwróciłam się ku niemu z ciężkim oddechem na ustach. Momentalnie to wykorzystał całując mnie namiętnie. Jęknęłam oddając pocałunek z jeszcze większym zaangażowaniem niż dotychczas. Ten chłopak doprowadzał mnie do szaleństwa! A gdy dosunął mnie do siebie na minimalną odległość, o ile jakakolwiek istniała, mogłam poczuć, że i ja nie byłam mu obojętna w tym zakresie. Nie pamiętałam już czy to on usiadł na łóżku i pociągnął mnie do siebie czy to może ja go pchnęłam? Finalnie usiadłam na jego kolanach i wsunęłam mu dłonie pod podkoszulek. Pozbyłam się go błyskawicznie co i Pedro uczynił z moim topem.
- Mmm ... Martina. - Pedro chwycił mnie za policzki i niechętnie odsunął. - Stop ... nie tak miałaś zapomnieć. - wydyszał.
- O czym? - nie rozumiałam. Miałam istny mętlik w głowie.
- No właśnie. - uśmiechnął się. - Chcę, i to bardzo. - zaczął powoli patrząc wprost w moje oczy. - Ale nie dzisiaj. Nie tak. Nie wykorzystam sytuacji za oknem.
- Wygłupiłam się? - wydukałam zawstydzona.
- Oczywiście, że nie. - pogładził mój policzek. - I choć czuję w tym momencie frustrację to jestem zmuszony to przerwać. - ostrożnie zsunął mnie ze swoich kolan. - Chcę żebyś miała to dokładnie przemyślane. - przeczesał nerwowo swoje włosy.
- Mam. Tylko że nie zastosowałam się do wskazówek Danieli. - westchnęłam padając ciężko na poduszkę i rozmyślając nad nieotwartym pudełeczkiem tabletek.
- Też nie wziąłem prezentu od brata ze sobą. - dodał Pedro. Spojrzeliśmy na siebie, aby sekundę później parsknąć śmiechem. Chłopak położył się obok mnie rozbawiony i zagarnął do siebie ramieniem. - Lubię tą swobodę pomiędzy nami. - dodał bawiąc się kosmykami moich włosów.
- Znalazłeś dobry sposób na moją fobię.
- To nie jest żadna fobia. - zmarszczył czoło. - To zrozumiałe następstwa twojego wypadku.
- Panikuję. - mruknęłam kreśląc opuszkami palców różne wzory na jego nagiej klatce piersiowej. Nie sądziłam, że to zajęcie może być aż tak fascynujące. Ostrożnie dotknęłam każdego mięśnia na jego torsie, a palcem wskazującym przejechałam przez przecinający go meszek.
- Dobrze się bawisz? - zaśmiał się.
- Nie narzekam. Chciałam to zrobić od naszej nocnej kąpieli w Oceanie. - przyznałam szczerze choć moje policzki pokrył rumieniec. - Masz coś przeciwko?
- Nie. - strzelił ramiączkiem od mojego koronkowego biustonosza szczerząc się cwanie.
- Ej! - udałam oburzoną. - Aż tak ci przeszkadza, że mam go na sobie? - spytałam patrząc w jego oczy. Pedro przełknął ślinę bijąc się ze swoimi myślami. Rozczulał mnie. Sprawiał, że czułam się przy nim pewnie i bezpiecznie. Jak w domu. - Też się trochę wstydzę.
- Nie wstydzę się. Nie chcę znów Cię przestraszyć. - czule założył kosmyk włosów za moje ucho.
- Nie boję się Ciebie. - szepnęłam chwytając za jego dłoń i naprowadzając na swoje serce, które momentalnie przyspieszyło swój rytm. Spoglądając głęboko w jego oczy przesunęłam ją w bok na pierś. - Ufam Ci. - dodałam lekko drżącym głosem rozpinając zbędną koronkę.
- Jesteś piękna. - szepnął przejmując pałeczkę. Teraz to on badał opuszkami palców moje ciało. Westchnęłam błogo czując znajomy dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Nasze usta spotkały się w słodkim pocałunku, który nie trwał długo ponieważ Pedro miał wobec mnie inne plany. Ostrożnie, jakby badając moje reakcje, zaczął zjeżdżać ustami w dół. Od ust po szczękę, szyję, ramiona, miejsce pod którym biło serce, aż dotarł do piersi. Moje palce automatycznie wplotły się w jego włosy, a powieki przymknęły. Fala gorąca zalała moje ciało gdy zrozumiałam, że nie zamierza się zatrzymać. Czule scałował mój brzuch aż dotarł do granicy spodenek. Wstrzymałam oddech bijąc się z myślami. Pedro uniósł głowę. - Małymi kroczkami, pamiętasz? - szepnął. Skinęłam głową wyciągając ku niemu dłoń, aby znów się ze mną zrównał. - Cała pachniesz truskawkami. - cmoknął moje usta. Leżeliśmy obok siebie wpatrując się w sufit. Oboje próbowaliśmy unormować przyspieszone oddechy. Zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc frustracji przepływającej przez moje żyły.
- Mam wrażenie, że się torturujemy. - wyznałam.
- Mogę ... mogę pozbyć Cię tego uczucia. - jego głowa niepewnie odwróciła się w moją stronę. - Nie przekraczając najważniejszej granicy. - dodał pewniej. Wpatrywaliśmy się w siebie uważnie czekając które z nas podejmie ostateczną decyzję. Adrenalina zaczęła powoli ogarniać moje ciało. Skinęłam głową, a dłoń chłopaka spoczęła na moim brzuchu. Miałam wrażenie, że minęła wieczność zanim powoli zaczęła przesuwać się w dół mijając granicę spodenek. Automatycznie ją zatrzymałam wywołując w Pedro speszenie.
- Pod jednym warunkiem. - zarządziłam. - Ma to działać w obie strony. - wyciągnęłam ku niemu swoją dłoń.
- Martina ...
- Pozwól mi. - poprosiłam szeptem. Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku, a dłonie jednocześnie przekroczyły kolejną z granic, dzięki której oboje odkryliśmy nieznane nam do tej pory intensywne odczucia i emocje. Wspólny lot w przestworza, dzięki któremu uciekliśmy od rzeczywistości, zbliżył nas do siebie i jeszcze bardziej scalił związek, który choć świeży, zaczął posiadać co raz bardziej solidniejsze fundamenty.
***
Witajcie w Nowym Roku :)